Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maleńka Patrycja mogła żyć, gdyby w porę trafiła do szpitala. Ale lekarz nie rozpoznał choroby

Małgorzata Moczulska
Od pierwszego telefonu na pogotowie do momentu przyjęcia 16-miesięcznej Patrycji do szpitala minęły trzy godziny. Przy sepsie to cała wieczność, bo tu liczy się każda minuta. Dziecko zmarło tego samego dnia. Mama dziewczynki - Agnieszka Zakrzewska - nie ma wątpliwości, że to lekarz z pogotowia przyczynił się do śmierci jej córeczki. - Powiedział mi, że on nie wie, co dziecku jest i jak chcę, to żebym pojechała z nim do szpitala. Gdy tam dotarła, było już za późno.

– Lekarz odebrał mojej córeczce szansę na przeżycie, na walkę z sepsą. Nic mi już jej nie wróci, ale będę walczyć o sprawiedliwość, dla innych – mówi Agnieszka Zakrzewska ze Świdnicy. Jej 16-miesięczna córeczka Patrycja zmarła 18 stycznia. Prokuratura Rejonowa w Świdnicy wszczęła już w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. Jest prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci. Matka obwinia lekarza, który, jej zdaniem, zignorował objawy choroby i nie skierował dziecka do szpitala. Pogotowie nie poczuwa się do winy.

– Od mojego pierwszego telefonu na pogotowie do czasu przyjęcia córeczki na oddział, gdzie w końcu sama ją zawiozłam, minęły ponad trzy godziny. A przy sepsie to cała wieczność, bo tu liczy się każda minuta– mówi Agnieszka Zakrzewska.

Opowiada, że feralnego dnia córka od rana miała podniesioną temperaturę. Dlatego poszła z nią do lekarza w przychodni. Pani doktor zbadała Patrycję, przepisała leki przeciwgorączkowe i kazała obserwować. Zaznaczyła też, że gdyby temperatura nadal rosła, należy od razu wzywać pogotowie.

Około godziny 17.40 Patrycja zaczęła być markotna i mimo leków na zbicie gorączki coraz bardziej rozpalona. Dodatkowo zaczęła mieć problemy z oddychaniem. Pani Agnieszka zmierzyła jej temperaturę – miała ponad 40 stopni. O godz. 17.50 zadzwoniła na numer alarmowy pogotowia ratunkowego po pomoc.

– Usłyszałam, że lekarz może być u mnie do godziny czasu, a przecież mieszkam 400 metrów od ich siedziby – opowiada pani Agnieszka. – Kiedy zaczęłam pytać, co mam robić do czasu jego przyjazdu, pani dyspozytorka powiedziała, żebym się nie martwiła, bo za chwilę lekarz do mnie zadzwoni. Nikt jednak nie zadzwonił, a dziecko czuło się gorzej. Dlatego po kwadransie sama zadzwoniłam. Połączono mnie z lekarzem, który powiedział, żebym zrobiła dziecku zimne okłady i podała lek na zbicie gorączki – dodaje kobieta.

Czytaj dalej na kolejnej stronie (KLIKNIJ)

Z jej relacji wynika, że pogotowie pojawiło się o 18.30, a lekarz zachowywał się nieporadnie i zbagatelizował wszystko, co mu mówiła. M.in. plamkę wybroczynową za uchem córki. Zbadał dziecko, zmierzył temperaturę (mimo zimnych okładów i leków miało 39 st.) i przepisał leki. Starszy syn kobiety pobiegł do apteki i wykupił antybiotyk. 20 minut później Patrycja dostała pierwszą dawkę i na chwilę jej stan się poprawił.

Około godz. 20. znów zaczęła mocno gorączkować, a na ciele pojawiły się kolejne plamy. Pani Agnieszka ponownie zadzwoniła po pomoc. Połączono ją z lekarzem, który wcześniej badał córkę. – Powiedział mi, że on nie wie, co dziecku jest i jak chcę, to żebym pojechała z nim do szpitala – mówi kobieta.
Tak zrobiła. Wezwała taksówkę, ubrała maleńką i pojechała do szpitala. Tam od razu postawiono diagnozę: sepsa. Dziecko szybko dostało leki, ale po północy umarło.

– Pacjentka była u nas zaledwie trzy godziny. Choroba miała piorunujący przebieg. Nie mieliśmy szans na jej uratowanie– mówi Mariusz Leszczyński, ordynator oddziału dziecięcego w szpitalu „Latawiec”. Pytany, czy gdyby dziecko trafiło na oddział dwie godziny wcześniej, to udałoby się je uratować, odpowiada: – Czas ma w tej chorobie ogromne znaczenie, czasem nawet pół godziny.

Na pytanie, czy gdyby Patrycja trafiła do szpitala szybciej, to by żyła, będą musieli odpowiedzieć śledczy. Prokurator rejonowy Marek Rusin nie ukrywa, że to może być trudne postępowanie. Pierwsze czynności już wykonano. – Wystąpiliśmy do pogotowia ratunkowego o zapis rozmowy i dokumentację medyczną – mówi Rusin.

A Dyrekcja Powiatowego Pogotowia Ratunkowego w Świdnicy przeprowadziła już w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. Nie stwierdzono zaniedbania ze strony lekarza (feralny dzień był pierwszym dniem pracy tego medyka w świdnickim pogotowiu).
– Proszę pamiętać, że owszem, ta pani dzwoniła na numer pogotowia, ale przełączono ją do lekarza, który pełnił u nas dyżur w ramach nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej, bo nasza placówka ma podpisany kontrakt również na takie świadczenia. To o tyle ważne, że tu karetkę nie obowiązuje wyjazd do chorego w określonym czasie – mówi Tomasz Derej, dyrektor ds. lecznictwa w Powiatowym Pogotowiu Ratunkowym w Świdnicy.

– Naszym zdaniem zbadał dziecko dokładnie i zrobił w danym momencie wszystko, co mógł. Przykro nam z powodu śmierci tego dziecka, ale nie mamy sobie nic do zarzucenia – dodaje dyrektor.

Niebezpieczna sepsa
Posocznica, czyli tak zwana sepsa, to nagła i gwałtowna reakcja organizmu na zakażenie, która może doprowadzić do śmierci. Spowodowana jest najczęściej zakażeniem bakteryjnym (pneumokoki i meningokoki). Profilaktyka to m.in. szczepionki przeciwko meningokokom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska