Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maczanka dla ambasadora

Piotr Rąpalski
Rodzice ambasadora poznali się w Europie. Ojciec walczył w II wojnie w armii USA. W Paryżu poznał przyszłą żonę, Brytyjkę.
Rodzice ambasadora poznali się w Europie. Ojciec walczył w II wojnie w armii USA. W Paryżu poznał przyszłą żonę, Brytyjkę. Andrzej Banas
Nowy ambasador USA w Polsce Paul W. Jones odwiedził Kraków. Już uczy się naszego języka. Relacjonuje w nim swoje poczynania w internecie. I obiecuje poprawiać błędy...

Jak podobał się spacer po krakowskim Kazimierzu?
To urokliwe miejsce. Byłem w przepięknej synagodze, na placu Nowym. Przepraszam za spóźnienie, choć to niedaleko od Rynku Głównego

To standard w dyplomacji, ze każdy ruch ambasador opisuje na Tweeterze i Facebooku?Może nie standard, ale sposób na nawiązanie kontaktów z ludźmi, którzy w tych czasach są żądni informacji w czasie rzeczywistym. Chcę pokazać się Polakom, przedstawić, nawiązać z nimi relacje, a portale społecznościowe to jedna z dróg.

I jest Pan na tyle odważny by udzielać się w internecie po polsku?Odważny? Staram się, choć czasem ktoś mi troszkę pomaga, ale zawsze wpisuje treści sam. Mój polski staje się lepszy, uczę się, ale to początek drogi. Czytający od razu poprawiają moje błędy…

Musi Pan poprawić błąd w tekście o wizycie u kardynała Stanisława Dziwisza.
To duża wpadka?

Napisał Pan „papież” przez „rz” opisując słynne okno papieskie na Franciszkańskiej
Macie mnie! Chciałem dobrze, ale z tego, co już zauważyłem Polacy są bardzo litościwi i wybaczający

Naprawdę?
Pan mi nie wybaczy?

Nie mam wyjścia, jest Pan najważniejszym człowiekiem z USA w moim kraju. To Pana pierwsza wizyta w Krakowie i Małopolsce. Co Pan jeszcze zwiedził, poznał, zobaczył?Wcześniej byłem tylko w Warszawie, do Krakowa przyjechałem w niedzielę. Spacerowałem po Starym Mieście, byłem na Wawelu, zjadłem maczankę na lunch…

Co lepsze – maczanka czy obwarzanek? Tego też Pan próbował jak donosi Internet.
Widzę, że przeprowadził Pan porządne śledztwo. Cóż, to mało dyplomatyczne mówić, co lepsze, jeśli chodzi o Wasze tradycyjne potrawy, ale… lepiej wspominam maczankę. To jednak świetny pomysł, żeby dodawać do obwarzanka sezam, sól lub… to coś, co zaczyna się po polsku na „m”

MakWłaśnie. I właśnie z makiem zjadłem. Też był smaczny. Nie jadłem jeszcze tylko zapiekanki na Kazimierzu. Ale widziałem je. Powiedziano mi jednak, że będę musiał się po niej napić, a czasu było mało…

Alkoholu?
Tak, ale uznałem, że druga popołudniu to trochę za wcześnie

Różnie to bywa. A Pana żona, mistrzyni kuchni wie, że Pan próbuje polskich smakołyków, dość tuczących.
(śmiech) Myślę, że mi wybaczy. Moja żona jest specjalistką z dziedziny zdrowego odżywiania. Gotowała mi często potrawy francuskie i rosyjskie. Na pewno teraz nauczy się polskiej kuchni. Żona skupia się jednak na wykorzystywaniu nowoczesnych technologii w zdrowym żywieniu. Napisała kilka książek kucharskich, współpracuje z dietetykami, stworzyła zespół ludzi, którzy pracują nad uruchomieniem aplikacji na telefony komórkowe, która będzie pomagać ludziom żyć i odżywiać się zdrowo.

Zabrano też Pana do kopalni…
W Wieliczce. To było niesamowite. Dwie godziny pod ziemią, a zwiedziłem może jeden procent z wszystkich tych komór i przepięknych sal. Brawo dla Polaków, że już w XIII wieku zaczęliście wydobywać tu sól, wtedy tak cenny towar…

Gdzie Pan jeszcze był, kogo spotkał?
Spotkałem się w Krakowie z wybitna pisarką, białoruską noblistką Swietłaną Aleksiewicz, która przyjechała tutaj na Festiwal Conrada. Kraków od razu udowodnił mi, że jest kulturalną stolicą Polski. Byłem tez w siedzibie amerykańskiej firmy Cisco, spotkałem się z ludźmi biznesu. Potrajają swoją działalność tu, zatrudniają setki Polaków, twierdzą, że Polska i Kraków to świetnie miejsce do prowadzenia interesów.

Jakie są powiązania Pana rodziny z Polską?
Żyją tu trzy pokolenia krewnych ze strony mojej żony, której babcia Helena Gasparska jest Polką. Urodziła się pod Warszawą. Wyjechała do Chicago, gdy miała 22 lata. Tam poznała swojego męża, który był geologiem. Jeździli razem po świecie. Dzięki temu ich syn, a mój teść zyskał doświadczenie, aby stać się później dyplomatą. Moja żona wychowała się zatem również w świecie dyplomacji. Wcześniej spotkaliśmy bratanka babci żony i jego żonę w Waszyngtonie kilka lat temu, ale reszty rodziny nie. Dlatego teraz możemy poznać ją lepiej. Wszyscy mieszkają w Warszawie. Mieliśmy już wspólny obiad z małymi dziećmi, „dziećmi” w naszym wieku i najstarszym pokoleniem – trzypokoleniowy obiad.

A Pana dzieci cieszą się, że tata będzie pracował w Polsce?
Nasza 18-letnia córka Aleksandra zostanie z nami w Polsce do stycznia, będzie uczyć się historii tego kraju i języka. Później pojedzie na studia do Kalifornii. Syn chce pojeździć na snowboardzie w polskich górach. Uczyć się będzie jednak w Stanach.

Mógł Pan wybrać bycie dyplomatą w Polsce, czy został Pan wyznaczony do tego?
Podniosłem rękę wyżej niż wszyscy inni amerykańscy dyplomaci (śmiech). A tak serio, to przez ostatnie dwa lata pracowałem w Waszyngtonie zajmując się polityką Stanów Zjednoczonych wobec Europy, w szczególności wobec Europy Środkowej i kryzysu na linii Ukraina-Rosja. Myślę, że to wpłynęło na moją nominację przez prezydenta Baracka Obamę i zgodę Senatu. Prawda jest jednak taka, że bardzo chciałem pracować w Polsce.

Twardy zawodnik na trudny teren? Wprowadzał pan ustalenia pokojowe w byłej Jugosławii, zajmował się kryzysem na Ukrainie…
Jestem miłym facetem, który umie nawiązywać przyjacielskie relacje międzynarodowe. Silne więzy
USA i Polski są historyczne, trwają obecnie i możemy wspólnie wiele osiągnąć w przyszłości. Na tym chce się skupić. Na przykład w swojej karierze robiłem sporo by organizować wymiany uczącej się młodzieży ze Stanami. Wiem, że młodzi Polacy czerpią z tego, że są częścią Unii Europejskiej, jeżdżą na uniwersytety na całym kontynencie, ale myślę, że to samo może oferować im USA.

A co Polska może zaoferować Stanom?
Już przyjeżdża tu masa naszych turystów. W 2016 rok odbędą się w Krakowie Światowe Dni Młodzieży. Mówi się, że wtedy dodatkowo przyjedzie 30-40 tys. amerykańskich, młodych katolików. Wielu Amerykanów ma więzy rodzinne z Polską, więzy historyczne, biznesowe. Nad tym trzeba czuwać i rozwijać tę kooperacje. Wy możecie uczyć się u nas, a my wiele nauczyć się od Was.

Mówi Pan, że jest przyjacielski, a skończył Szkołę Marynarki Wojennej.
(śmiech) Każdego roku zaprasza ona na swoje programy trzy osoby z Departamentu Stanu. Tam pogłębiają wiedzę z zakresu polityki i przyczyn wybuchów wojen. Nie uczyłem się tam być żołnierzem.

Jak to się stało, że został Pan dyplomatą?
Moi rodzice poznali się w Europie. Mój ojciec walczył w II wojnie światowej i trafił do Paryża po niej. Tam spotkał matkę, która jest Brytyjką. Dorastałem w Nowym Jorku, ale wielu przyjaciół z Europy, których poznali moi rodzice, odwiedzało nasz dom. Wielu z nich było dyplomatami. Nasłuchałem się debat przy stole o ważnych sprawach świata i Europy czasu zimnej wojny. Dorastałem i co raz bardziej mnie to interesowało. Poszedłem na studia i zająłem się polityka międzynarodową. I tak ostatecznie skończyłem jako dyplomata.

Czy to prawda, że jest Pan też malezyjskim szlachcicem?
Za dużo powiedziane. Ale faktycznie, gdy pracowałem w Malezji otrzymałem tytuł honorowy Dato, jako pierwszy amerykański ambasador w tym kraju. Tak podziękowano mi za to, że poprawiłem relacje między naszymi krajami, m.in. tym, że pomogłem organizować naukę angielskiego w muzułmańskich rejonach Malezji. Przyjechały setki Amerykanów, którzy mieszkali wraz z
Malezyjczykami i pomagali im w nauce.

Będzie Pan w Polsce ambasadorem przez co najmniej trzy lata…
Mam nadzieję. Jeśli tyle ze mną wytrzymacie…

Pytanie czy Pan wytrzyma trzy lata pytań o to, kiedy zniesiecie wizy do Stanów…
Rozmawiał o tym ze mną już prezydent Andrzej Duda, Kardynał Stanisław Dziwisz, każdy o tym ze mną rozmawia. Zawsze dziękuję za to, bo to głosy, które mogę wykorzystać w tej sprawie w Waszyngtonie. To jednak wyzwanie, do którego trzeba się dobrze przygotować. I musi zająć się tym nasz Kongres. Ten proces jednak trwa i trudno jest tu podać jakąś konkretną datę.

***

Paul W. Jones
(55 l.) został zatwierdzony przez Senat USA na stanowisko ambasadora USA w Polsce 5 sierpnia 2015 r.
W latach 2013-2015 jako główny zastępca asystenta sekretarza stanu ds. Europy i Eurazji odpowiadał za politykę amerykańską w Europie, zwłaszcza w odniesieniu do Rosji i Ukrainy. Był zastępcą szefa misji w amerykańskim przedstawicielstwie przy OBWE (2004-05)). W 1995 r. w misji OBWE w Sarajewie wdrażał porozumienie pokojowe z Dayton; w latach 1992-1994 w ambasadzie USA w Moskwie. Zna hiszpański i rosyjski, uczy się polskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Maczanka dla ambasadora - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska