18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Liban: Europejski kurort na Bliskim Wschodzie (ZDJĘCIA)

Adam Radoliński
Błękitny Meczet w Bejrucie zbudowany na wzór meczetu w Istambule
Błękitny Meczet w Bejrucie zbudowany na wzór meczetu w Istambule Adam Radoliński
Liban to jedyne państwo Bliskiego Wschodu, które polecił bym z czystym sumieniem osobom jeżdżącym na swoje wymarzone wakacje na plaże Włoch, Hiszpanii czy Grecji. To małe państwo zniechęca, przepraszam zachęca turystów plażami, fast foodami największych światowych sieci i barami pełnymi pijanych nastolatków.

Podsumowując, jeżeli masz pieniądze i chciałbyś pochwalić się przed znajomymi że byłeś na Bliskim Wschodzie nie wahaj się, w samolot i do Bejrutu.

Niestety, mnie Liban bardzo zawiódł, to państwo jest obdarte z bliskowschodniego charakteru. Brak tu sympatycznego klimatu państw tego regionu, ciepła ludzi i ich otwartości. Wszystko kreci się dookoła dolara.

Kiedy będąc w podróż dzieliłem się moimi spostrzeżeniami o Libanie, niektórzy mówili, że dramatyzuje bo są tu przecież miejsca w których można poczuć się jak na Bliskim Wschodzie. Pewnie że są - odpowiadałem - ale nie o to przecież chodzi by były tu jedynie miejsca przecież my jesteśmy na Bliskim Wschodzie.

Sam Bejrut nazywany niegdyś najpiękniejszym portem świata, zmienił się w zatłoczoną pędzącą w wyścigu szczurów metropolię. Ulicami przelewają się panowie w ekskluzywnych samochodach i ubrane modnie panie z dziećmi pilnowanymi przez azjatyckie nianie.

Dla rozjaśnienia obrazu warto przytoczyć jeden fakt z historii. W roku 1975 w Libanie wybuchła krwawa wojna domowa. Po jednej stronie konfliktu stanęła większą muzułmańską, po drugiej chrześcijanie. Głównym miejscem rozgrywającego się dramatu był Bejrut, który został podzielony na dwie części. Wschodnią muzułmańską i zachodnią chrześcijańską.

Podczas trwającego ponad 15 lat konfliktu miasto zostało w znacznym stopniu zniszczone. Na domiar złego sytuacja powtórzyła się podczas konfliktu z Izraelem w 2006 roku, kiedy to miasto było celem wielu bombardowań. Ofiarą wojen padła nie tylko historyczna część miasta ze swoimi klimatycznymi zakątkami, zatracona została również blisko wschodnia tożsamość miasta i jego mieszkańców. Nowy Bejrut, nie różni się niczym od zachodnioeuropejskich centrów handlu i finansjery - niestety.

Po nasyceniu się szczypiącym w oczy przepychem, postanowiłem przekonać się jak wygląda południe Libanu. Za cel obrałem sobie dwa miasta leżące nad wybrzeżem - Tyr (Sure) i Seida. W wyprawie towarzyszyli mi poznani na dachu Hotelu Tallas Nowozelandka Anna i Brytyjczyk Declan.

Tyr to spokojna miejscowość rybacka, w której życie toczy się w rytmie wyznaczanym przez połowy. Centrum miasta wyznaczone jest przez ruiny z okresu panowania na tych terenach cesarstw rzymskiego. Jednak tym, co stało się dla mnie głównym celem odwiedzenia Tyr, był jeden z najstarszych obozów uchodźców palestyńskich.

Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności i nieustępującemu uśmiechowi pewnego mężczyzny udało mi się wspólnie ze znajomymi spędzić w jednym z palestyńskich domów.
Spacerując w gorszącym zmysły słońcu po ruinach staro rzymskiego hipodromu, kilkukrotnie mijałem się z mężczyzna na którego twarzy za każdym razem kiedy mnie widział pojawiał się szeroki szczery uśmiech. Otumaniony upałem nie za każdym razem odwzajemniłem uśmiech, nie mówiąc już o sile by podejść i spróbować porozmawiać. Kiedy wyczerpany temperaturami skryłem się w cieniu wielkie muru, zaspokoiłem pragnienie mój wzrok znowu natrafił ponownie na owego mężczyznę. Stojący na werandzie swojego domu patrzył na mnie spokojnym wzrokiem. Zamachałem na co mężczyzna odmachał i szerokim gestem zaprosił mnie do siebie.

Był to Fadir, wnuk jednak z Palestyńczyków, który uciekł ze swojego kraju wraz z pierwszą falą uchodźców. Problem w tym że nie mówił on ani słowa po angielsku, a mój arabski był mizerny. Wybawieniem z krepującego milczenia okazał się Jesnar - kuzynka Fadira. Siedemnastolatka, która od 11 lat wspólnie z rodzicami mieszka w Londynie, zgodziła się być tłumaczem przez kolejnych kilka godzin.

Po znakomitej kawie, orzeźwiającym melonie i wymianie grzeczności, rozpocząłem dyskretne wypytywanie o obecną sytuacji uchodźców palestyńskich w Libanie. Temat podjął nie tylko Fadir, ale i kobiety mieszkające w domu.

Ich dziadkowie uciekli z z małej miejscowości oddalonej o niecałe 50 km od Jerozolimy. O tamtych dniach moi rozmówcy niewiele już wiedzieli, opowieści mentorów rodu pamiętali wybiórczo, skupiając się w większym stopniu na obecnych problemach ich rodaków pozostających nadal w okupowanym kraju.

Tym co mnie zaskoczyło był brak nienawiści czy chęci zemsty na Izraelitach.

- Nikomu z nas nie chodzi o to by walczyć i się zabijać, nam Palestyńczykom zależy jedynie na możliwości spokojnego życia we własnym domu we własnym kraju - mówił Fadir. - Rozumiemy, że obecnie na terenie naszego państwa żyje inny naród i nie chodzi nam o to by go wypędzić. Można przecież żyć obok siebie pokojowo. Do tego potrzebna jest wola obu stron. Ja wieżę, że jest to możliwe - dodaje.
Noc postanowiłem spędzić w Seida. To ponad stutysięczna, prezentowana w przewodniku jako jedna z najciekawszych, miejscowość wybrzeża libańskiego. Dla mnie stała się początkiem poważnego zatrucia pokarmowego, które wraz z nieustępującą gorączką towarzyszyło mi przez kolejne 4 dni. Mimo słabnącego z dnia na dzień zdrowia, postanowiłem podróżować i poznawać Liban do momentu, w którym albo ja pokonam chorobę albo zmęczenie i osłabienie zmusi mnie do poddania się.

Sypiałem bardzo źle po zaledwie kilka godzin w nocy, zmusiło mnie to do szukania miejsca na sen podczas dnia. Do ograniczonej mobilności zmuszała mnie także biegunka. Mimo to w ciągu dwóch kolejnych dni udało mi się odwiedzić Byblos i Trypolis. Pierwsza z tych dwóch miejscowości to ulubione miejsce weekendowych wyjazdów młodych Libańczyków. Urocza mała miejscowość z rzymskimi ruinami, pięknie odnowioną starówką i letnim festiwalem, którego tegoroczna gwiazdą był zespół Gorillaz. Mi niestety nie udało się gościć na koncercie brytyjskiego bandu - spóźniłem się jeden dzień. Nie byłem jednak zły bo mój stan zdrowia nie bardzo pozwalał na uczestniczenie w zabawie.

Krańcowo inne okazało się Trypolis - pierwsze miasto przypominające swoim charakterem klimat Bliskiego Wschodu. Miasto to, choć urokliwe, swoim zaniedbaniem i ciążącą na ulicach architekturą, było bardzo zimne i zdystansowane, a to głownie przez nieufność swoich mieszkańców.

Także tu w Trypolis zobaczyłem po raz pierwszy w Libanie gorszącą wręcz biedę ludzi i ich starania o zachowanie choć skrawka godności. Włócząc się po mieście trafiłem do zaułka bezdomnych zapomnianych przez świat w większości starych ludzi, którzy widząc mnie nie wiedzieli jak się zachować. Część z nich patrzyła na mnie z agresją inna z niechęcią, kilka osób odpędzało machnięciami rąk. Te kilka minut które zajęło mi wyjęcie z zaułka, wywołało we mnie ogromny smutek i refleksję, która będzie ciążyć na Libanie w mojej pamięci.

- Zarówno w Syrii, jak i w Jordani czy Iraku widziałem budzi biednych, żyjących skromnie, czasem bardzo. Nigdzie w tych krajach nie widziałem jednak głodu, aż do czasu wizyty w Libanie.

W Libanie w państwie, którego stolica ocieka pieniędzmi, w państwie, które nie przejmuje się losem swoich obywateli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska