Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubię wybory, bo to koniec czasu kłamstw i hipokryzji

Arkadiusz Franas
Niezależny i bezpartyjny, to najczęściej eksploatowane słowa podczas kampanii wyborczej. Oczywiście, wiele komitetów owe słowa wplotły w swoje nazwy, dodając do tego na przykład nazwiska kandydatów.

- Wyrzucić partie z samorządu - grzmiało wielu kandydatów. Jestem jak najbardziej za, problem w tym, że najgłośniej krzyczeli ci, których z tych partii wyrzucono lub pominięto na listach wyborczych i sami odeszli. Jeszcze raz powtórzę: jestem jak najbardziej za odpartyjnieniem wyborów samorządowych i postawieniem, zwłaszcza w mniejszych gminach, na ludzi, którzy mają coś konkretnego do zaproponowania lub już mogą wykazać się dokonaniami jako wójtowie czy radni. Ludźmi, którzy wiedzą, czego mieszkańcy konkretnej społeczności potrzebują i co można zrobić w najbliższych latach, a nie są wypełniaczami partyjnych statystyk, mającymi udowodnić, że dana partia jeszcze istnieje i spełnia „nowoczesne” normy zawartości młodych czy kobiet. To mi przypomina pewną sytuację w korporacyjnej kancelarii prawniczej, o której chyba już jakiś czas temu Państwu wspominałem. Owa kancelaria, z centralą w USA, a mająca przedstawicielstwo także w Warszawie, zrobiła audyt i wyszło im, że wg wskaźników owej korporacji, w polskiej siedzibie za mało jest prawników homoseksualistów i zamało prawników niebiałych. W nadwiślańskiej placówce zdębieli. Wyobraźni im brakło, jak naprawić owo „uchybienie”. Na szczęście dostali korektę, że ich te wytyczne nie dotyczą.

Podobny surrealizm z tymi „bezpartyjnymi”. Jeden z drugim wisi na plakacie w otoczeniu znaków PO czy PiS, ale gdzieś sobie tam dopiszą „bezpartyjny kandydat”. To mniej więcej tak, jakby w rzeźni pod ociekającymi krwią żeberkami napisać wege. Naiwność, robienie z człowieka wariata, brak odwagi, czy jeszcze co gorszego? Może sobie taki kandydat dopisywać co chce, a przecież wiadomo, że każdym głosem oddanym na takiego delikwenta pochwali się Jarosław Kaczyński czy Grzegorz Schetyna. Ten głos, to głos oddany na tę partię i żadne zarzekanie rzeczywistości nie pomoże.

Najsłynniejszym ostatnio „bezpartyjnym” kandydatem jest walczący o Warszawę pupil Jarosława Kaczyńskiego i pieszczoch Zbigniewa Ziobry, czyli człowiek spod opolskiego bloku, niejaki Patryk Jaki. Normalnie od kilku dni wypisz wymaluj zupełnie niezależny kandydat. Jak żeberka wege. Nieco uczciwsza jest pani ubiegająca się o stanowisko prezydenta Krakowa. - Ja nie należałam i nie należę do partii. Nie wstydzę się tego, kto finansuje moją kampanię i kto mnie wspiera. Wolę przejrzyste działania partii niż wsparcie deweloperów, którzy mogliby później chcieć jakiejś rekompensaty - uważa Małgorzata Wassermann popierana przez PiS. No coś w tym jest. Kompletnie inaczej niż z „niezależnym” i „bezpartyjnym” kandydatem we Wrocławiu, którego popierają prawie wszystkie partie, niektóre nawet nie mieszczą się na plakatach. A najdziwniejsze było, że jak kilka tygodni temu ktoś przygotował zdjęcie z napisem Jacek Sutryk, kandydat SLD na prezydenta Wrocławia, to podniosło się larum ze strony współpracowników kandydata. Że to skandal i przesada. Czyli co? Że się wstydzi tego poparcia? To mógł po ludzku zanie podziękować. A tak to „bezpartyjny” kandydat, w wyniku ewentualnej wygranej, będzie musiał władzą się podzielić. Jak policzyliśmy z kolegą, według znanych nam obietnic i apetytu koalicjantów, Wrocław będzie musiał mieć, plus minus, 12 wiceprezydentów i 3 marszałków. A jak i oni będą też „bezpartyjni” , to braknie krzeseł w ratuszu i urzędzie marszałkowskim. Bo przecież partie nie na darmo w nich inwestowały. Oj, będzie bal. Tylko, że i ten Titanic może tego nie wytrzymać. I co, znowu wybory i kampania. Litości!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska