Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lany Poniedziałek 2 kwietnia 2018: mandat 500 złotych i inne kary za oblewanie wodą

AIP
Tomasz Hołod / Polska Press
W Wielkanocny Poniedziałek Polacy tradycyjnie polewają się wodą, niektórzy rolnicy kropią swoje ziemie wodą święcona a na południu kraju, mieszkańcy wsi robią sobie psikusy. W ostatnich latach możemy zaobserwować coraz bardziej nierozważne świętowanie Lanego Poniedziałku co skutkuje kontrolami policji i mandatami. Lany Poniedziałek? Baw się rozważnie!

Zaopatrzyłeś się już w wiadra na wodę, które zamierzasz wykorzystać w lany poniedziałek? Lepiej się zastanów. Możesz za to słono zapłacić.

Przed nami lany poniedziałek. Według tradycji dzieci, i trochę starsi, biegają z pistoletami na wodę i wiadrami, aby oblać płeć przeciwną.

Zwyczaj ten pochodzi z XVI wieku. Dziewczyny, które w dawnych czasach padały celem tych psikusów, mogły czuć się wyróżnione. Oznaczało to bowiem, że cieszą się powodzeniem. W tym roku lany poniedziałek przypada na 2 kwietnia.

Dlaczego polewamy się wodą w Lany Poniedziałek? Początek polewania wodą w drugi dzień świąt Wielkanocnych sięga czasów pogańskich - pierwotnie miał symbolizować budzenie się przyrody do życia i co roku odnawiać miał zdolności ziemi do rodzenia.

Jednak jeżeli przyszykowałeś się już na jego nadejście, odnalazłeś wiadra w piwnicy i zakupiłeś woreczki na wodę, nie mamy dobrych wiadomości. Strażnicy miejscy przestrzegają przed chuligańskimi wybrykami i zapowiadają wzmożone patrole.

"Strażnicy w szczególności będą zwracać uwagę na osoby, które zamiast polewać panie symbolicznie będą używać do tego celu między innymi wiader z wodą oraz rzucać z okien w przechodniów workami wypełnionymi cieczą" - czytamy na stronie Straży Miejskiej w Toruniu.

Co może za to grozić? Przyszykujcie portfele, ponieważ za zbyt obfite oblewanie wodą można zostać ukaranym mandatem w wysokości 500 złotych.

Tak samo patrole policji reagować będą na wykroceznia takie jak wlewanie wody do wnętrza samochodów stojących na światłach, spuszczanie worków foliowych z woda lub tez po prostu wylewanie wody z wiader z wyższych pięter mieszkań wprost na przechodniów czy rowerzystów. Policja podkreśla że wszelkie nadużycia traktowane są jako wykroczenia zaliczające się do chuligaństwa. Za chuligańskie polewanie wody może grozić nawet 500 złotych mandatu. Policja będzie karać chuliganów mandatami lub skieruje wnioski o ukaranie do sądów.

Tradycja kropienia wodą święconą

Do dziś zwyczaj kropienia wodą święconą pól w poniedziałkowy ranek przez gospodarzy jest spotykany we wsiach na południu Polski. W późniejszym czasie kraje słowiańskie w Wielkanocny Poniedziałek obchodziły ten dzień polewając wodą wybrankę swojego serca aby pokazać jej swoje zainteresowanie.
Im większe było zainteresowanie, tym większą ilością wody polewano. Świętowanie tego dnia w dziś znanej nam formie jest wypadkową wszystkich opisanych sposobów świętowania. Polewa się w ramach żartu każdego kogo się spotka.

Jak to było w Świętokrzyskiejm

Koło Gospodyń Wiejskich Łomnianeczki istnieje niespełna 3 lata, ale panie z Łomna w Gminie Pawłów nie raz dały się już poznać jako znawczynie regionalnej kuchni czy zwyczajów i ozdób świątecznych. Czas świąt to także czas rodzinnych wspomnień. Jak spędzano Wielkanoc przed laty w Łomnie i okolicach? Najlepiej opowiedzą o tym Łomnianeczki.

Zaczynało się od świniobicia. - Tydzień przed świętami ojciec z sąsiadami robili świniobicie - wspomina Teresa Latała. - Część mięsa marynowano, wędzono w specjalnych skrzyniach, a z innych części wyrabiano białą kiełbasę do żurku, boczek, salceson, cienką kiełbasę do wędzenia i dużo kaszanki. Niektóre wyroby zalewało się smalcem, żeby dłużej wytrzymały. A mama przyrządzała żur. Około 5 dni przed świętami kisiła mąkę żytnią z dodatkiem otrębów i taki garnek stał przykryty gazą aż do niedzieli. Potem dodawało się trochę śmietanki i gotowało.
- Mój ojciec był masarzem, więc przed świętami raczej nic nie brakowało, a rodzice ciągle nas odganiali od spiżarki mówiąc: zostaw, bo to na święta - dodaje Teresa Kucharczyk. ,,Kotki”na przeziębienie - Palmy na palmową niedzielę zawsze wszyscy robili sobie w domach - mówi Teresa Latała. - Szliśmy w sześcioro rodzeństwa nad rzekę i ścinaliśmy wierzbowe bazie, wysokie trawy. Mama dodawała świeże gałązki z czarnej porzeczki, do tego kwiatuszki z bibułki i palma gotowa. Po mszy łykaliśmy te „kotki” z bazi. Miały nas chronić przed bólem i przeziębieniem. A palmę zatykało się za obraz, żeby chroniła dom przed burzami i grzmotami. Przed Wielką Sobotą przygotowywaliśmy pisanki. Mama gotowała jajka w cebuli, potem malowało się je farbkami, a na koniec igłami wydrapywało się wzorki: bazie czy baranki. Po poświęceniu potraw w koszyczku ciągle obowiązywał post, aż do niedzielnego śniadania.

Teresa Kucharczyk przypomina, jak radzono sobie z postem w Wielki Piątek: - Najczęściej robiło się zalewajkę na grzybach, bo to było najszybsze. A jak mama upiekła chleb, to do pieca wkładaliśmy ziemniaki. Upieczone w ten sposób smakowały jak mało co. Do święcenia koszyczka szło się od nas 5 kilometrów. Nic dziwnego, że w drodze powrotnej dopadał nas głód. Ale zawsze dwa jajka do barszczu przynosiliśmy do domu... Świąteczny żur W Łomnej tak naprawdę świętowanie zaczynało się po rezurekcji, od śniadania.

- To był cały rytuał - mówi Teresa Latała. - Siadaliśmy przy stole przed pustymi talerzami. Najpierw mama brała potrawy z koszyczka i każdemu po kawałku wkładała na talerz. Potem tata brał z półmisków kawałki kiełbasy i boczku. Na koniec mama nalewała na talerze żur. Tata, jako gospodarz, dzielił się jajkiem. Składaliśmy sobie życzenia i jedliśmy. - Ciasta na deser nie były jak teraz - dodaje Teresa Kucharczyk. - Przeważnie drożdżowe, z rodzynkami. Babka, to była rzadkość. I żadnych kremów, a do przekładania najwyżej śmietana. - Mama robiła placek spod kamienia, bo po upieczeniu był taki twardy. Ale po 2 dniach kruszał i był taki pyszny, że do dziś cieknie mi ślinka - uśmiecha się Teresa Latała.

Dyngus przez dwie wsie - W drugi dzień świąt mieliśmy taką zabawę: rodzice chowali w obejściu pisanki, z karteczkami dla wszystkich dzieci, a my mieliśmy je znaleźć. I to do skutku, każdy swoją. A wtedy była wielka radość - opowiada Teresa Latała. - Miałam takiego wesołego wujka, przed którym żadna panna nie schowała się w śmigus-dyngus - wspomina Teresa Kucharczyk. - Kiedyś dopadł moją kuzynkę i strasznie ją zlał wodą. Dziewczyna uciekała 2 km do drugiej wsi, żeby się schronić do swojego narzeczonego, a wujek za nią. A jak już dobiegła do narzeczonego, to obaj ją jeszcze raz oblali.
- Na chłopaków nie było siły w dyngus - dodaje Teresa Latała. - Chodzili z wiadrami po domach, gdzie były panienki. Potrafili zlać dziewczynę wszędzie. Kiedyś schowałam się do szafy, ale na to też nie zważali. Mama krzyczała, a oni wiadrami lali wodę do szafy. To miało mi zapewnić powodzenie, więc tata się cieszył, i im więcej było wody, to stawiał na stół więcej wódki i kiełbasy.

Źródło: www.mpips.org.pl

PRZECZYTAJ KONIECZNIE:

A po Świętach nie zapomnij: od 1 kwietnia zmiana w składce ZUS!

Z programu Mieszkanie Plus dostaniesz mieszkanie czynszowe i co miesiąc dopłatę

Dla połowy Polaków nie ma problemu zakupów w niedzielę, bo nie ruszają się z domu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lany Poniedziałek 2 kwietnia 2018: mandat 500 złotych i inne kary za oblewanie wodą - Strefa Biznesu

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska