Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgosia Kląskała walczy o zdrowie. Możesz pomóc!

Kinga Mierzwiak
Kinga Mierzwiak
Małgosia Kląskała
Małgosia Kląskała Archiwum prywatne
Sześcioletnia Małgosia Kląskała od kilku lat zmaga się z groźnym nowotworem - neuroblastomą. Jest po szesnastu chemiach. Teraz pojawiła się nadzieja, że będzie zdrowa. Potrzebna jest jednak immunoterapia przeciwciałami, a to koszt około miliona złotych. Trwa zbiórka pieniędzy.

Gosia po raz pierwszy do szpitala trafiła w listopadzie 2016 roku. Wówczas lekarze nie potrafili jeszcze postawić prawidłowej diagnozy, a dziewczynka już wtedy miała potworne bóle brzucha. Rodzicom mówiono, że to przez problemy psychiczne. Po czterech miesiącach usłyszeli coś, co brzmi jak wyrok: neuroblastoma. To jeden z najgroźniejszych nowotworów dziecięcych.

Podstępna choroba

Neuroblastoma rozwija się w bardzo podstępny sposób. Jej objawy, takie jak ból brzucha, kaszel, duszności, mogą przypominać objawy innych schorzeń. Można ją wykryć dopiero dzięki wykonaniu USG i tomografu. A wczesna diagnoza daje 95 proc. szans na wyleczenie.

Właśnie badanie USG i zrobienie tomografu dało jasny obraz, co naprawdę dolega Małgosi. W jej brzuchu znajdował się guz wielkości grejpfruta. Potem rozpoczęło się długotrwałe, czternastomiesięczne leczenie. W grudniu 2017 roku Małgosia wyszła ze szpitala.

- Mieliśmy wtedy rok beztroskiego życia. Małgosia mogła bawić się tak jak inne dzieci, jeździliśmy na wakacje, wszyscy się cieszyli i mieliśmy nadzieję, że tak już pozostanie na zawsze - opowiada Anna Kląskała, mama Małgosi.

Niestety. Po roku objawy wróciły. Gosię znów zaczął boleć brzuch, a po szczegółowych badaniach okazało się, że są przerzuty na płuca i węzły chłonne. Dziewczynka była zmuszona spędzić w szpitalu kolejne 51 dni.

- To było jak więzienie, bo Gosia była na jednoosobowej sali. Takie rygory są właśnie na oddziałach przeszczepowych. Staraliśmy się jakoś urozmaicić jej ten czas. Pod okna sali, w której była Gosia, przychodzili dziadkowie. Bawiliśmy się w taki sposób, że Gosia wyznaczała zadania swoim gościom znajdującym się na zewnątrz. Jakby za karę, że nie może się z nimi zobaczyć w sali. I tak na przykład dziadkowie skakali pajacyki. Może to były drobne chwile radości, bo kiedy tylko Gosia przekraczała próg sali, zwykle robiła się bardzo smutna - opowiada Anna Kląskała.

Lekarze musieli wówczas przeprowadzić 10 cykli chemii, autoprzeszczep szpiku i radioterapię, które wyczerpywały dziewczynkę. Gosia była osłabiona, znów straciła swoje blond włosy.

- Zdarzały się stany depresyjne, ale od razu staraliśmy się wprowadzić jakąś klinikę mentalną. Wiem, że Gosia jest bardzo silną i na ogół radosną, uśmiechniętą dziewczynką - dodaje mama małej pacjentki. - Zdarza się, że dzieci naprawdę przechodzą neuroblastomę jeszcze gorzej. Z powikłań Gosia ma tylko niedosłuch.

Walka o zdrowie i beztroskie dzieciństwo

Niedawno Małgosia znów wróciła do domu. Kilka dni spędziła u dziadków, a wczoraj mogła wreszcie spotkać się w domu ze swoim rodzeństwem: czteroletnim Michałem i dwuletnią Basią.

- Nie mogli się wczoraj z Michałem nagadać. Rozmawiali aż do 23.00. Sama miałam wyrzuty, bo przecież dzieci o tej porze powinny już spać. Tym bardziej, że Michał do przedszkola rano - mówi Anna Kląskała.

Nie wiadomo jednak, ile potrwa ta długo wyczekiwana przez rodzinę sielanka. Za trzy tygodnie dziewczynka ma zostać kontrolnie przebadana. Wtedy dopiero okaże się, czy potrzebna jest kolejna radioterapia.

Jest szansa na wyleczenie

Ponadto Gosia musi mieć wykonaną jeszcze immunoterapię przeciwciałami anty-GD2. Taka immunoterapia polega na wlewaniu do żył odpowiedniego leku z przeciwciałami i morfiną.

- Nie będzie to obojętne dla organizmu Małgosi, bo przecież morfina to lek narkotyczny. Ale taką immunoterapię trzeba przeprowadzić, bo pozwala ona uniknąć wznowienia choroby, a trzeba pamiętać, że przy każdej wznowie szanse na wyzdrowienie maleją - wyjaśnia Anna Kląskała.

Przy immunoterapii zagrożeń jest więcej. - Jest neurotoksyczna, więc lekarze ostrzegają, że dziecko, jeżeli organizm takiego leczenia nie przyjmie, może stać się "warzywem" - dodaje mama Gosi. - Wiemy jednak, że 80 proc. dzieci, które immunoterapię przeszły, ma niewielkie powikłania. Tylko u 20 proc. małych pacjentów zdarzało się, że dziecko na przykład traciło na miesiąc zdolności poruszania się czy mówienia. Mimo wszystko immunoterapia tymi przeciwciałami to czasem jedyny wybór, by dziecko nie miało nawrotu choroby.

Rodzice Gosi chcą dla niej jak najlepiej, dlatego pomocy szukają w klinice w Greifswaldzie - to właśnie tam lekarze już od co najmniej kilkunastu lat takie leczenie przeprowadzają. W Polsce jest ono możliwe, także we Wrocławiu, ale doświadczenie specjalistów w tej dziedzinie jest dużo mniejsze. W Niemczech ta immunoterapia jest refundowana, w Polsce - niestety nie. Rodzice Gosi potrzebują więc co najmniej miliona złotych na jej opłacenie. W Greifswaldzie jest ona jeszcze droższa - potrzeba aż 1 704 255 złotych. Dlatego rodzina Kląskałów zbiera pieniądze na portalu crowdfundingowym siepomaga.pl. Zbiórka potrwa do 15 listopada. Immunoterapia miałaby zostać przeprowadzona w grudniu. Czasu jest więc mało, a liczy się każda złotówka.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska