Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Cegielski, były wrocławski żużlowiec: W maju ślub

Wojciech Koerber
Krzysztof Cegielski.
Krzysztof Cegielski. Facebookowy profil Krzysztofa Cegielskiego
Z Krzysztofem Cegielskim, byłym żużlowcem Atlasa Wrocław i reprezentantem Polski, obecnie złotoustym ekspertem telewizyjnym, menedżerem Janusza Kołodzieja i szefem związku zawodowego żużlowców „Metanol”, mieszkańcem Krakowa, rozmawia Wojciech Koerber.

Co Pan, zwierzę żużlowe, porabia zimą?

Po pierwsze, od dosyć dawna jestem też zwierzęciem koszykarskim. Staram się być na bieżąco z dyscypliną, uczę się jej i poznaję ze wszystkich stron. Oglądam każdy mecz żeńskiej Wisły Can-Pack w Krakowie i jestem też na wielu spotkaniach wyjazdowych, z czego zresztą czerpię sporo radości. Mogę siebie zaliczyć do najwierniejszych kibiców drużyny, choć są i tacy, którzy nie opuszczają żadnych wyjazdów.

A kiedy wybiera się Pan na taki wyjazd, to autokarem z drużyną czy prywatnym samochodem?

Oj nie, świat koszykarski jest dużo bardziej cywilizowany niż np. żużel, w którym każdy sobie rzepkę skrobie. Drużyna to drużyna, są przygotowania itd. Cząstkę prywatności można otrzymać dopiero po meczu i ewentualnie zabrać narzeczoną w drogę powrotną.

Rozumiem jednak, że jako zwierzę koszykarskie pożera Pan tylko jedną wiślaczkę. Kiedy i jak poznaliście się z Justyną (Żurowska, 29 lat, 188 cm, reprezentantka kraju)?

14 listopada 2010 roku. Po meczu Wisły, która akurat grała z AZS-em Gorzów.

A jako gorzowianin wybrał się Pan zapewne na mecz dla przyjezdnych?

Tak, bo na Wisłę wcześniej nie chodziłem, czasami tylko pojawiałem się na spotkaniach piłkarzy. Sentyment został, pojawiło się paru znajomych dziennikarzy i była okazja, aby po meczu uścisnąć sobie dłoń. W świecie sportu tak jest, że wielu ludzi się zna, ale mniej osobiście. I tak jakoś obok siebie z Justyną przechodziliśmy, że na siebie wpadliśmy.

Rzeczywiście wpadliście, w maju ślub. Gdzie? Kiedy? Kto się pojawi?

Nie mogę wszystkiego zdradzić. Ale w Krakowie. 31 maja. W tym dniu jest również Grand Prix Czech w Pradze, no ale mnie tam nie będzie. Janusza Kołodzieja również, zresztą to nic dziwnego, nie jest uczestnikiem cyklu.

Ale będzie uczestnikiem wesela. I świadkiem?

Raczej mój brat będzie świadkiem. A liczba weselników? Gdyby nie fakt, że jesteśmy ograniczeni wielkością sali, to byłoby ich nieskończenie wielu. A tak będzie nas prawdopodobnie 156.

A jakiś malutki numerek 157 pojawi się niebawem?

Wszystko trzeba skalkulować.

Tak, by kontraktu nie naruszyć.

W kobiecym sporcie o wiele trudniej jest zrobić sobie przerwę niż w męskim. Ale są na to dobre momenty, w których traci się jak najmniej. I my, oczywiście, mamy te tematy poważnie przegadane.

Sportsmenki po ciąży często wracają silniejsze.

Aż się boję, jeśli Justyna ma być jeszcze silniejsza.

A co w świecie żużla?

Zima to czas, kiedy żużlowcy częściej się do nas zwracają. Każdy ma swoje problemy, dzwoni, pyta, a my pomagamy jak możemy. Nie było i nie będzie spraw, których nie ruszymy. Okres do łatwych nie należy, bo presja zarządzających ligą jest spora. Szło to w złą stronę, gdy próbowano podejmować decyzje bez udziału zawodników, ale zrozumiano już chyba, że bez porozumienia z żużlowcami trudno osiągnąć spodziewany efekt.

Jak się miewa wspomniany podopieczny?

Janusz Kołodziej jest na pierwszym miejscu, szykujemy się do sezonu. Jak wiadomo, niedawno został tatą, ma dużo obowiązków i kilka rzeczy będzie trzeba z jego głowy wyjąć, by Janusza odciążyć.

A w Pana głowie jakie się rodzą pomysły na życie? Giełda to wciąż aktualny temat?

Od wielu lat jest w kręgu moich zainteresowań, z sukcesami i porażkami. Jak to na rynkach finansowych, są hossy i bessy. Sprawia mi to sporo radości, ale nie jest to ani uzależnienie, ani obowiązek, ani też zajęcie na wielką skalę. Po prostu – podtrzymanie wiedzy o rynkach.

Plany telewizyjne na najbliższy sezon?

Przede wszystkim jestem menedżerem Janusza. Niczego nie można zaniedbać, wszystko musi być dopracowane. Na ile zostanie czasu, na tyle z przyjemnością będę uczestniczył w telewizyjnych transmisjach.

A co z kwestiami zdrowotnymi? Ostatnio jeden z pacjentów wrocławskiego szpitala przy ul. Borowskiej, mimo przerwanego rdzenia kręgowego w dolnej partii pleców, podobno, częściowo odzyskał czucie w nogach. Dzięki pobraniu komórek gleju węchowego. Pan wciąż jest otwarty na takie eksperymenty?
Jestem otwarty w sposób racjonalny. Nie znajduję się w takim stanie, aby szukać czegoś za wszelką cenę. Znamy wiele przypadków z Rosji, Korei, Chin, USA czy Izraela, gdzie robią podobne rzeczy, różniące się pewnie nieco w szczegółach. Niewiele brakowało, żebym i ja – dzięki wspólnemu znajomemu - nawiązał kontakt z pewnym profesorem z Korei. Okazał się jednak małym oszustem, robił nadzieję, chcąc wyciągnąć jakieś grube pieniądze. Były różne telewizyjne obrazki dziewczyny rzekomo postawionej na nogi, ale przy takim rusztowaniu to i umarłego postawić można. Wszystkie takie informacje przyjmuję z zainteresowaniem i cały czas intensywnie pracuję. Robię postępy, na nogach spędzam więcej czasu, ich kondycja i siła są coraz lepsze. Używam kul, chodzików i coraz częściej chciałbym się przenosić na wyższy poziom. A wrocławski wątek na pewno sprawdzę.

I na koniec. Tomasz Gollob zrezygnował z udziału w cyklu Grand Prix. Ja to rozumiem, bo z młodymi wilkami, o mistrzostwo świata, trzeba walczyć na żyletki. Może w ogóle należało się już wyciszyć, a mówię to w pewnym sensie wbrew sobie, bo jako wielki fan zawodnika?

Widać wyraźnie, że Tomek nie ma już ochoty walczyć na noże, a tak trzeba, chcąc się znaleźć w czołówce. GP. Tomek nie ma ochoty, potrzeby i sił, żeby podróżować za tym całym cyrkiem. To wymaga poświęceń. Natomiast jeśli chodzi o pozostałe starty, spokojnie wystarczy mu przede wszystkim umiejętności, by w polskiej lidze czy innych imprezach radzić sobie doskonale. Tomek będzie na miejscu i tor w Toruniu już zupełnie nie powinien mieć przed nim tajemnic. W lepszej czy gorszej formie zawsze sobie na nim poradzi umiejętnościami i doświadczeniem. Przez kilka lat. Jeśli tylko ominą go wypadki, bo w pewnym wieku są one bardzo wyczerpujące. Tak było np. z Tonym Rickardssonem. Ciężko wtedy pozbierać się mentalnie i znów znaleźć siły. Łatwiej o to w wieku 20 lat.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska