I tu być może kogoś rozczaruję: nie jest to bynajmniej powszechnie lansowany Adam Nawałka, którego z jak najlepszej strony pamiętam jeszcze z boiska. Przypomnę - był taki plebiscyt "Piłki Nożnej" pod nazwą piłkarskie odkrycie roku. W 1976 roku "odkryciem" został nie kto inny, jak... Zbigniew Boniek (pospołu ze Stanisławem Terleckim), natomiast rok później tytułem tym obdarzono właśnie Adama Nawałkę, który następnie z wielkim powodzeniem grał w drużynie Jacka Gmocha na mundialu w Argentynie. Pamiętam zachwyty niemieckiej (wówczas erefenowskiej) prasy nad młodym polskim pomocnikiem. "Kto to jest ten Nawałka?" - pisali niemieccy dziennikarze, nie szczędząc polskiemu piłkarzowi komplementów.
Niestety, jak to bywa w polskim futbolu, na odkryciu się skończyło. Grał wprawdzie Adam Nawałka jeszcze kilka lat w piłkę, w Wiśle Kraków, ale kariery nie zrobił. Był bowiem kolejnym owocem polskiej myśli piłkarskiej, która nakazywała młodego, zdolnego piłkarza najpierw do cna wyeksploatować, a następnie wypluć. Na szczęście pan Adam, mimo ogromnego zawodu w zawodzie piłkarza, z piłki nie zrezygnował, zrobił papiery trenerskie i już nowy zawód z powodzeniem wykonuje. Zawód na szczeblu krajowym oczywiście.
Jak już wspomniałem, nie on jest jednak moim kandydatem na fotel trenera reprezentacji. Pierwszą i jedyną przesłanką negatywną będzie brak autorytetu u zdemoralizowanych (nie bójmy się tego słowa) grą w zagranicznych klubach i obcowaniem z trenerami klasy światowej w tychże naszych obecnych orłów, raczej nielotów.
Ale wcale nie jestem zdania, że trenerem musi być człowiek mówiący innym językiem niż nasz ojczysty. Jestem za Polakiem i takiego mam.
Mówi się, że powinien być to facet odporny na stres, zwłaszcza w kontaktach z mediami, które po chwili euforii zrobią wszystko, by gościa wdeptać w glebę. Musi mieć kontakt z wywiadem; pamiętacie bank informacji Jacka Gmocha? Musi otoczyć się niezależnymi ekspertami choćby z zagranicy, byle z polskim paszportem. Są tacy, zapewniam.
Mój kandydat taki jest. Żaden dziennikarz mu nie podskoczy, każdemu mój trener z ochotą przedstawi swoje racje, nie pozwoli przerwać wywodu i oczywistą kawę na ławę wyłoży. I zawsze odwoła się do swoich ekspertów.
Mówi się, że nowy trener musi cieszyć się zaufaniem swoich podopiecznych, nade wszystko jednak musi mieć u nich autorytet. Uważam, że z zaufaniem to przesada; piłkarze są już tak zblazowani, że furda zaufanie, ważniejsze jest play stadion. Jeśli jednak chodzi o autorytet, zdobyć go można. Ale trzeba umieć dotrzeć do wnętrza młodych ludzi jako tako potrafiących kopać skórzany przedmiot. Trzeba mieć w sobie szaleństwo, pasję wygrywania, wierzyć w to, co się robi, szukać (wszędzie) rozwiązań alternatywnych, być odpornym na głosy z zewnątrz (po prostu je bagatelizować i doprowadzać do absurdu), raz piłkarzy głaskać (mniej), innym razem piorunować (częściej) choćby wzrokiem. I wierzyć, do samego końca wierzyć, że to, co się robi, jest słuszne, jedyne i ostateczne.
Nie ukrywam, że mój kandydat jest właśnie taki.
Pozostaje jeszcze jeden istotny element. Relacje między nowym trenerem a związkiem, zwłaszcza prezesem, który zresztą trenera namaszcza. Nie może być tak, że trener wprawdzie ma swoją wizję, ale poddaje się sugestiom prezesa.
Chodzi o to, żeby - jak mawia klasyk z innej beczki - była to oczywista oczywistość. Nie może prezes jeździć trenerowi po głowie, co więcej - powinien grać w jednej drużynie z trenerem, wspierać go całym swoim jestestwem i bronić w każdych okolicznościach. W końcu kto komu robi dobrze?
I dlatego uważam, że jedynym kandydatem na trenera polskiej reprezentacji piłkarskiej jest Antoni Macierewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?