Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Linia Curzona - wielkie oszustwo Stalina

Hanna Wieczorek
Jak powstawały Kresy Wschodnie, dlaczego ich mit popularny był już w czasie II Rzeczypospolitej i który z polskich królów rozpoczął wielką ekspansję Polski na Wschód - rozmowa z wrocławskim historykiem profesorem Jerzym Maroniem.

Wrocław, 15.09.2009 rok
(informacja własna)

Termin Kresy Wschodnie obecnie utożsamiamy ze wschodnimi obszarami II RP, a więc województwami: wileńskim, nowogrodzkim, poleskim, wołyńskim, tarnopolskim, stanisławowskim oraz częściowo lwowskim i białostockim.

Jak więc to jest: czy Kresy Wschodnie to tylko "ziemie zabrane", czy coś więcej... Bo przecież nie kto inny jak Cat Mackiewicz mówił, że Polska to Witebsk, Kijów i Ryga. Józef Piłsudski dodawał, że Polska jest jak obwarzanek - wszystko, co najlepsze, mamy na Kresach, a w środku pustka.

Polska zaczęła się interesować Wschodem dość dawno. W szkole uczono mnie, że od zdobycia Grodów Czerwieńskich przez Bolesława Chrobrego.[/b
]
To było klasyczne pogranicze. Najpierw Ruś nam odbijała Grody Czerwieńskie, potem my Rusi. Tak naprawdę aktywna polityka wschodnia datuje się od drugiej połowy XII wieku, czyli od Kazimierza Sprawiedliwego, a potem od najbardziej wojowniczego króla polskiego, czyli Kazimierza Wielkiego.
[b]Najbardziej wojowniczy? A mnie się wydawało, że zasłynął z budowania - zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną...

To był najbardziej wojowniczy z Piastów, przez całe życie prowadził walki o przesunięcie granic swojego państwa maksymalnie na Wschód. Powiększył obszar Polski o 100 procent. Zaczynał od Polski o powierzchni 102 tysiące kilometrów kwadratowych, i to w dwóch kawałkach, a zostawił zjednoczony kraj o powierzchni 204 tysięcy km kw.

Już w średniowieczu Polska zaczęła się interesować Wschodem?

Wyraźnie od XIV wieku. Wszystko zaczęło się od niespodziewanego i przypadkowego wymarcia linii Rurykowiczów Halickich, które w naturalny sposób spowodowało zainteresowanie Kazimierza Wielkiego Rusią Halicką. To był teren bezpośrednio przylegający do jądra ówczesnego państwa polskiego - Małopolski. Przecież Jasło i Przemyśl leżały właśnie na Rusi Halicko-Włodzimierskiej.

I stąd ekspansja Kazimierza Wielkiego na Wschód?

Nie nazwałbym tego ekspansją, raczej obroną interesów państwa polskiego. Po wymarciu tamtejszych Rurykowiczów wytworzyła się na Rusi Halickiej pustka. Tak naprawdę możemy mówić o błyskotliwej ekspansji litewskiej z czasów Giedymina, Kiejstuta i Olgierda. Kazimierz Wielki, by chronić interesy swojego kraju, wszedł w konflikt z Węgrami, którzy byli żywotnie zainteresowani Rusią Halicką, Litwinami oraz innymi Rurykowiczami. Udało mu się przesunąć granice do Zbrucza, a więc zhołdował Lwów i Kamieniec Podolski.

I później już wszyscy polscy władcy parli na Wschód?

Wbrew pozorom, następnym liczącym się wydarzeniem była dopiero Unia Lubelska zawarta w lipcu 1569 roku i inkorporowanie całego południa, aż za Kijów, do Korony.

Od Unii Lubelskiej zaczynamy mówić o Kresach?

Tak, pojawia się wtedy pojęcie owych Kresów. Ale przynależność Kresów jest różna, zmienia się przez cały XVII wiek. Dopiero zawarty w Moskwie, w 1686 roku, pokój Grzymułtowskiego dzieli ostatecznie tę krainę. Polskie Kresy rozciągają się wówczas do Dniepru.

Gdzie Polska najdalej zawędrowała na Wschód? Pod Moskwę?

Jeśli chodzi o Wschód, kierunek moskiewski, to Brama Smoleńska była opanowana od 1619 roku, kiedy to zawarto rozejm - "pokój doczesny", jak mówią Rosjanie - w Dwylinie. Rozejm ten doprowadził do odzyskania przez Rzeczypospolitą Smoleńska, utraconego jeszcze przez Litwinów. Formalnie do Rzeczypospolitej przynależały wówczas, do pokoju Grzymułtowskiego: Czernihow- szczyzna, ziemia siewierska i Smoleńszczyzna łącznie z Kijowem.

Pokój Grzymułtowskiego na długo ustalił wchodnią granicę Polski?

Do pierwszego rozbioru Polski. Było to związane z upadkiem Rzeczypospolitej jako potęgi politycznej. Potem kolejna zmiana następuje w 1815 roku: do Kongresu Wiedeńskiego.

I tak dochodzimy do XX wieku, kiedy to na nowo tworzą się granice Polski: wojna polsko-sowiecka, która decyduje, że linia Curzona czeka do roku 1945.

Po co pani ta nieszczęsna linia Curzona...

Bo jak mnie uczono, po II wojnie światowej wschodnia granica Polski została ustalona według tej linii.
Dostaliśmy nawet mniej. Proszę pamiętać, że była to propozycja - zgłoszona przez lorda Curzona - ustalenia granicy między Polską a Białą Rosją. Ta linia odnosiła się do odcinka między dawną granicą Galicji na południu i Prus Wschodnich na północy.
Nie dotyczyła więc ani Wileńszczyzny, ani Galicji ze Lwowem (dawnego zaboru austriackiego), które nigdy do carskiej Rosji nie należały. A po II wojnie niedouczeni jak zwykle alianci - bo dla nich Europa Wschodnia to jest Rosja - dali się oszukać Stalinowi. Wmówił im on, że linia Curzona to jest cała granica polsko-sowiecka na Wschodzie. Alianci przyjęli, że wszelkie odchylenia zostaną rozstrzygnięte na korzyść Polski, ale jak wykazały badania prof. Eberharda, speca od geografii historycznej, wszelkie odchylenia były rozstrzygnięte na niekorzyść Polski.

Jeśli chodzi o północny odcinek granicy, anegdota mówi, iż Osóbka-Morawski wywalczył dla nas Puszczę Białowieską, mówiąc Stalinowi, że żubry nie są ani Polakami, ani Białorusinami. A próby obrony czy raczej próby wspominania o Lwowie Stalin skwitował: "No charoszyje patrioty". Włączenie Lwowa do Polski po 1945 roku nie było możliwe ze względu na stanowisko Chruszczowa, który był wówczas szefem ukraińskiej partii sowieckiej.

Wróćmy do Kresów, które znalazły się w granicach II Rzeczypospolitej.

Kresy to jest pojęcie niespójne. Bo to są z jednej strony "ziemie zabrane" z Wilnem, i tu nie ma żadnych wątpliwości, ale z drugiej strony są to tereny dawnej Galicji, sięgające daleko za Lwów, aż po rzekę Zbrucz.

Ziemie, które po I wojnie nie należały do Polski i nie powinny być objęte terminem Kresy Wschodnie.

Teoretycznie nie powinny, ale na Kijowszczyźnie, należącej do Rosji od XVII wieku, były silne skupiska ziemiaństwa polskiego. Po 1918 roku narasta mit Kresów jako ziemi mlekiem i miodem płynącej, bo w Warszawie znaleźli się nagle ludzie, którzy nigdy nie mieszkali ani w Galicji, ani w Kongresówce, zawsze mieszkali w Rosji.

W związku z tym znajomość tych terenów była w II Rzeczypospolitej wręcz nieprawdopodobna. Wystarczy wspomnieć o Jarosławie Iwaszkiewiczu czy Pruszyńskich. Dzisiaj nazwalibyśmy ich pewnie repatriantami zza granicy galicyjsko-rosyjskiej, gdzie państwo polskie nie funkcjonowało już przed rozbiorami. Do tego dołożyła się jeszcze biała emigracja rosyjska w Warszawie. Stąd ten Wschód był czymś w rodzaju raju utraconego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska