Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List otwarty do Krzysztofa Rutkowskiego

Marcin Rybak
fot. GazetaWroclawska.pl
Drogi Krzysztofie! Czy nie mógłbyś założyć agencji reklamowej? Robiłbyś to co umiesz najlepiej. Że co? Że jesteś detektywem? Może czegoś nie wiem ale zastanawiam się czy w ogóle nim kiedyś byłeś. A jeśli już, to nie wiem co wychodziło Ci lepiej? Biznes detektywa? Czy reklama własnej firmy i osoby? I co było dla Ciebie ważniejsze "lans" - jak by powiedziała młodzież - czy sprawy Twoich klientów? To co zrobiłeś w sprawie matki półrocznej Magdy z Sosnowca to... ale o tym za chwilę.

Konwój i wiedeński jubiler
Pamiętasz jak się poznaliśmy? To było w 2001 roku. Chyba w lutym. Ulicą Kościuszki we Wrocławiu przemknął osobliwy konwój. Na czele radiowozy policji na sygnale. Na końcu auta z napisem "Rutkowski Patrol". Biuro prasowe dolnośląskiej policji wypuściło komunikat: "Wrocławscy policjanci i agenci Rutkowskiego zatrzymali sprawców kradzieży stulecia w Wiedniu."
Byłeś w swoim żywiole. W biurze prasowym komendy wojewódzkiej Ty - prywatny biznesmen - udzielałeś mediom wywiadów. O tym, jak dzięki Twojej pracy operacyjnej ustaliłeś, że dwaj mężczyźni - jeden ze Strzegomia, drugi ze Świebodzic - są sprawcami włamania do jubilera w Wiedniu. Zabrali 26 kilogramów biżuterii i zegarków wartości 5 milionów marek. Część precjozów odzyskano.

Mówiłeś potem, że to Twój największy sukces w karierze. Obwoziłeś nas (mnie i kolegę dziennikarza) po Wiedniu, poznałeś z jubilerami, miejscową policją.
TVN kręcił wtedy o Tobie serial dokumentalny. Akcja na złodziei jubilera - swoją drogą tym chłopakom zarzucono potem paserstwo, bo na to, że są złodziejami dowodów nie było - to był świetny materiał.
Policjanci pozwolili Tobie i Twoim komandosom uczestniczyć w akcji zatrzymania podejrzanych w Świebodzicach i Strzegomiu. To nie policja, ale Twoi ludzie zatrzymywali, rzucali na glebę i tak dalej. Wszystko kręciła ekipa TVN.

Nie pomylę się chyba bardzo, jeśli napiszę, że Twoi komandosi to jedyni cywile na świecie, którym pozwolono zatrzymywać podejrzanych o przestępstwo w czasie oficjalnej policyjnej akcji. Urzędnicy - na przykład z MSWiA - mówili później, że zatrzymywanie, rzucanie na glebę i to w ramach działań policji, nie mieści się w zakresie licencji detektywa.
I co? Było trochę szumu. Komenda Główna Policji zleciła kontrolę. Mówiło się, że Twoimi działaniami powinien zająć się prokurator. Policjant, który wtedy umożliwił Ci udział w tej akcji dostał bodaj upomnienie. Rzecznicy dolnośląskiej komendy za zorganizowanie Tobie akcji reklamowej nigdy nie dostali nawet porządnego ochrzanu.
Mediacje w nocy i akcja w Hali
Pamiętasz w ogóle tego policjanta, który zabrał Cię na akcję do Świebodzic i Strzegomia? Miał później przez Ciebie spore problemy. Był rok 2002. Zawiadomiłeś policję, że jacyś goście oszukali Twoich klientów. To co się później działo, nie mieści się w normalnym pojmowaniu praworządności.
Policja zatrzymała oszustów. W dniu zatrzymania po godzinie 22.00 policjant zabrał z cel w Izbie Zatrzymań oszustów. W jego gabinecie czekał Twój współpracownik. Razem z policjantem namawiali oszustów, żeby podpisali weksel i zobowiązali się oddać wyłudzone pieniądze.
Ponoć - tak przynajmniej zeznawać mieli oszuści - oferowano im w zamian uniknięcie odpowiedzialności. Policjant miał z tego powodu później potworne nieprzyjemności. W końcu osobę nieupoważnioną, poza oficjalną procedurą śledztwa - dopuścił do kontaktu z zatrzymanymi.

A dalej było już tylko śmieszniej. Przypomnę Ci Twoją akcję w Hali Ludowej (Stulecia? nieważne) w październiku 2003. Ty wtedy byłeś parlamentarzystą. Znaczy posłem.
Dzwonisz pewnego dnia i głosem pełnym emocji - jak Ty zawsze - zapraszasz na odprawę przed akcją. - Mamy we Wrocławiu realizację - grzmiałeś do słuchawki. - Będziemy zatrzymywać rozrywkowe maszyny. Akcja miała być wspólnie z policją i prokuraturą. Odprawa w hotelu WKS Śląsk przy Oporowskiej.
Byłeś pełnomocnikiem firmy, która uważała, że jej konkurencja oferuje podróbki automatów do gier hazardowych. W Hali Ludowej były akurat targi urządzeń rozrywkowych. Mówiłeś, że będziecie wynosić nielegalne maszyny.

- Policja wie o tej wspólnej akcji? - zapytałem gdy pojawiłem się na "odprawie" w hotelu.
- Zaraz się dowie - oznajmiłeś.
I chwilę później pytałeś czy nie mam telefonu do szefa wydziału przestępstw gospodarczych.
Chyba nie potraktował Cię zbyt elegancko. Nie wysłał ludzi do hotelu tylko polecił zgłosić się na komisariat. Prokuratura też nie zapewniła właściwej oprawy Twojej akcji.
Każdy pełnomocnik pokrzywdzonej firmy złożyłby po prostu doniesienie na policji.
A Ty, otoczony przez fotoreporterów, na czele nieodłącznych komandosów, wmaszerowałeś do Hali Ludowej oznajmiając, że rekwirujesz maszyny. Twoi ludzie kręcili się później bez celu wokół stoiska. Wreszcie... zadzwoniłeś na alarmowy numer policji i ściągnąłeś do Hali radiowóz patrolujący miasto.
Myślałem, że mnie nagła krew zaleje. Ściągasz z ulicy patrol bo Ci "medialnie" nie pasuje zwykłe zawiadomienie policji albo prokuratury. Byłoby mniej lansersko, nie?
Poselskie śledztwo
A pamiętasz wyprawę do Hiszpanii? To było jakieś parę miesięcy później. Opowiadałeś wszem i wobec, że masz dowody obciążające ważnego polityka. Chodziło o korupcyjne układy z biznesem branży hazardowej.
O układach pisała wówczas dużo prasa. Ty spotykałeś się z ważnymi prokuratorami. Miałeś jakąś kasetę. Na niej relację człowieka, który wiedział dużo o kontaktach branży z politykami. Przynajmniej tak opowiadał.
To był moment, w którym wydawało mi się, że stać Cię na nieco więcej niż lans. Jedna chwilka. - Idźcie tym tropem, to jest mocne - szepnął ważny prokurator jednemu z dziennikarzy po rozmowie z Tobą.

Ty - jak to Ty - robiąc szum wybrałeś się do Hiszpanii. Fakt. To tam wiodły tropy właścicieli hazardowego biznesu. Tam też miały być dowody na to, że jeden ważny polityk gościł na wczasach na koszt branży.
Pojechałeś więc na łowy. A ja widziałem jak to wyglądało. Najpierw - z pomocą informatora - zajechałeś pod jakiś hotel w turystycznej miejscowości. Chyba wszedłeś do jednego hotelu, przejrzałeś albo próbowałeś przeglądać książkę meldunkową. Później zagadałeś w pobliskim klubie jachtowym. O polityku nikt nie słyszał. Po kolacji wróciłeś do hotelu w Walencji a potem do Warszawy, gdzie zorganizowałeś konferencję prasową. Całe Twoje hiszpańskie śledztwo trwało, ja wiem, paredziesiąt minut. Netto licząc. Bez czasu na dolot, dojazd itp.

Fakt. Niektóre Twoje informacje nawet się potwierdziły. Ale świadek z nagrania, człowiek, którego przekazałeś prokuraturze - wycofał się z najważniejszych części swoich relacji. Może wtedy zabrakło Tobie spokoju i cierpliwości? Może za dużo gadałeś o tej sprawie? Nie wiem, Krzysztofie. Słyszałem później wersję, że ludzie z branży zorientowali się, kto jest Twoim informatorem, dotarli do niego i namówili, by zmienił relację. Ale to tylko czyjaś opinia. Też człowieka z branży. Może zrobiłeś wszystko co się dało?
Wybacz, ale nie może mnie opuścić wrażenie, że również w tej sprawie ważniejsza była reklama niż sprawa.

Oszust! Znowu stulecia.
I wreszcie nasza ostatnia "wspólna" sprawa. Jesień 2010. Latem tego właśnie roku pojawiłeś się we Wrocławiu i - jak zawsze zorganizowałeś konferencję prasową. Oznajmiłeś, że jesteś na tropie "oszusta stulecia". Tropiłeś Rafała L. "Młodego". Przed laty gangstera, a potem nawet skruszonego gangstera. Teraz podejrzewanego o oszukiwanie chętnych na zakup używanych aut.
Pamiętam, że pokłóciliśmy się wtedy. Znałem dwie wersje tej historii. Twoją i Twoich klientów z jednej oraz Rafała L. z drugiej strony. W Waszej wersji był oszustem. W swojej - jedną z ofiar. Mam wrażenie, że byłeś oburzony na mnie, że dopuszczam w ogóle myśl, że Twoja wersja mogłaby być nieprawdziwa. Cóż. Na razie wychodzi na Twoje. Rafał L. siedzi w areszcie od wielu miesięcy. Ma poważne zarzuty. Nie wiem, czy jego wersja się potwierdzi. Na ten moment, chyba nie.

Tak czy siak, mam wrażenie, że Rafał L. siedzi nie dzięki Tobie i Twojej wrocławskiej "akcji". Tym bardziej, nie dzięki konferencji prasowej. Posadzili go znacznie później. Cóż. Wyszło wtedy przy okazji, że nie masz licencji detektywa, a podajesz się za niego. Też się o to pokłóciliśmy.

Aha. No i podpadłeś oficerowi jednego z wydziałów dolnośląskiego zarządu CBŚ. W rozmowach z ludźmi we Wrocławiu i Jelczu- Laskowicach rzekomo powoływałeś się na znajomość z nim. Tak przynajmniej on to interpretował. Doniósł na Ciebie do prokuratury. Ta nie chciała wszczynać śledztwa. Niewinne przechwałki nie są przestępstwem.
Ty zapewniałeś, że to kłamstwa. Chciałeś donosić na tego oficera.

Magda, mama i korona dowodów
A teraz? Teraz triumfujesz. Czytam właśnie, że 44 procent ankietowanych uważa, że masz rację w sporze ze śląską policją. Sporze dotyczącym Twojego udziału w poszukiwaniach półrocznej Magdy z Sosnowca. I roli policji w tej sprawie.
I to jest właśnie największy dowód na to, że w branży reklamowej zrobisz prawdziwe pieniądze.
Wybacz, Krzysztofie! Nie ma mnie wśród 44 procent Twoich "zwolenników". Mam wrażenie, że zachowywałeś się w tej sprawie bardzo, bardzo źle i nieprofesjonalnie.
No i znowu mnie krew zalała, jak tłumaczyłeś na konferencji prasowej, że gdyby z mamą dziewczynki porozmawiać "po policyjnemu", toby "pękła".

Drogi były pośle! Słyszałeś kiedyś o czymś takim, jak dowód? To coś, bez czego człowieka nie da się postawić przed sądem i skazać. Przynajmniej w państwie prawa, którego byłeś "funkcjonariuszem". Jako parlamentarzysta. A wiesz o tym, że jak Twoim jedynym dowodem jest sprawca, który się przyznał, to znaczy, że nie masz nic?
- Przyznanie się nie jest koroną dowodów - mawiają prawdziwi fachowcy w tej branży .
Ty mogłeś szybko "złamać" matkę dziewczynki. I odtrąbić medialny sukces. Pomijając, że to co zrobiłeś tej kobiecie - nagrywając ją i ujawniając nagranie, a potem w jej obecności chwaląc się dziennikarzom, że rozwiązałeś zagadkę - to było ... Cisną się na usta słowa najmocniejsze z mocnych.

Tymczasem policjanci - w przeciwieństwie do Ciebie - musieli szukać dowodów. To bardziej skomplikowana, niewdzięczna i mniej medialna robota. I nie wszystko można ujawniać.
A jeśli popełnili błędy, to wcale nie znaczy, że Ty zachowałeś się w tej sprawie jak profesjonalista.
Dlatego - wybacz drogi Krzyśku - zapiszę się do tych 30 procent, którzy są w tej sprawie po stronie policji.

Pozostaję z należnym szacunkiem.
Marcin Rybak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska