Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Mamy obowiązek dbać o tożsamość Wrocławia". O restytucji obrazu "Opłakiwanie Chrystusa" w rozmowie z ministrem Piotrem Glińskim

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
"W Muzeum Narodowym we Wrocławiu pracują specjaliści, którzy badają losy dzieł sztuki z przedwojennej wrocławskiej kolekcji. To oni zidentyfikowali z dużym prawdopodobieństwem, że mamy do czynienia z obrazem z naszej listy."
"W Muzeum Narodowym we Wrocławiu pracują specjaliści, którzy badają losy dzieł sztuki z przedwojennej wrocławskiej kolekcji. To oni zidentyfikowali z dużym prawdopodobieństwem, że mamy do czynienia z obrazem z naszej listy." Paweł Relikowski
Obraz z warsztatu Lucasa Cranacha starszego, pt. „Opłakiwanie Chrystusa”, który do niedawna znajdował się na liście strat wojennych, ponownie pojawił się w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu. O jego restytucji i o tym dlaczego odzyskiwanie utraconych dóbr kultury jest dla Wrocławian ważne, rozmawialiśmy z wiceprezesem Rady Ministrów, ministrem kultury i dziedzictwa narodowego, profesorem Piotrem Glińskim.

Restytucja – termin znany lecz może nie do końca. Jak najkrócej wyjaśnić co dokładnie oznacza?

Restytucja to odzyskiwanie. W tym wypadku odzyskiwanie dzieł sztuki, które znajdują się na liście strat wojennych. Z punktu widzenia prawa, to dzieła, które zostały utracone w wyniku II wojny światowej z terytorium Polski w jej granicach po 1945 roku. W związku z tym należą do nich także obiekty, które zniknęły np. z terenów Wrocławia czy Szczecina.

Na czym bazują pracownicy Departamentu Restytucji Dóbr Kultury? Skąd wiedzą, jakich dzieł sztuki szukać? I gdzie?

Posiadamy dwie bazy danych. Główna, która od lat prowadzona jest w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotyczy strat wojennych, obejmuje ponad 64 tys. rekordów, zawiera między innymi około 17 tys. zdjęć i rysunków utraconych obiektów, w tym także opisy zaginionych dzieł sztuki. Istnieje także druga baza danych, do której wpisanych jest ponad 11 tys. dzieł określonych jako skradzione i nielegalnie wywiezione. Te zazwyczaj zniknęły już w późniejszym okresie.

Czyli kradzieże trwały nadal, także po wojnie?

Zwłaszcza w PRL-u wiele dzieł z kolekcji muzealnych wypożyczanych było instytucjom publicznym. One często już nie wracały, gdzieś „znikały”. Przecież „Poszukiwany, poszukiwana” nie wziął się znikąd. Oczywiście i dziś dzieła bywają wypożyczane, ale w oparciu o funkcjonujące prawo, które zobowiązuje na przykład do ubezpieczenia wypożyczanego eksponatu. W okresie PRL-u, a zwłaszcza w czasach stalinizmu, panowało jednak bezhołowie. Mówię o tym nie bez przyczyny, gdyż niedawno mieliśmy tego przykład. Na jednej z aukcji znalazł się obraz Stanisława Masłowskiego – „Gryka”, który został wypożyczony do zarządu głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, skąd nigdy nie wrócił. Jak zresztą wiele innych.

Gdzie zatem mogą teraz być takie obrazy?

Można przypuszczać, że gdzieś na ścianach mieszkań dawnych notabli PRL lub ich potomków. Przy tej okazji apeluję o czystą, ludzką uczciwość i o to, by obecne pokolenia sprawdziły, czy nie odziedziczyły kradzionych eksponatów, będących własnością polskiego narodu, nas wszystkich.

Wygląda więc na to, że powodów zaginięć dóbr kultury może być wiele. Nie ma jednego schematu…

Historie te są złożone i skomplikowane, a procesy restytucyjne bardzo różne, rzadko porównywalne. Nasze badania przypominają czasem pracę detektywów. Ustalamy, czy dzieło, które już zostało odnalezione, na pewno jest tym samym, które znajduje się na liście dzieł utraconych. Ustalamy, czy faktycznie widniało ono w inwentarzach instytucji, które zostały obrabowane. A to także nie jest takie proste, bo artyści często mieli w zwyczaju pod jednym tytułem tworzyć kilka wersji dzieła, funkcjonowały one pod zbliżonymi lub pod kilkoma różnymi tytułami…

Czy wiemy zatem w jakich okolicznościach „Opłakiwanie Chrystusa” zniknęło ze Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu?

Wiemy sporo, ale nie wszystko. Niemcy, wycofując się z terenów Polski, gromadzili dzieła sztuki skradzione zarówno z muzeów polskich, jak i te z własnych kolekcji, w magazynach. Obraz Cranacha został przewieziony do takiego właśnie magazynu w Kamieńcu Ząbkowickim. W lutym 1946 roku magazyn odwiedziła PRL-owska komisja rewindykacyjna i już nie zastała obrazu, podobnie zresztą jak stu innych, które ukradziono, najprawdopodobniej tuż przed przyjazdem urzędników. Ktoś musiał się zorientować, że obrazy zostaną zabezpieczone czy przekazane do muzeum i jest to ostatnia okazja, by je zabrać. Trudno powiedzieć kto dokonał tej kradzieży – mogli to być na przykład szabrownicy. Obraz pojawił się prawdopodobnie na polskim czarnym rynku. Wtedy w tę historię wkracza postać szwedzkiego inżyniera, dyrektora przedwojennego przedstawicielstwa firmy Ericsson w Polsce. Przed wojną ów inżynier dość długo mieszkał w naszym kraju, a podczas wojny współpracował z polskim ruchem oporu. Potem wyjechał, lecz nie na długo. Wrócił do Polski i zmarł w Warszawie w latach 60. Jego rodzina twierdzi jednak, że obraz z warsztatu Cranacha ktoś mu dał - „na przechowanie”. Najpewniej spadkobiercy inżyniera przekazali dzieło na aukcję w Szwecji w roku 1970. Został wówczas zakupiony przez muzeum sztokholmskie.

Jak to się zatem stało, że obraz został namierzony i ostatecznie powrócił do zbiorów wrocławskich?

W Muzeum Narodowym we Wrocławiu pracują specjaliści, którzy badają losy dzieł sztuki z przedwojennej wrocławskiej kolekcji. To oni zidentyfikowali z dużym prawdopodobieństwem, że mamy do czynienia z obrazem z naszej listy. Tę informację przekazali w 2019 roku specjalistom z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którzy uruchomili proces restytucyjny. W roku 2020 muzeum sztokholmskie uznało polską stratę wojenną i przekazało rządowi szwedzkiemu, czyli właścicielowi obrazu rekomendację, o zwrocie nam dzieła. Rząd szwedzki na to przystał. Wiem skądinąd, że w sprawie tej interweniował u swego odpowiednika nasz premier. I tak 31 stycznia 2022 r. obraz powrócił do Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

A co z pozostałymi obrazami, które miały czekać w magazynie w Kamieńcu Ząbkowickim?

Niemal nic o nich nie wiemy. Ta niewiedza pokazuje nam jednak, z czym mamy do czynienia na co dzień. Każdą poszczególną stratę cechuje inny przebieg wydarzeń. Każde dzieło spotkał inny los. Przypuszczamy, że także i obrazy z ząbkowickiego magazynu gdzieś się znajdują…

Czy to nie lepiej zatem, że obraz z warsztatu Cranacha starszego znalazł się w Muzeum Narodowym w Sztokholmie? Czy fakt, iż był w instytucji państwowej ułatwił proces restytucji?

Bez względu na to, czy obraz znajduje się w instytucji czy w rękach prywatnych, prawo różni się w poszczególnych krajach. To powoduje pewne komplikacje. Co prawda niedawno wprowadzono regulacje europejskie dotyczące restytucji, ale w niektórych krajach funkcjonują sprzeczne z nimi przepisy wewnętrzne. Mówią one na przykład, że kwestia własności pierwotnej nie jest istotna, bo posiadacz kupił dzieło w dobrej wierze i po latach stał się jego właścicielem.

Zdarza się zatem, że w pewnych okolicznościach, kiedy na przykład obraz pojawił się na czarnym rynku, proces restytucji będzie wymagał zaangażowania służb mundurowych...

Oczywiście, to normalna procedura. Policja, karabinierzy, FBI - w niektórych sytuacjach ich udział jest konieczny. W USA działa wyspecjalizowana agencja Homeland Security Investigations, która obok FBI zajmuje się odzyskiwaniem dzieł sztuki. Ważnym zadaniem jest jednak takie dzieło namierzyć. Posiadacz, do którego ono formalnie nie należy, musi się z nim gdzieś „pokazać”, na przykład na aukcji. Zdarza się też, że ktoś rozpoznał u takiego posiadacza poszukiwane dzieło. Bywa i tak, że w wyniku zwykłej kłótni albo rodzinnych nieporozumień ktoś na kogoś doniesie. Z taką sytuacją też się spotkaliśmy.

Czyli odzyskiwaniu dzieł towarzyszą nawet wątki sensacyjne...

Tak, i nic dziwnego, że przez to temat restytucji budzi zainteresowanie mediów. Dobrze, że tak jest, bo po drugiej stronie stoi bezwzględny przeciwnik – ludzka chciwość. Na rynku dzieł sztuki wciąż można zrobić ogromne pieniądze, a pandemia sprawiła, że ceny dodatkowo wzrosły. Smutne jest to, że gdy spojrzymy na skalę tego, co straciliśmy i tego, co udaje nam się odzyskać, wciąż widzimy ogromną dysproporcje. I choć zwiększyliśmy obsadę oddanych swojej pracy specjalistów, którzy stosują wszystkie możliwe metody dotarcia do utraconych dzieł sztuki, z drugiej strony są handlarze, niekiedy nieświadomi właściciele, ale i tacy, którzy po prostu nie chcą oddać dzieł, mimo że mają świadomość, iż zostały utracone czy też skradzione. Są to niestety zarówno osoby prywatne, jak i instytucje.

Czy odzyskiwanie dzieł sztuki jest ważne dla Polaków? Jakie znaczenie ma dla lokalnej społeczności, dla nas – wrocławian?

Mamy obowiązek dbać o tożsamość Wrocławia i Dolnego Śląska - wraz z ich historią. Musimy też dbać o instytucje, które tu funkcjonują. W szerszym kontekście, odzyskiwanie dzieł sztuki jest wyrazem interesu narodowego. Wspólnota narodowa, która nie dba o swoją rację stanu jest wspólnotą słabą. My się na tę słabość nie godzimy, bo każda wspólnota ma obowiązek dbać o swoje zasoby, potencjał rozwojowy, które daje jej odrębna tożsamość, także kulturowa. Żyliśmy już w PRL-u, podporządkowanym przez 45 lat innemu państwu. Próbowano już pozbawić nas naszej kultury i historii, zafundowano obłędną inżynierię społeczną (notabene jako żywo przypominającą współczesne progresywne pomysły kontrkulturowe). Z tego powodu dziś musimy nadrabiać dystans do krajów, które przed wojną były mniej rozwinięte niż Polska. Teraz jest nam łatwiej, bo żyjemy w Unii Europejskiej. Europa nie jest jednak narodem, a wspaniałym pomysłem na to, by włączone w Unię narody żyły lepiej dzięki wolności przemieszczania się, handlu czy właśnie wymiany kulturowej. Ale w tym wszystkim musimy zaakceptować fakt, że najważniejsza jest nasza własna tożsamość i kultura, której powinniśmy bronić. I w takim kontekście powinniśmy też rozumieć nasze działania na rzecz restytucji dzieł sztuki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska