Wojciechowski i Lisek najedli się sporo strachu, bo jeszcze w sobotę rano nie było wiadomo, gdzie są ich tyczki. Zaginęły w drodze z Polski do Londynu, chociaż lot był krótki i bez przesiadki. Cała historia ma jednak szczęśliwe zakończenie. Po naciskach i telefonach działaczy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki sprzęt znalazł się na lotnisku Heathrow.
Sytuacja była ekstremalnie trudna zwłaszcza dla Wojciechowskiego, który nie miał tu w Londynie żadnej alternatywy. Jedyny pomysł był taki, by jak najszybciej przyleciały zapasowe tyczki z Polski.
- Strasznie się denerwowałem. Bałem się, że te tyczki nie przyjdą i będę na nie czekał półtora tygodnia, a nie miałem tyle czasu. Na dodatek kontakt z lotniskiem był mierny. Najpierw się stresowałem, że tyczki nie przyjadą, a potem samymi zawodami. Przez to nie mogłem zasnąć, spałem tylko pięć godzin, ale mimo wszystko obudziłem się wypoczęty - mówił Wojciechowski w niedzielę.
W eliminacjach miał więcej problemów od Liska. Do zaliczenia wysokości 5.65 i 5.70 potrzebował każdorazowo trzech prób.
- Generalnie jak skaczę i raz postawię stojaki, to zmieniam je tylko wtedy, gdy zmieniam tyczki. Teraz zmieniałem je, skacząc na tej samej tyczce - przesuwałem je przy każdym skoku. Gdyby na przykład w drugim skoku na 5.70 stojaki były o 5 cm bliżej, tobym to zaliczył. Najważniejsze, że dobrze się skończyło. Obejrzę to raz i skasuję - stwierdził.
Spokojem imponuje Piotr Lisek. W niedzielę nie miał ani jednej zrzutki. Chociaż jest mocnym kandydatem do medalu, to rywale też prezentują się solidnie.
- Renaud Lavillenie wyglądał dobrze. Sam Kendricks również. Wszyscy myślą, że Paweł wypadł gorzej, ale ten jego skok na 5.70 był super - analizował Lisek.
Początek dzisiejszego finału o godz. 20.35. Transmisja: TVP Sport i Eurosport.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?