Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maja Włoszczowska: Moja alergia to nie jest problem

Wojciech Koerber
Dariusz Gdesz
Media za bardzo rozdmuchały sprawę mojej alergii. Tzn. problem był faktycznie nieduży, a halo zrobiło się wielkie. Jestem umówiona na dalsze badania, mogę i muszę się tym zająć, a na razie lekarze mówią różne rzeczy. Z Mają Włoszczowską, mistrzynią świata i Europy oraz wicemistrzynią olimpijską w kolarstwie górskim, rozmawia Wojciech Koerber

Co Pani porabia po wyśmienitym sezonie?
Tak naprawdę wciąż jeżdżę, choć nie zawsze na rowerze. I żałuję tylko, że nie mogę jeździć w okolicach Jeleniej Góry, bo każdy taki przejazd, to teraz miód na moją duszę. Mam po prostu różne zobowiązania, więc harmonogram wciąż jest napięty.

Jak w pracy dziennikarza, który ponoć Panią fascynuje i jest być może jakimś rozwiązaniem na przyszłość. To prawda?
Może nie myślę o nim jak o zajęciu na całe życie, ale jakaś dwuletnia przygoda byłaby fajna. Właśnie dla czystej przygody. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie mam takiego kunsztu, żeby być superdzennikarką, za to nazwisko - co tu ukrywać - powinno pomóc. A więc gdzieś w tym fachu mogłabym się odnaleźć, choć docelowo myślę o własnym interesie. Po prostu cenię sobie niezależność.

Miała już Pani takie dziennikarskie szlify. Swego czasu jako prowadząca plebiscyt "Gazety Wrocławskiej" na najlepszego sportowca Dolnego Śląska, no a później, przed dwoma laty, jako latająca reporterka przy Tour de Pologne.
Zgadza się, chrzest bojowy przeszłam. I wiem, że byłam przy tym TdP mocno zestresowana. Przekonałam się, że stanie przed kamerą w roli udzielającej wywiadu i w roli pytającej to dwie różne bajki. I że to drugie jest o wiele trudniejsze. Zresztą nie miałam wówczas zbyt dużo czasu na zwykłą merytorykę. Dopiero co wróciłam ze swoich zawodów o PŚ w Schladming, a poza tym sama byłam oblegana przez media, więc ciężko było jeszcze cokolwiek obserwować. A przecież gdy wyścig jedzie, a sytuacja się zmienia, wszelkie pytania trzeba wymyślać z biegu, wcześniej niewiele się przygotuje. I od tamtej pory nabrałam szacunku do dziennikarzy.

Mówienie przed kamerą, do radia czy pisanie?
Pisanie jest łatwiejsze, bez dwóch zdań. Ma się sporo czasu na przemyślenia, więc można uwypuklić to, co się chce. Telewizja to fajna przygoda, często się idzie na żywioł. Co ma też złe strony. Czasem trzeba po prostu mówić, żeby mówić. A jak już wyłączą kamerę, to dopiero przychodzi oświecenie i najmądrzejsze myśli.

Najlepsze puenty z reguły przychodzą do głowy po wyłączeniu kamery. A co z tym radiem?
Tam się nie nadaję. Mój głos nie jest radiowy.

Eee tam. Najważniejsze, żeby urody radiowej nie mieć. My tak w redakcji mamy, dlatego siedzimy sobie tutaj w gazetce, za kartkami papieru. A co z tym głosem nie tak? Miły jest.
Musiałabym popracować nad dykcją i ton obniżyć, bym była zrozumiała.
Ja wszystko rozumiem.

Nie chodzi o to, żeby tylko rozumieć, lecz żeby jeszcze miło się tego słuchało.
Zapewne często sobie Pani myśli, że coś by zrobiła inaczej niż dziennikarz, lepiej.
Nie, raczej nie stawiam się w takiej roli. Najważniejsze, by dziennikarz wiedział o zawodniku więcej niż pisze wikipedia. Bo najczęściej widzę, że była przeczytana właśnie wikipedia. A nie jest fajnie mówić kolejny raz o tym samym.
A co włączę telewizor, to Pani wciąż o tym samym. "Setki kilometrów, godziny treningów. By dojechać do celu". Nie słyszałem, by ktoś już Panią pytał o reklamę firmy CCC. Długo trzeba było pracować na te 30 sekund?
Te 30 sekund to dwa dni pracy. Fajna przygoda, choć w nie najlepszym dla mnie czasie miała miejsce, między jednymi a drugimi zawodami. Trzeba było organizować w trakcie trening i odpowiednie jedzenie, choć oczywiście ekipa produkująca pomogła. Brakowało natomiast czasu na regenerację. Teraz mam już doświadczenie i myślę, że poszło by lepiej, choć nie było tak źle. Nie kazali mi wciąż i wciąż wszystkiego powtarzać. To raczej ja musiałam dłużej czekać, aż kamery przeinstalują itd.

A jakieś ekstrawynagrodzenie Pani dostała od szefa firmy Dariusza Miłka, jak Justyna Kowalczyk z Polbanku, czy wszystko w ramach umowy sponsorskiej się odbyło?
W ramach umowy, co jest normalne. Ja jeżdżę przecież w CCC, a Justyna nie startuje w barwach grupy, która nazywa się Polbank. Ale ja i tak traktuję to jako ekstrasę. Bo chyba bardziej jak firmę CCC reklamuje się tu moją osobę, pokazuje mój wizerunek.

Wszędzie Pani ostatnio sporo. Nie brak menedżera?
Na razie radzę sobie sama. Chociaż, gdy chodzi o relacje z mediami, jest osoba z agencji obsługującej mojego sponsora i ona pomaga w kontaktach z prasą, kobiecymi magazynami. Nie ma tego aż tak wiele, lecz mi zależy, by wszędzie mój sponsor był odpowiednio eksponowany. I ja się o to nie muszę martwić, przychodząc już tylko na wywiad.

Wspomniała Pani o odpowiednim jedzeniu w trakcie kręcenia reklamy. A nie tak dawno głośno się zrobiło o wykryciu u Pani alergii na pokarm, która miała wykluczyć spożywanie wielu produktów
Choć trener Andrzej Piątek mówił mi, że testy skórne to jeszcze nie wyrok, że potrzeba testów krwi.

A te zrobicie dopiero po sezonie, bo wymagają czasu. W każdym razie bez makaronu i paru innych rzeczy kolarz jest jak z odciętym dopływem energii. Co z tą sprawą?
Media ją za bardzo rozdmuchały. Tzn. problem był faktycznie nieduży, a halo zrobiło się wielkie. Jestem umówiona na dalsze badania, mogę i muszę się tym zająć, a na razie lekarze mówią różne rzeczy. Jeden, że powinnam pewne produkty odstawić, drugi, że nie muszę. A ja nie mam jakichś wielkich objawów, dlatego zasadniczo wciąż przyjmuję wszystkie produkty. Jak mówię, problem nieduży, a halo zrobiło się wielkie.

Czyli można się udać na wakacje. Indie?
Tak, 6 listopada wyjazd. Będzie przygoda, bo przez biuro podróży nic nie załatwialiśmy. Sami potrafimy się zorganizować i o siebie zadbać. Moja przyjaciółka ze szkoły i dwaj pozostali uczestnicy.

Pewnie się Pani obawia, że teraz zapytam, czy to mężczyźni. Głośno było swego czasu o akcji szukania Mai chłopaka.
Nie ma żadnej akcji i nie odpowiem na to pytanie. To moja prywatna sprawa.

W takim razie nie drążę, choć wyczuwam, że coś się mogło tutaj zmienić. Zapytam jeszcze tylko o Pani marzenie pozasportowe.
Szczęśliwa rodzina. Myślę oczywiście o mężu, o dzieciach, bo rodzinę cały czas mam. Z bratem i mamą prowadzimy nawet firmę produkującą odzież sportową (Quest - WoK). Trudno jednak mówić, że to moja własna firma. Nie, to absolutnie pomysł mamy, jej kredyty, jej poświęcenie i jej praca. No i brata. Ja tylko ich odwiedzam, jak wpadam do domu. Pełnię funkcje wizerunkowe i testowe, bo produkujemy m.in. stroje dla kolarzy. Obie posiadamy jednak z mamą silne charaktery i w przyszłości wolałabym zająć się czymś faktycznie własnym. Pomysły są, ale na razie jeszcze o tym nie myślę. Bo teraz jest mój czas w sporcie. Czuję się w pełni dojrzałą zawodniczką, mam wreszcie koszulkę mistrzyni świata, a to niesie. Tak było chociażby na ostatnim wyścigu Roc D'Azur, który w końcu wygrałam. Myślę, że do igrzysk w Rio de Janeiro będę jeździć, a rodzina? Może będzie po Rio, może przed. Nie wiem, nie planuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska