Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Cieślak: Należy to się żarcie psom

Wojciech Koerber
Trener Marek Cieślak ze swoją husarią w Vojens. U góry od lewej Janusz Kołodziej, Tomasz Gollob i Jarosław Hampel. Siedzą od lewej Rune Holta, selekcjoner i Adrian Miedziński
Trener Marek Cieślak ze swoją husarią w Vojens. U góry od lewej Janusz Kołodziej, Tomasz Gollob i Jarosław Hampel. Siedzą od lewej Rune Holta, selekcjoner i Adrian Miedziński fot. photopress
- Nie mieliśmy nawet wstępu na baraż, musieliśmy bilety kupić, a Duńczycy łazili tylko i się czepiali - mówi w rozmowie z Wojciechem Koerberem Marek Cieślak, trener drużynowych mistrzostw świata na żużlu.

Z Markiem Cieślakiem, trenerem drużynowych mistrzów świata na żużlu, rozmawia Wojciech Koerber

Ten niedzielny finał Drużynowego Pucharu Świata z Vojens baaardzo przypominał zeszłoroczny w Lesznie. Najpierw przekładanie zawodów z soboty na niedzielę, pierwsza ich część to babranie się w wodzie i kłopoty, wreszcie szczęśliwy koniec. Z błota do złota, część II.
Lubi nas ta historia, prawda? Rzeczywiście początek był kiepski, lecz później wszystko zaczęło się układać.

Mimo że wiele rzeczy sprzysięgło się przeciwko Wam.
Od początku mieliśmy pod górkę. Zaczęło się od tej całej komisji odbioru technicznego. Zakwestionowała ona tworzywo, z którego wykonano wahacz do teleskopu w motocyklu Janka Kołodzieja. Był karbonowy, a niby nie może być, chociaż inni też mieli różne karbonowe rzeczy. W każdym razie Janek musiał wymienić przez to półkę do mocowania kierownicy. Łazili po prostu i czepiali się.

Polskim kibicom natomiast, którzy nie mogli zostać do niedzieli, nie zwrócili organizatorzy pieniędzy za bilety.
Zgadza się. My z kolei nie mieliśmy prawa wstępu na turniej barażowy. Musieliśmy sobie kupić wejściówki, co zrobił PZMot. Tomek Gollob swoimi kanałami dostał się jakoś do parkingu, ja również, ale tylko dlatego, że zaprosili mnie do telewizji. Reszta chłopaków siedziała już na trybunach.

Widać, cholernie zależało tym Duńczykom na zwycięstwie, a nie potrafili nawet optymalnie zestawić swojego składu, skoro wzięli Nicolaia Klindta, a pominęli Leona Madsena. Podpytywał ich Pan, skąd taka decyzja?
Nie pytałem, nie wiem, o co chodzi.

Ja swoją teorię mam. Niedawno Madsen próbował użyć starego tłumika w zawodach, w których było to zabronione. Zdradził go jednak dźwięk silnika podczas grzania motocykli i musiał wymienić tłumik na nowy. Z kolei w Gdańsku, przed pierwszym finałem IMŚJ, gdy zbierano podpisy, by oprotestować występy na nowych, niebezpiecznych tłumikach, nie zrobili tego jedynie Duńczycy, podopieczni menedżera Jana Staechmanna. Może to marionetka i sterują nim ci, którzy mają w tych nowych tłumikach swój interes.

Jeśli chodzi o Leona, to wiem, że za tamto zdarzenie nałożyli na niego karę 2 tysięcy euro. Choć pamiętajmy, że koniec końców starego tłumika nie zdążył użyć, bo go wymienił. A Staechmann? Myślę, że chce zrobić jakąś karierę w Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM). Tak mi się wydaje.

Wróćmy do naszej kadry. Chciał Pan zastosować jokera w 10. biegu, czy jednak wolał nie odstawiać Adriana Miedzińskiego, by go nie palić?

Nie mieliśmy nawet wstępu na baraż, musieliśmy bilety kupić, a Duńczycy łazili tylko i się czepiali

Ano właśnie. Nie chciałem go palić. Wydawało mi się, że na jokera jest jeszcze czas. Powiedziałem sobie, że każdy odjedzie dwie kolejki i dopiero wtedy zobaczymy, co dalej. Na jokera musiałbym wtedy wstawić Tomka (Golloba) i miałby krótkie odstępy między biegami, mało odpoczynku.

Przykład Miedzińskiego pokazuje, jak ważny jest lód pod kaskiem w takich zawodach, jak wiele żużla jeszcze musi zjeść, by w imprezach najwyższej rangi umieć zachować spokój. Rok temu w Lesznie również miał niepotrzebny upadek z własnej winy.
Nie da się ukryć, że troszeczkę jest Adrian impulsywny. Bo do jazdy nie mam specjalnych zastrzeżeń. Musi jeszcze po prostu odjechać sporo takich zawodów, jak te w Vojens.

Podobnie jak Janusz Kołodziej. Jego jazda była przecież dużo lepsza niż zdobycz punktowa, a to chyba właśnie brak objeżdżenia z najlepszymi. W ostatnim biegu tylko zbyt kurczowo trzymał się krawężnika, miast jechać szerzej, po beczce śmierci.
Zgadza się. On też musi się jeszcze rozwijać w takim właśnie towarzystwie. Kto wie, czy Janusz nie byłby najskuteczniejszy, gdybyśmy mieli finał w Polsce. Ale jeździł faktycznie dobrze. Nawet w pierwszym biegu, w którym nic nie zdobył, bo go zasypali na starcie.

Za rok znów będzie trzeba wszystkich zlać, ale u siebie, w Gorzowie.

I myślę, że ktoś nowy do tej obecnej kadry będzie się dobijał. Na myśli nam dwa nazwiska: Przemek Pawlicki i Maciek Janowski. O ile oczywiście nadal będą się rozwijać.

Początek sezonu miał Pawlicki fatalny, był bez klubu i bez formy. Wrócił jednak na dobry tor, za to Janowski jakby delikatnie z niego zbaczał. Dlaczego?
Chłopcy zamienili się rolami, ale moja diagnoza nie jest publiczna. W każdym razie faktycznie regres każdy widzi i Maciek nie zdobywa tylu punktów, na ile się liczyło.

Czas teraz wrócić do indywidualnej walki. Któremu z Polaków kibicuje selekcjoner w walce o tytuł IMŚ?

Nie mogę powiedzieć... Tak naprawdę to kibicuję obu.

A komu bardziej się tytuł należy?
Należy to się żarcie moim psom. Pełna miska. A medale to sobie trzeba wywalczyć.
Przy Betardzie trzeba by też teraz trochę pochodzić, bo i tu jest szansa na medal. Choć poza Madsenem i Anderssonem reszta zawodników jest jednak poniżej swojej optymalnej kreski.
Niestety. I to nie jest tak, że Kenneth (Bjerre) czy Jason (Crump) tylko w Polsce słabiej jeżdżą. Wszędzie. Trudno tu mówić o naprawianiu takiego Kennetha, skoro nie ma go na miejscu. Martwi to, że z tonu spuścili Jeleń i Piotrek Świderski. Trenowali ostatnio solidnie, ale potrzebują jazdy w zawodach. A jak Piotrek pojedzie do Szwecji i zdobędzie punkt, to już go na następny mecz nie zaproszą.

Kiedy powtórka meczu z Unibaksem Toruń?

W niedzielę o godz. 19.

Jeśli Pana zespół wygra, ale bonus pojedzie do Torunia, to w pierwszej rundzie play-off zmierzy się Betard z Falubazem Zielona Góra. To dobra opcja?

Ja tak na to patrzę - drużyna, która pojedzie z Unią Leszno, może przegrać dwa mecze. Drużyna, która pojedzie ze Stalą Gorzów, również może przegrać dwukrotnie, o ile Stal będzie w optymalnym składzie. Falubaz w tym sezonie nie błyszczy, więc można ich pokonać, a w najgorszym wypadku można też awansować do półfinałów jako szczęśliwy przegrany, jako ekipa mająca najlepszy bilans spośród tych, którzy polegli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska