Na razie głośno się zrobiło o niejakim Samie Raderze, który na YouTube wrzucał regularnie filmiki zaświadczające o tym, że jego miłość do żony kwitnie, a on sam "podąża ścieżką Jezusa", czym zaskarbił sobie sympatię wielu internautów. Otóż, ów kochający mąż niecierpliwie wyczekujący potomstwa, okazał się jednym z użytkowników portalu dla zdradzających. Nie powinno nas to w ogóle dziwić, bo nie brak świadectw, że ci, którzy głośno deklarują moralne życie, są najczęściej hipokrytami, ukrywającymi niecne występki w myśl zasady "najciemniej jest pod latarnią". Nie jest też zaskakująca reakcja Radera po dekonspiracji. Oświadczył on, że żona i Bóg mu wybaczyli, poza tym ani razu tak naprawdę nie zdradził, zaś zgłosił swoją ofertę w chwili słabości powodowany niezdrowym pożądaniem. O ile nie mam powodu, by wątpić w przebaczenie zmanipulowanej żony, to zastanawia mnie, w jaki sposób Bóg przekazał Raderowi akt łaski. Może mejlem, esemesem, na Facebooku lub Twitterze?
Można się zastanawiać nad motywami hakerów, którzy ujawnili wykradzione dane. Twierdzą, że uczynili to z pobudek moralnych - zło powinno być ukarane, prawda nas wyzwoli itd. Tego nie jestem pewien. Być może z czystej zawiści lub dla zwykłej uciechy, że tysiące kłamczuchów będzie się musiało gęsto tłumaczyć? Niewykluczone, że wiele małżeństw się przez to rozleci, rozpadną się rodziny, a kto z czystym sumieniem powie, że to najlepsze i jedyne rozwiązanie. Czy ci hakerzy są nieskazitelnymi osobami, nic nie mają "za uszami"? Sami sobie dali prawo do ingerencji w cudze życie, nikt im takiego glejtu nie wydał. Teoretycznie mogli chyba wysłać najpierw ostrzeżenie, zagrozić ujawnieniem danych i zażądać zejścia z łajdackiej drogi. To by było bardziej po chrześcijańsku - niech pierwszy rzuci kamieniem, kto jest zupełnie bez winy...
Przy okazji tego skandalu zapytano różnych ekspertów, jak można uchronić się przed kradzieżą, pozornie bezpiecznych w sieci, danych, co jest ważne nie tylko w przypadku zdradzających, ale dotyczy na przykład osób, które dokonują zakupów przez internet. Jedna z odpowiedzi mnie zaskoczyła, bo brzmi: trzeba stworzyć sobie fałszywą tożsamość - wymyślić nazwisko i adres, posługiwać się drugim telefonem komórkowym... To oznacza, że wszyscy aktywni w internecie powinni zacząć się zachowywać niemal jak agenci tajnych służb. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie perspektywa, że przestaniemy sobie w ogóle ufać. Bezpieczne życie? Ależ to koszmar!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?