Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 3:0. Śląsk rozjechany przez Kolejorza

Piotr Janas
FOT. WALDEMAR WYLEGALSKI
Śląsk Wrocław przegrał z Lechem Poznań 0:3 w meczu 16. kolejki LOTTO Ekstraklasy. W pierwszej połowie wynik otworzył Darko Jevtić, a drugiej wrocławian dobił rezerwowy - Marcin Robak, zdobywając dwa gole.

W tym spotkaniu trener Mariusz Rumak nie mógł skorzystać z zawieszonego za kartki Filipe Goncalvesa. Wielu kibiców zastanawiało się, kto zastąpi Portugalczyka w środku pola, ponieważ jedynym zastępcą na pozycję nr 6 w kadrze WKS-u jest Ostoja Stjepanović. Macedończyk jednak - mówiąc delikatnie – dotychczas nie zachwycał.

Rumak postanowił więc zaryzykować i wystawił tylko jednego defensywnego pomocnika. Był nim Adam Kokoszka, przed którym operowała trójka Łukasz Madej, Ryota Morioka i Alvarinho, a Sito Riera wspierał Kamila Bilińskiego w ataku. Reszta składu nie była zaskoczeniem.

To samo można powiedzieć o Lechu. ,,Kolejorz" wygrał dwa ostatnie mecze, więc Nenad Bjelica także nie eksperymentował. Na szpicy wyszedł będący w wysokiej formie Dawid Kownacki, a z rolą dżokera znów musiał pogodzić się najskuteczniejszy obecnie Polak w Ekstraklasie – Marcin Robak.

Początek meczu należał do gospodarzy. Przeprowadzili dwa szybkie ataki, ale przy strzałach zabrakło im precyzji. Już w 8 minucie spotkanie zostało przerwane, z powodu zadymienia boiska racami, odpalonymi przez kibiców Śląska. Pseudokibice ,,wojskowych" używali także petard hukowych.

Po około dwóch minutach prowadzący te zawody Tomasz Musiał wznowił grę, a w 16 min ,,Kolejorz" objął prowadzenie. Bardzo dobrym długim podaniem do Darko Jevticia popisał się Maciej Makuszewski, a Szwajcar ograł Kamila Dankowskiego i zmusił do kapitulacji Lubosa Kamenara. Goście próbowali odpowiadać głównie za sprawą stałych fragmentów, ale za każdym razem brakowało centymetrów, by oddać strzał.

W kolejnej części tej połowy Śląsk poczynał sobie coraz śmielej, ale w dalszym ciągu brakowało konkretów w postaci uderzeń na bramkę Matusza Putnockiego. Lechici bronili się mądrze i czyhali na okazję do wyprowadzenia szybkiej kontry. Po jednej z nich sam na sam z bramkarzem Śląska wyszedł Jevtić, ale zanim zdecydował się na strzał, dopadł go Łukasz Madej i wynik do przerwy nie uległ zmianie. Trzeba jednak podkreślić, że to było dobre 45 minut.

Po zmianie stron tempo gry nieco spadło. Zadowoleni z wyniku gospodarze szanowali piłkę i nie szukali okazji do podwyższenia za wszelką cenę, a Śląsk w dalszym ciągu szukał pierwszego uderzenia w światło bramki.

W 55 minucie z placu gry szedł Kamil Biliński. Wychowanek WKS-u już w pierwszej połowie zobaczył żółtą kartkę, a niemal od początku drugiej był na cenzurowanym u sędziego Musioła, po kolejnym faulu. Widzący co się dzieje Rumak nie chciał ryzykować osłabienia zespołu i posłał do boju Mariusza Idzika.

Tymczasem na boisku cały czas optyczną przewagę mieli lechici. Długimi fragmentami przebywali z piłką na połowie przyjezdnych, ale niewiele z tego wynikało. Brakowało przyspieszenia i elementów zaskoczenia, którymi piłkarze obu drużyn raczyli nas w pierwszych 45 minutach.

Przełamanie nadeszło w 66 minucie. Wtedy to wprowadzony chwilę wcześniej Robak, po dwójkowej akcji z Makuszewskim, ze stoickim spokojem przyjął piłkę na 16 metrze, odwrócił się i strzałem po ziemi podwyższył prowadzenie swojego zespołu. Co w tym momencie robili obrońcy Śląska? Tego, nie wie nikt. Pochodzący z Legnicy snajper dostał od nich w prezent w postaci mnóstwa miejsca i czasu.

Ta sytuacja zmusiła wrocławian do zdecydowanych ataków. Na przestrzeni dwóch minut dwa bardzo groźne strzały oddał Riera, ale Hiszpanowi zabrakło szczęścia. Po drugiej próbie Putnocki sparował futbolówkę na rzut rożny, a po nim znakomitą okazję miał Kokoszka, ale fatalnie przestrzelił.

To szybko zemściło się na gościach. Lech wyprowadził kontrę, po której strzał Radosława Majewskiego ręką we własnym polu karnym zablokował Lasha Dvali, nie dając sędziemu wyboru. Do piłki ustawionej na 11 metrze podszedł Robak i bez problemu pokonał Kamenara.

Śląsk był już na deskach, a niesieni głośnym dopingiem rozochoceni gospodarze szukali kolejnych okazji. Mimo kilku ciekawych zagrań licznie zgromadzona publiczność na INEA Stadionie w Poznaniu więcej trafień nie zobaczyła. Wynik mógłby sugerować, że Lech całkowicie zdominował gości, ale nie do końca oddaje to, co faktycznie działo się na murawie.

Za tydzień będący na fali Lech przyjedzie na Dolny Śląsk, gdzie zmierzy się z KGHM Zagłębiem Lubin. Śląsk z kolei podejmie na Stadionie Wrocław Legię Warszawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska