Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekkoatletyka. Dariusz Łoś apeluje, by otworzyć więcej stadionów

Jakub Guder
fot. Paweł Relikowski
- Sport został odsunięty na dalszy plan, a jeśli nawet jakoś uporamy się z tą epidemią, to nie będzie pierwszoplanową dziedziną życia. Sport młodzieżowy się odbuduje, ale największe piętno ta sytuacja odciśnie na sporcie zawodowym. Rachunek jest prosty: są mitingi to można zarabiać - mówi Dariusz Łoś, trener mistrza Europy w skoku o tyczce z 2016 roku Roberta Sobery (AZS AWF Wrocław).

Panie trenerze - jutro wracacie na stadiony, cieszy się Pan? (rozmawialiśmy w niedzielę - przyp. JG)
Właśnie siadam, żeby przejrzeć ostatnie wiadomości, co tak naprawdę nam udostępniają. We Wrocławiu sytuacja jest dość trudna, bo stadion lekkoatletyczny przy Stadionie Olimpijskim jest zamknięty z przyczyn technicznych. Na szczęście skocznia do tyczki jest tam w bardzo dobrym stanie. Nie wiem, jakie decyzje podjął rektor AWF, ale liczę, że będzie na nas patrzył przychylnie.

Nie zmieniliście zatem planów - nie zamykacie się w Spale?
Tak, nie decydujemy się na ten wyjazd. Pobyt w Spale niesie ze sobą utrudnienia. Jeśli będziemy mogli trenować na miejscu, to na 95 proc. nie zdecydujemy się na COS.

Ma Pan już rozpisane, jak będą teraz wyglądać Pana zajęcia z zawodnikami?
Młodsi zawodnicy i ich rodzice cały czas do mnie wydzwaniają, chcą się czegoś dowiedzieć. Harmonogram w dużej mierze będzie zależał od Roberta Sobery i jego potrzeb (mistrz Europy w skoku o tyczce z 2016 roku - przyp.JG). Do tego dostosuję zajęcia dla tych mniej utytułowanych lekkoatletów. Chcemy pracować nad techniką. Nie ukrywam, że wiążę z tym powrotem na stadiony duże nadzieje, ale zobaczymy, jak to będzie w praktyce wyglądało, bo nie wiadomo, czy przyszkolne obiekty będą otwarte.

Jest Pan rozczarowany, że mistrzostwa Europy też zostały odwołane? To była ostatnia duża impreza, która została w kalendarzu.
Trudno mówić o rozczarowaniu, bo zdrowie jest najważniejsze. Ten wirus narozrabiał w życiu każdego człowieka - w mniejszym lub większym stopniu. Sport został odsunięty na dalszy plan, a jeśli nawet jakoś uporamy się z tą epidemią, to nie będzie pierwszoplanową dziedziną życia. Sport młodzieżowy się odbuduje, ale największe piętno ta sytuacja odciśnie na sporcie zawodowym. Rachunek jest prosty: są mitingi to można zarabiać. Dla zawodników to czasem podstawowa forma zarobkowania. Bez tego zostają oszczędności lub pomoc rodziców, bo stypendia są niskie. Reklam też nie ma, bo nie ma startów. Musimy jakoś przetrwać ten trudny okres.

Sezon właściwie jest z głowy dla lekkoatletów.
Teoretycznie odbędą się mistrzostwa Polski w sierpniu. One miały dać obraz formy przed mistrzostwami Europy. Teraz to będzie tylko start kontrolny, który nic nie wniesie do szkolenia. Czytałem, że trzej najlepsi zawodnicy w skoku o tyczce (Duplantis, Kendricks i Lavillenie - przyp. JG) mają rywalizować wirtualnie, skacząc u siebie w domach. Na tym to będzie chyba polegało. Może jakiś miting pokazowy w jednej konkurencji... Na więcej nie pozwolą przepisy.

W innych krajach lekkoatleci mogli trenować wcześniej.
W Niemczech też w dużej mierze oparto to na koszarowaniu zawodników i trenerów, ale nie wiem, czy to jest takie dobre. Treningi umożliwili Czesi, u których od 1 czerwca mają już być też jakieś mitingi. Planują powrót do sportowej rzeczywistości. Oby nie pociągnęło to za sobą konsekwencji zdrowotnych. U nas ja bym oparł to wszystko na kontroli. Trzeba testować tych, którzy przygotowują się do igrzysk i udostępniać im obiekty. Najpierw trzeba myśleć o tych najlepszych, ale potem też o młodszych, bo nagle się może okazać, że nie mamy zaplecza. Trzeba się zastanawiać, jak to zrobić. Niestety - to u nas naczynia połączone. Właściwie nie ma klubowych stadionów. Obiekty sportowe należą w Polsce do miast, uczelni czy innych dużych organizacji, a one ich nie otworzą, bo nie dadzą rady zapewnić bezpieczeństwa i wszystkich norm higieny.

Możliwości byłyby większe, gdyby otwarto więcej stadionów.
Jestem trenerem w Szkole Mistrzostwa Sportowego i właściwie nie mogę pracować. Zdalną pracę to można mieć ucząc matematyki, ale dwa miesiące zdalnej pracy w moim przypadku, to jest właściwie strzał w kolano. Niepowetowana strata dla zawodników. Tego się nie odrobi. Ćwiczenia z matematyki czy języka polskiego można zrobić następnego dnia, ale treningu nie da się zrobić jutro. On już nie wróci, przepada, organizm nie dostanie potrzebnego bodźca. Jak długo ja mogę zdalnie prowadzić treningi i mydlić oczy? To jest jak łatanie dziury piaskiem - przychodzi woda i wymywa ten piasek. To bardzo trudne do zrozumienia dla tych, którzy ze sportem mają do czynienia tylko w telewizji. Trzeba chcieć. My bardzo chcemy trenować tę młodzież. Ktoś jednak musi nas zrozumieć, wydać jakieś zarządzenie i pomóc.

Kiedy ostatni raz Rober Sobera skakał?
Bardzo dawno temu. Minęły może dwa miesiące. To jest bardzo duża przerwa. Próbowaliśmy w ciepłe dni robić jakieś elementy z tyczką, ale to nie jest nauka skakania o tyczce. Podstawą jet pełny rozbieg, pełne gięcie tyczki, żeby cała struktura skoku była zachowana. Zwłaszcza młody zawodnik musi mieć kontakt z prawdziwym skakaniem czy rzucaniem. Konkurencji technicznych nie da się nauczyć bez technicznego treningu.

Jak zapowiadał się ten sezon dla Roberta Sobery?
Zapowiadało się bardzo dobrze. Po starcie na MŚ w Doha, kiedy zaplanowałem odpoczynek, on zażyczył sobie jeszcze trochę ćwiczenia techniki. Bardzo dobrze wtedy skakał. Coś tam zaczynało się składać. To wszystko nie wypaliło jeszcze w sezonie halowym. Nie było jeszcze powtarzalności. Potem przytrafiła się kontuzja. Robert skręcił nadgarstek. Wstrzymało nas to na miesiąc, a to jakieś 200 skoków. Trudno to potem nadrobić. W hali brakowało trochę szczęścia - kilka razy poprzeczka spadała złośliwie na 5.70, 5.74 czy 5.76. Chcieliśmy potem konsekwentnie zmieniać kluczowe - jak nam się wydawało - elementy w technice, bo pomalutku coś się z tego wykluwało. Wtedy przyszedł czas, kiedy musieliśmy zaprzestać treningów. Zamierzamy to kontynuować, bo widać, że jeśli uda się to poskładać, to będzie bardzo dobrze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska