- Zostaliśmy przez pracodawcę oszukani i okradzeni. W dodatku zadbano, byśmy mieli problem z odzyskaniem naszych pieniędzy - mówi Dariusz Pytel, były pracownik.
Ten stan rzeczy ludzie zawdzięczają głównie prezesowi Jakubowi Geysztorowi, który zniknął, a raczej - jak twierdzą jego byli pracownicy, którzy widują go we Wrocławiu - skutecznie ukrywa się przed urzędnikami. Od 9 miesięcy poszukują go bowiem Państwowa Inspekcja Pracy, policja i Prokuratura Rejonowa we Wrocławiu. Ta ostatnia w związku ze śledztwem dotyczącym ogromnych zaległości w ZUS-ie. Prezes nie odprowadził bowiem należnych składek pracowniczych na łączną kwotę blisko 800 tys. zł.
Śledztwo zostało jednak zawieszone, bo jak czytamy w uzasadnieniu, konieczne jest przesłuchanie podejrzanego. Ten nie odbiera korespondencji, a funkcjonariusze nie zastali go ani we wrocławskim mieszkaniu, ani w domu w Smolcu. Informacji o miejscu pobytu mężczyzny nie udało się też uzyskać od sąsiadów. Ustalono natomiast, że dzieci podejrzanego uczęszczają do jednej z prywatnych szkół we Wrocławiu i dlatego, jak usłyszeliśmy wczoraj w prokuraturze, zarządzono jego poszukiwania.
Zajmujący się sprawą upadłości syndyk nie kryje, że jego zdaniem prezes ukrywa się przed odpowiedzialnością. - Wraz z prezesem z firmy zniknęły bardzo ważne dokumenty oraz serwery, gdzie były zapisywane dane pracowników. To komplikuje sprawę otrzymania zaległych pensji z Funduszu Świadczeń Gwarantowanych - mówi syndyk Ryszard Skorupski. Podkreśla, że odtwarzanie dokumentacji trwa, ale jest duża szansa, że w tym roku pracownicy otrzymają w końcu swoje zaległe wynagrodzenia. Skorupski dodaje, że należności wobec wierzycieli liczone są w dziesiątki milionów złotych. Są to niepłacone kredyty, zaległości wobec ZUS-u oraz innych wierzycieli.
Firma "Gryphon" to rodzinny interes. Bracia Geysztor jeszcze w latach dziewięćdziesiątych założyli we Wrocławiu firmę "Porta", która zajmowała się dystrybucją materiałów biurowych. Kiedy rozwinęła skrzydła, w 2006 r. postanowili zainwestować w kolejną, w świdnickiej podsfrefie WSSE. W firmę zainwestowali 25 mln zł i zaczęli sami produkować materiały, które wcześniej sprzedawali (głównie segregatory).
Kłopoty zaczęły się w 2012 roku. - W lipcu dostaliśmy po raz pierwszy wypłaty na raty, ale prezes tłumaczył, że sytuacja jest trudna, więc nie protestowaliśmy. We wrześniu wypłaty były rozłożone już na 3 razy, a za listopad i grudzień nie dostaliśmy ani złotówki - opowiadają pracownicy.
W listopadzie w zakładzie odcięto prąd, a to oznaczało koniec produkcji. Wszystkich pracowników wysłano na przymusowe urlopy, a potem postojowe. Prezes zapewnił ich, że to sytuacja przejściowa, że stara się o kredyt. Prosił o cierpliwość. Kiedy pracownicy wrócili na początku stycznia, zastali zamkniętą na klucz bramą.
O problemach firmy pisaliśmy już wcześniej: Firmy Gryphon i Porta zamknięte z dnia na dzień. Oszukani pracownicy szukają pomocy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?