Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz dowiódł niewinności, chce odzyskać pracę w Legnicy

Piotr Kanikowski
- Będę się domagał przeprosin - mówi Mirosław Gibek
- Będę się domagał przeprosin - mówi Mirosław Gibek fot. piotr krzyżanowski
Za Mirosławem Gibkiem - jednym z najlepszych anestezjologów na Dolnym Śląsku - cieniem kładła się sprawa młodej kobiety, której w 2006 roku nie przyjął na oddział intensywnej opieki medycznej Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy. Wkrótce potem pacjentka zmarła. Dziś - gdy oczyścił się z zarzutów - żąda przeprosin.

Gibkowi, który był wówczas ordynatorem OIOM-u, dyrekcja wręczyła zwolnienie dyscyplinarne.
Dopiero niedawno legnicka prokuratura umorzyła wszczęte po tej tragedii postępowanie. Nie dopatrzyła się winy lekarza. Biegli z zakresu medycyny, z którymi śledczy się konsultowali, wskazywali wręcz, że anestezjolog, jako jedyny, postawił prawidłową diagnozę. Domyślił się groźnego guza w jamie brzusznej i zalecił podawanie leku obniżającego poziom wapnia. Leku, którego kobiecie nie podano, bo go nie było w szpitalu ani w szpitalnej aptece.
- Pacjentka miała nieuleczalną chorobę nowotworową - objaśnia Mirosław Gibek. - Nie wymagała intensywnego leczenia, ono nic by nie dało.

Mając korzystną dla siebie decyzję prokuratury, anestezjolog domaga się od legnickiego szpitala powrotu na swoje stare stanowisko. W sądzie pracy toczy się postępowanie w tej sprawie. Krystyna Barcik, dyrektorka placówki, nie sądzi, by przywrócenie Gibka na stanowisko ordynatora było możliwe.

- Oddział ma już ordynatora wyłonionego w konkursie, do którego pan doktor nie przystąpił, choć mógł - twierdzi Krystyna Barcik. - Pan Mirosław Gibek może jednak u nas pracować jako anestezjolog.

Przez trzy miesiące po dyscyplinarce anestezjolog próbował się pozbierać. Nową pracę znalazł we Wrocławiu, dojeżdża więc codziennie po 60 kilometrów z Jawora, by utrzymać rodzinę. Powrót do Legnicy znacznie ułatwiłby mu życie. I pomógł odzyskać dobre imię.
Środowisko lekarskie Mirosław Gibek drażni pytaniem, jak to możliwe, że jego ukarano, a lekarze, którzy, robiąc cięcie ciężarnej, nie zauważyli guza w brzuchu, nadal pracują w szpitalu.

Przed sądem pracy Mirosław Gibek walczy o przywrócenie go na stanowisko ordynatora oddziału intensywnej terapii (OIOM) w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Legnicy. Przestał nim być w 2006 roku, po śmierci młodej kobiety, która zmarła kilka dni po porodzie na innym oddziale.
21-letnia pacjentka po urodzeniu synka zaczęła gwałtownie chudnąć. W ciągu kilku dni straciła 8 kilogramów. Coś złego się działo. Lekarze nie wiedzieli, co. Poproszony o konsultacje Mirosław Gibek domyślał się choroby nowotworowej. Już po śmierci kobiety okazało się, że miał rację - w jej brzuchu rozrastał się piętnastocentymetrowy guz. Do dziś się zastanawia, jak to możliwe, że lekarze, którzy krótko przed śmiercią robili ciężarnej cesarskie cięcie, nie zauważyli tak wielkiego nowotworu.

Gdy kobieta umarła, to Gibkowi zarzucono, że widząc krytyczny stan pacjentki, nie położył jej na swoim oddziale. Anestezjolog kontrargumentował, że choroba była nieuleczalna, nie wymagała intensywnego leczenia i pobyt na OIOM-ie byłby w tym przypadku bezcelowy.
Szpital przeprowadził wewnętrzne dochodzenie i uznał nieprzyjęcie pacjentki na intensywną terapię za poważny błąd. Dyrektor Krystyna Barcik wręczyła anestezjologowi dyscyplinarne zwolnienie z pracy.

1100 tyle osób pracuje w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym

Mirosław Gibek uważa, że po prostu chciano się go pozbyć. Szukano sposobu, jak to zrobić, i okazja sama się nawinęła. - Dochodzenie poprowadzono tendencyjnie, aby tylko mnie zwolnić - mówi. - Gdyby wtedy rzetelnie wyjaśniono całą sprawę, już cztery lata temu okazałoby się, że nie ma żadnych podstaw do wyciągania w stosunku do mnie konsekwencji.

Krystyna Barcik, dyrektorka Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy, zwraca uwagę, że wbrew słowom lekarza sprawa wcale nie była prosta. W innym wypadku jej wyjaśnienie nie zajęłoby prokuraturze aż czterech lat. - Sama nie jestem lekarzem - zaznacza. - Decydując o zwolnieniu pana doktora, opierałam się na wynikach postępowania przeprowadzonego przez mojego zastępcę.

Do Mirosława Gibka przylgnęło piętno złego lekarza. - To wywróciło do góry nogami moje dotychczasowe życie - opowiada. - Musiałem zmienić środowisko, wyjechać.
Zatrudnił się we wrocławskiej klinice Akademii Medycznej. Ale nie przestał myśleć o powrocie do Legnicy. W sądzie pracy złożył pozew przeciwko szpitalowi o anulowanie dyscyplinarki i przywrócenie go na stanowisko. Rozprawy zostały jednak zawieszone do czasu zakończenia postępowania w prokuraturze. Teraz mogą ruszyć od nowa. Doktor Gibek znów spodziewa się korzystnego dla siebie finału. Walczy nie tylko o pracę i odszkodowanie, ale też o honor.
W legnickim szpitalu stanowisko ordynatora oddziału intensywnej terapii jest już zajęte. Dyrekcja nie mogłaby bezkarnie zerwać podpisanego w wyniku konkursu kontraktu.
- Jeśli pan doktor wygra, będzie przyjęty do pracy, ale tylko jako anestezjolog - zapowiada dyrektor Krystyna Barcik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska