Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Małyga to najmłodszy biskup w Polsce. "Jestem w kościele, w przedszkolu, na boisku i na cmentarzu" [NASZ WYWIAD]

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Przeszedł 1300 kilometrów na Bliskim Wschodzie, zdobył Mont Blanc i uwielbia spontaniczne podróże z noclegiem pod gołym niebem. "To styl życia Apostołów" - mówi bp Maciej Małyga, najmłodszy biskup w Polsce. Ma 43 lata.

Maciej Rajfur: Jak to jest być najmłodszym biskupem w Polsce?

Bp Maciej Małyga: Nie przywiązuję do tego wagi. Mogę być najmłodszy, mogę być najstarszy.

Widać, że panuje pewien trend nominowania przez papieża Franciszka stosunkowo młodych księżych na biskupów.

Patrząc na mnie i na kilku kolegów biskupów wydaje się, że Ojciec Święty ma zamysł, żeby obok wieku i doświadczenia dodać też coś z młodości. Uważam, że to dobrze. Bo wtedy ze starszymi biskupami możliwe jest szerokie patrzenie na różne sprawy i dostrzeżenie tego, czego ta jedna część – starszych lub młodszych - nie byłaby w stanie zobaczyć.

Z drugiej strony różnice wieku mogą powodować tarcia.

Osobiście tego nigdy nie doświadczyłem. Uważam, że sprawa wieku jest drugorzędna. Ewentualne tarcia nie zależą od liczby lat, ale od poglądów, wizji, koncepcji.

Czy Ksiądz Biskup jest bardziej toruński, czy łagiewnicki. Nawiązuję do podziału, jaki stosują niektóre media, mówiąc o biskupach.

Wrocławski. Ale poważnie: ani jeden, ani drugi. To jest sztuczny podział podsycany przez media. Jak patrzymy na Kościół pierwszych wieków opisany w Dziejach Apostolskich, to nie można powiedzieć, że był konserwatywny, czy liberalny.

Co zmieniło w życiu Księdza Biskupa po święceniach biskupich?

Cały plan dnia i tygodnia. Zewnętrznie to wszystko wygląda inaczej. Odbywam wiele spotkań w różnych miejscach z różnymi osobami. Jestem w kościele, w przedszkolu, na boisku i na cmentarzu.

Odnajduje się Ksiądz Biskup w tym?

Tak, lubię życie w drodze. Bycie w różnych miejscach, parafiach, kościołach.

Czemu ma Ksiądz Biskup na ścianie wielką mapę podróży apostoła Pawła w domu?

Bo to najpiękniejszy kawałek świata, gdzie się wydarzyła najpiękniejsza historia. Mapa pokazuje Ziemię Świętą, Jerozolimę, Jezioro Galilejskie. Od Egiptu przez Azję Mniejszą po Rzym. Bardzo lubię na nią patrzeć, wspominać dawne podróżne oraz planować nowe.

Jaka historia tam się wydarzyła?

Bóg stał się człowiekiem i wędrował po tej ziemi ze swoimi uczniami i uczennicami. Pływał po jeziorze łodzią, spał na wzgórzach...

Ale mi chodziło o historię Księdza Biskupa związaną z podróżą w tamtej rejon świata...

Aha! (śmiech) Kilka lat temu przeszedłem ponad 1300 kilometrów pieszo, w upale nierzadko przekraczającym 40 stopni Celsjusza. 51 dni marszu przez góry Liban, półpustynne równiny Syrii i depresję Doliny Jordanu. To była trasa z Tarsu, miejsca narodzin św. Pawła, do Jerozolimy.

Wyczuwam jakąś tęsknotę za takim stylem życia.

Zgadza się.

Biskupi chyba tak nie mogą żyć.

Mogą. W wakacje. (uśmiech) To nawet pasuje do biskupa, skoro jest on następcą Apostołów. Poza tym to jest mój plan na emeryturę, choć nie wiem, w jakim będę stanie.

Czyli Ksiądz Biskup lubi prostotę podróżowania. Np. spanie w namiocie.

W namiocie albo bez, czyli pod gołym niebem. Zależy od fauny i flory w okolicy.

A wraz z biskupstwem taki styl podróżowania się nie zakończył?

Mam za sobą jako biskup zaledwie jedne wakacje, bardzo pracowite. Ale to się nie skończyło. Zaliczyłem kilka noclegów na wzór Apostołów.

Pod gwiazdami?

Tak.

Czyli ta wielka podróż szlakiem św. Pawła jeszcze rezonuje.

Budzi bardzo wiele wspomnień. W jakiejś mierze ukształtowała ona moje myślenie – i to nie tylko ta podróż – o tym, że nic mi się nie należy. Że wszystko jest darem, że w życiu niewiele potrzeba w rozumieniu materialnym.

O co chodziło w tej prawie dwumiesięcznej wędrówce? Bo zapewne nie o jakieś osiągi kilometrowe.

Chodziło o to, by jak najpełniej poczuć po ludzku to, co wydarzyło się w Ziemi Świętej, przez podobieństwo stylu życia i zanurzenie się w tamtej kulturze. To było zbliżenie się do Ewangelii.

Oprócz ten niezwykłej wędrówki do Jerozolimy, liczącej 1300 km, zdobył Ksiądz Biskup Mont Blanc, najwyższą górę Europy. Skąd ta pasja?

Od początku ulubionym elementem przyrody u mnie były góry. Widać w nich ślad nieskończoności. Nie są też łatwe, pozbawiają człowieka pychy, odkrywają słabości i uczą. Jest w nich wiele małego piękna. Są też bardzo biblijne.

Ma Ksiądz Biskup swoją ulubioną górę?

Od dziecka lubiłem Karkonosze i Tatry. Chętnie tam wracam latem. Bo nie lubię zimna. Jestem stworzony do upałów. Dlatego klimat Ziemi Świętej był idealny. (śmiech)

Polski klimat zatem Księdzu Biskupowi nie sprzyja. Jaki jest najbardziej efektywny odpoczynek?

Zmęczyć się na dobrym meczu piłki nożnej. Wyjechać na tydzień daleko bez żadnego planu, by martwić się tylko o to, co zjem i gdzie spędzę najbliższą noc.

Biskupstwo to już pewne konwenanse. Może czegoś już nie wypada robić?

Uważam, że skoro Ojciec Święty wybrał mnie na biskupa, to dalej biskupem mam być ja. Ten konkretny człowiek, z taką naturą, dlatego nie chcę nic stracić ze swojego stylu bycia, charakteru. Sztucznie się dostosowywać do jakiejś społecznej roli.

Biskupi nie mają teraz dobrej prasy w Polsce. Czy to dotyka Księdza Biskupa?

Mnie osobiście nie, ale dotyka wielu moich starszych braci-biskupów i to nie raz niesprawiedliwie.

Biskupstwo obecnie to nie jest chyba łatwa misja.

Nie jest i nigdy nie było to moim konkretnym pragnieniem. Odczytuję je jednak jako wielką odpowiedzialność i zobowiązanie.

Z perspektywy wiary i religijności czasy mogą być chyba przygnębiające.

Staram się patrzeć realistycznie na sytuację. Jesteśmy świadkami dużych przemian w przeżywaniu wiary i religijności. Z drugiej strony Ewangelia jest ciągle prawdziwa, a Kościół jest ciałem Pana Jezusa. Skoro zostaliśmy wybrani na ten czas, to widocznie Pan Bóg przez nas ma jakiś pomysł na dalsza drogę w historii zbawienia.

Statystki pokazują, że w archidiecezji wrocławskiej bardzo mało uczniów uczęszcza na religię. Jesteśmy pod tym względem na szarym końcu w Polsce. Jak to zmienić?

Nie ma jednej cudownej recepty, która naprawi tę sytuację. Jedną z dróg jest tworzenie nie anonimowych wspólnot skupionych wokół Słowa Bożego i sakramentów, które będą przyciągały innych. Do tego konieczna wydaje się wiarygodność i przejrzystość życia osób, które stoją na czele wspólnot, zwłaszcza księży, ale także świeckich. Powinniśmy budzić w ludziach pytania, które znajdują się w sercu każdego. Co to znaczy prawda? Co jest sensem tej rzeczywistości? Bo odpowiedzi na te kwestie prowadzą w ostateczności do Boga.

Czy Kościół i prawdy, które głosi, są dla ludzi jeszcze atrakcyjne, zachęcające?

Myślę, że tak. Przez ich niezniszczalną prawdę, piękno i dobro.

Ale świat też może dać prawdę, piękno i dobro.

Najwyższej jako odbicie tego, który pochodzi od Stwórcy. Będąc przy Bogu czerpiemy to z samego źródła. Bardzo lubię słowa Jana Pawła II do młodzieży z Rzymu: Mówiąc „tak” Chrystusowi, mówicie „tak” wszystkim swoich najszlachetniejszym ideałom.

Czemu to nie przekonuje dziś ludzi?

Różne są powody. Może tego nie doświadczyli, a może nie chcą tego doświadczyć. Może nie spotkali nikogo, kto by im powiedział: „Chodź i zobacz”. W Kościele natomiast jest sporo osób, które poznaję, a przez które mam w sobie dużo nadziei co do losów Kościoła. Oni bezinteresownie oddają się Bogu.

Jaki jest pierwszy krok mówienia komuś o Jezusie?

Tych tzw. pierwszych korków może być co najmniej kilka. Np. styl życia, żeby inni zapytali, skąd to się bierze. Wtedy pada odpowiedź: bo spotkałem Jezusa. Pierwszym krokiem może być też odkrycie wielkich pytań, jakie w sobie nosimy np. o śmierć. Czym jest i co dalej? Jak się ma do tego wielkość człowieka? Pierwszym krokiem może być bezpośrednia opowieść o pięknie i prawdzie Jezusa albo pytanie rozumu o to, dlaczego istnieje świat i to jeszcze tak uporządkowany. Może to być też zaproszenie kogoś do żywej wspólnoty, żeby tam doświadczył Kościoła. Zgodnie ze słowami Jezusa: „Chodźcie a zobaczycie”. Nie zaczął tłumaczeniem, wyjaśnianiem, przekonywaniem.

W ostatnich powiedzmy 20 latach kościoły w naszym kraju konsekwentnie pustoszeją. Co się tak naprawdę stało z wiarą narodu, który jeszcze niedawno uznawany był za naprawdę religijny?

Brakuje spotkania z prawdą o sobie samym, co jest utrudnione przez nasz aktywny i jednak naznaczony dobrobytem styl życia. Może zabrakło też pasji do głoszenia Ewangelii wszystkim. Zamiast tego próbowaliśmy zachować to, co było. Problemem okazała się także słabość rozumu i kierowanie się raczej wolą albo uczuciami. Chrześcijaństwo jest religią logosu. Gdy ludzki rozum, czyli zdolność dotarcia do prawdy, słabnie, to słabnie również wiara. Może byliśmy również zbyt pewni siebie? Raczej tak nieświadomie, nie w zły, cyniczny sposób.

Czyli dobrobyt przeszkadza w budowaniu silnej wiary?

Sam w sobie nie jest zły. Można go przecież wykorzystać dla ludzkiego rozwoju i dobra społeczeństwa. Może być po prostu utrudnieniem w sensie zachłyśnięcia się rzeczami wokół nas kosztem spotkania ze sobą, ze światem stworzonym przez Boga i z Bogiem.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska