Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto jest czarnoksiężnikiem?

Aleksander Malak
Janusz Wójtowicz
Bo ucznia znamy. Nawet bardzo dobrze. Kiedy poczuł się wyzwolony spod kurateli mistrza (kogo?), ni w pięć, ni w dziewięć zmienił zaprzęg. Nie konie w trakcie przeprawy, których przecież zmieniać się nie powinno, ale cały zaprzęg. I ma to, co ma. I się dziwi. Ale jeszcze mistrza o pomoc nie woła.

To właśnie fakt zmiany zaprzęgu wzbudził w listopadzie ubiegłego roku największe zdumienie u zawodowych obserwatorów, i nie tylko u nich. To prawda, że po czterech latach ciągnięcia powinno się dać koniom odpocząć, ale na litość, te konie wcale nie były zmęczone. Wprost przeciwnie, niektóre dopiero niedawno do zaprzęgu trafiły. Nic z tego. Czeka nas wielka przeprawa, potrzebne są nowe konie. Że jeszcze młode, że w zaprzęgu chodzić nieprzywykłe, ba, niespecjalnie umiejące - to mało ważne. Ważne, że stare poszły na rzeź albo do nowych stajen i teraz zadowalają się bardziej kalorycznym obrokiem. A nowe prędzej czy później (później!) zostaną okiełznane, już zresztą chętnie zwracają głowy w stronę pańskiej ręki z kostką cukru. Zaprzęg też im zmienimy, nowe uzdy się założy, dłuższe dyszle wystruga i "hajda trojka, śnieg puszysty!".

I bieda. Bo trojce owo "hajdanie" nie wychodzi. Jak w starej bajce Iwana Kryłowa o łabędziu (no, kto jest najpiękniejszy?), szczupaku (kto prze do wody, czy raczej najchętniej zanurzyłby końce w wodzie?) i raku (niby do przodu, ale tak naprawdę w tył?).

Więc woźnica się wścieka. Lecz koników nie zmienia, bo jakby to wyglądało. Ledwie zaprzągł i już do stajni?
I tak łabędź rwie się w obłoki, gdzie tam jemu jakieś przyziemne sprawy, holenderskie murawy, wiślane legie, które nie wiadomo kto wybierał, premie za nieskończone prace? Zobaczycie w czerwcu, jak łabędź zaświeci złotem przy Platinim. Przecież od początku tylko o to chodziło.

Szczupak z nieokiełznanym parciem na szkł…, pardon, do wody, nieoczekiwanie wprzęgnięty do wozu miotał się przez dwa miesiące jak w przeręblu. W związku z siarczystymi mrozami na razie przerębel zamarzł, jednak przecież wiosna tak czy owak nadejdzie i końce z wody się wynurzą. Zresztą lekarze i tak postanowili czekać na lato.

Rak, jak to rak, idzie naprzód, cofając się. I co rusz szczypcami trzaska, odcinając po drodze stare, niebudzące raczego zaufania, zasługujące na odpoczynek, i cóż, że ciągle sprawne bezpieczniki. I za nic ma znaną od wieków prawdę, że odcięcie jednego bezpiecznika wywołuje efekt domina i że zanim praktycznie te same klocki na nowo się ułożą, to elektryczny obwód zaatakuje pasożyt - opornik, zamieniając przy okazji energię w rozleniwiające ciepło. Ciepło tak błogie, że potrzeba aż dwudziestu minut na przejechanie radiowozem stu metrów z posterunku do szkoły, w której kibole zaatakowali dzieci reprezentujące inne barwy klubowe.

Czy wobec tego należy się dziwić, że wóz ani drgnie? A przecież trojka to nie wszystkie nowe konie w zaprzęgu. Pozostałe na razie nóżkami grzebią w swoich boksach i niesmagane bacikiem nie wychylają się. Do czasu.
Myślicie, że kiedy się wychylą, wóz ruszy z miejsca? Mam obawy. Bo woźnica okazuje się uczniem słabym. Albo nauki pobierał u kiepskiego nauczyciela. Prawdziwy uczeń czarnoksiężnika wprawił moce w ruch i nie potrafił ich zatrzymać, nasz tylko zaklina rzeczywistość. Nieskutecznie. Kto więc jest jego mistrzem? Czyżby sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska