Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Ostrowska zdradza, na co nie pozwolił jej lider Lombardu (ROZMOWA)

Robert Migdał
fot. Paweł Trześniowski/materiały promocyjne wydawcy płyty
Gdy wychodzi na scenę, roznosi ją swoim głosem. Publiczność szaleje, kiedy zaczyna śpiewać "Droga pani z telewizji" czy... "Meluzynę" z "Podróży Pana Kleksa". Nam zdradziła, że w domu jest oazą spokoju. Wtedy kopie ogródek i przycina drzewka. Z wokalistką Małgorzatą Ostrowską, która wydała właśnie płytę "GRAMY!", rozmawia Robert Migdał

Pani najnowsza płyta to nie lada gratka - są na niej największe przeboje Małgorzaty Ostrowskiej: i te powstałe w trakcie solowej kariery, jak i te, które wyśpiewała Pani z zespołem Lombard. Na dodatek wszystkie piosenki są w wersjach koncertowych.
Od dawna mnie kusiło, żeby wydać taką płytę. Cały czas jednak byłam hamowana: "Płyt koncertowych się nie nagrywa, bo takie płyty się nie sprzedają. Radia nie puszczają...".

Jest w tym trochę prawdy?
Jest. I może rzeczywiście istnieje takie niebezpieczeństwo, choć ja wierzę, że będzie dobrze. Nagrałam ją, bo bardzo chciałam. A uważam, że jestem na takim etapie swojego życia, kariery, że trzeba robić to, co się chce. Trzeba spełniać swoje zachcianki, marzenia.

Musiała Pani wyłożyć swoje pieniądze? Wziąć kredyt pod zastaw domu?

Aż tak to nie, ale to fakt - trzeba było trochę zainwestować. Na szczęście nie musiałam brać kredytu.
Piosenki na płycie koncertowej są żywsze, mają więcej energii niż te, które powstają w studiu. To też słychać na "GRAMY!".
Bo piosenki zarejestrowane na żywo mają mnóstwo emocji. Cudownie jest je utrwalić na dłużej. No i te żywiołowe reakcje publiczności.

To nie jest zapis jednego koncertu.

Trzech. Rejestrowaliśmy koncerty w warszawskim studiu Programu Trzeciego Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej, poznańskim Radiu Merkury i na koncercie plenerowym w Puszczykowie. W studiu im. Osieckiej proszono nas, żebyśmy grali spokojniej, ciszej, bo klimat tego miejsca tego wymaga. No i żeby sala wytrzymała (śmiech). Zaczęliśmy więc grać akustycznie, delikatniej. Miało to swój urok. Jednak skończyliśmy normalnie, elektrycznie i ludzie wstali z krzeseł. Po przesłuchaniu okazało się, że był to bardzo wyważony koncert. Dlatego dodaliśmy do niego piosenki nagrane na dwóch innych: jeden był bardzo, bardzo kameralny - w Poznaniu. Na widowni było tylko 20 osób. Dzięki temu wytworzyła się bardzo rodzinna, przyjacielska atmosfera. I do tego wszystkiego dołożyliśmy nagrania ekstremalnie inne, z drugiego bieguna - z koncertu plenerowego w Puszczykowie. Dzięki temu na jednej płycie zmieściliśmy trzy różne przestrzenie, trzy inne energie, które płyną od publiczności.

Na płycie jest kilka starych przebojów Lombardu: "Taniec pingwina na szkle", "Droga pani z telewizji". Nie ma jednak wszystkich największych.
Nie mogłam dać wszystkich. Niestety. I nie z powodu braku miejsca na płycie. Delikatnie mówiąc, nie udało się tego z powodów... prawnych.

Nie rozumiem. Nie dostałam zgody od Grzegorza Stróżniaka, lidera dawnego Lombardu, żeby dać na "GRAMY!" napisane przez niego piosenki, choć muzyka jest jego, ale już teksty moje. Grzegorz przejął opiekę nad swoimi utworami od ZAiKS-u i sam udziela zgody - kto może je nagrać, a kto nie. Mnie jej nie udzielił. W związku z tym nie ma "Szklanej pogody", "Gołębiego puchu", "Mam dość" ani "Adriatyku". Na szczęście nie wszystkie piosenki Lombardu skomponował Grzegorz. Wie pan, można na tę sytuację patrzeć, jak na szklankę napełnioną wodą do połowy - dla jednych ta szklanka jest od połowy pusta, a dla mnie jest do połowy pełna. Jestem pozytywnie nastawiona do życia, więc patrzę na tę sprawę optymistycznie. Bo jest "Taniec pingwina na szkle", który zaśpiewałam z niesamowitym Piotrem Cugowskim, jest "Droga Pani z telewizji", "Mister of America". I jest "Meluzyna". Jest po co sięgnąć.

Grzegorz Stróżniak odmówił Pani, bo nadal ma żal, że odeszła Pani z Lombardu?Staram się nie wdawać w kłótnie z Grzegorzem, więc trudno mówić o konflikcie między nami. Jednak co jakiś czas mam z jego strony "blokady", ale staram się je przemilczeć albo obchodzić bokiem.

Poza starymi hitami Lombardu w nowej odsłonie są też piosenki nowe.Zupełnie nowiutkie, skomponowane specjalnie na płytę, ale też i utwory starsze, jak "Gdy pada deszcz", piękna piosenka z lat 90., która została nagrana na nowo z polskim tekstem. Są też piosenki, które graliśmy wyłącznie na koncertach, a dziś zostały utrwalone na płycie.

A kiedy przyjdzie czas na całą płytę z nowościami?
Przyjdzie. Materiał na taką płytę zgromadziłam przez ostatnich pięć lat, ale przesłuchałam kilka razy i stwierdziłam, że coś jest nie tak, że czegoś mu brakuje, coś trzeba poprawić, a, niestety, nie wiem, co. Może te piosenki za długo leżały i się zestarzały. Dlatego trafiły do szuflady i poczekają na lepsze czasy. Teraz powinnam nagrać nowe piosenki.

Jest Pani pedantką? Wszystko musi być perfekcyjne, dopięte na ostatni guzik?Lubię, żeby to, co wypuszczam w świat, było dobre. Żeby potem nie tłumaczyć się przed fanami z jakiejś "kuchy", którą popełniłam.

Na płycie koncertowej trudno uniknąć potknięć.
Ale w tym cały jej urok: że jest nagrana na żywo, bez poprawek. Dlatego i na "GRAMY!" są wpadki, "chropawe" momenty. Na przykład piosenka "Po niebieskim niebie" jest wykonana niepewnie, zupełnie w innej formie muzycznej niż wersja studyjna. Ale to są prawa, którymi się rządzi koncertowa płyta. Tę piosenkę, z Markiem Jackowskim, filarem byłego Maanamu grającym na gitarze, wykonaliśmy na koncercie po raz pierwszy. Jest świeża, nie jest doskonała, ale ma dzięki temu swój wdzięk.
Dla mnie hitem jest piosenka "Meluzyna", którą śpiewała Pani w filmie "Podróże Pana Kleksa", jako królowa Aba.

Ten utwór jest bardzo odległy i muzycznie, i tekstowo od tego wszystkiego, co teraz robię, ale od lat prosili o nią moi fani. No i się złamałam (śmiech)."Meluzynę" nagrała Pani z Robertem "Litzą" Friedrichem znanym z Acid Drinkers i Arki Noego.

On także jest fascynatem tamtych muzycznych czasów. I "Meluzyny". Z Litzą znamy się od wielu lat, cenimy się. On wniósł wielką energię do tej piosenki. Taką nieokrzesaną. Super to wyszło.
Gości jest więcej, bo oprócz wspomnianych wcześniej - Piotra Cugowskiego i Marka Jackowskiego - jest też Maciej Sobczak.
I są to niezwykli goście. Każdy z nich został z innego, bardzo ważnego powodu zaproszony. Marek Jackowski napisał "Po niebieskim niebie". Z nim wiąże się bardzo przedziwna historia. Choć trudno w to uwierzyć, to nigdy nie spotkaliśmy się w latach 80. i 90.

Nigdy?No nie. Na żadnym festiwalu, koncercie. I nagle nasze drogi się zeszły na... lotnisku Okęcie. Lecieliśmy do Stanów Zjednoczonych. I pojawił się pomysł zrobienia razem piosenki. Sam utwór powstawał też w przedziwny sposób - przez komputer na Skypie i mejlowo się porozumiewaliśmy. Bo Marek mieszka we Włoszech, a ja w Polsce, w której on bywa bardzo rzadko. Zagraliśmy tę piosenkę po raz pierwszy dopiero na koncercie w radiowej Trójce.

Dzięki Bogu jest internet.Znak czasów. Trzeba korzystać z tego dobrodziejstwa.

A skąd pomysł na Cugowskiego i Sobczaka?Zawsze mnie podkręcały męskie głosy, bardzo na mnie działały. A głosy Piotrka i Maćka są niesamowite, wyjątkowe na polskiej scenie, wzbudzające skrajnie inne emocje. Lubię ekstremalne emocje i wrażenia i z tego powodu zaprosiłam tych panów. Wykonanie "Tańca pingwina na szkle" przez Piotrka jest dla mnie genialne. Jego głos kipi z energii i natychmiast mnie prowokuje do odpowiedzi muzycznej. A drugim biegunem muzycznych emocji jest głos Macieja Sobczaka - śpiewa bardzo głębokim, niezwykłym tembrem. Nikt tak nie śpiewa. On działa na kobiety - na mnie także - jest mi ciepło, miękko, jak go słyszę.

Tempa Pani nie zwalnia, choć na scenie jest Pani od wielu, wielu lat.Ale niech mi pan wierzy, że nie jestem naładowana energią 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. Znalazłam w życiu równowagę: scena to jedno, a dom i rodzina - to drugie. Dwa różne światy. Dom pozwala walczyć ze stresem, z pędem, z tym ostrym tempem.

Jaka jest Pani prywatnie? Ma Pani jakieś pozamuzyczne pasje?Mnóstwo, tylko trudno znaleźć na nie czas. Mam koło domu duży ogród w otulinie parku Wielkopolskiego, który to ogród kocham, choć może nie jest najpiękniejszy, ale jest mój.

Sama Pani na kolanach pieli, przycina... … i drzewa podcinam, i ziemię łopatą kopię. Robię wszystko - nawet te najcięższe prace. Bo lubię. Poza tym wszędzie biegają psy i koty. Mam jeszcze jedną, wielką pasję - uwielbiam sobie "podziubać" w grafice komputerowej. Inni lubią robić na drutach, mnie fascynują programy graficzne. Okładka mojej najnowszej płyty to właśnie mój projekt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska