Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krystyna Marcinowska - legenda legnickiej Solidarności

Zygmunt Mułek
Piotr Krzyżanowski
Krystyna Marcinowska, jedna z legend legnickiej pierwszej Solidarności, kocha koty. O tych zwierzętach mogłaby opowiadać godzinami. A co z człowiekiem?

- Moja praca jest właśnie służbą dla ludzi - mówi krótko absolwentka wydziału nauk społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, której ojciec spędził 10 lat na Syberii. - W domu była religijna i patriotyczna atmosfera. I pamiętam od najmłodszych lat, że zawsze słuchaliśmy Radia Wolna Europa.
Był wrzesień 1980 roku. Krysia pracowała w legnickiej MUSI Piast. - Wszyscy byliśmy pełni entuzjazmu - wspomina. - Chodziłam z podniesioną głową. Nosiłam dumnie znaczek "S" na piersi.

To był czas, gdy ludzie wierzyli, że coś dobrego zaczęło się dziać w kraju. Pracownicy wybrali Krystynę Marcinowską na przewodniczącą "S" w zakładzie. Działała też w strukturach regionalnych związku. Biura mieściły się wówczas przy ul. Roosevelta.

- Dyżurowaliśmy non stop - opowiada. - Doba była za krótka. Przychodzili ludzie spragnieni niezależnych wieści. Rodzice, przyjaciele przynosili nam jedzenie.

To był czas, gdy ludzie wierzyli, że coś dobrego zaczęło się dziać w kraju

W czerwcu 1981 r. wchodzi do władz Zarządu Regionu Dolny Śląsk i do Wojewódzkiego Oddziału Delegatury "S" w Legnicy. Przeprowadzają się do nowej siedziby przy ul. Jordana. I tutaj zastaje ich stan wojenny.

- W nocy z 12 na 13 grudnia miałam dyżur - wspomina Marcinowska. - Już wiedzieliśmy, że szykuje się coś złego. Nie działały telefony.

Milicyjne samochody nadjechały po północy, od strony Koziego Stawu. Okrążyły budy-nek. Milicjanci kolbami karabinów wyważyli drzwi. Wpadli do środka. Rewizja, straszenie bronią. Zabrali wszystkich na komendę przy ul. Armii Czerwonej. Krystyna Marcinowska w areszcie spędziła dwie doby. Do celi dostała nawet białe prześcieradło. O zatrzymaniu jej rodzice dowiedzieli się od księdza. Dyżurny MO uparcie powtarzał, że na tzw. dołku nie ma działaczy "S".

Na wolności pośredniczyła w przekazywaniu środków na pomoc dla rodzin represjonowanych działaczy, uczestniczyła w akcjach ulotkowych. W 1983 i 1987 r. urodziła dzieci. Wreszcie przyszedł rok 1989.

- Przez te lata byłam pod ciągłą obserwacją - mówi. W domu były rewizje, przesłuchania. - Po Okrągłym Stole ówczesny senator Stanisław Obertaniec zaproponował mi, bym prowadziła biuro "S". Rozbeczałam się.

Pracuje na etacie w "S" do dziś. Jest m.in. członkiem Prezydium Zarządu Regionu Zagłębie Miedziowe NSZZ "S". - Nie wyobrażam sobie innej pracy. Wielu z działaczy pierwszej "S" wyjechało za granicę. Wielu zmarło. Boli, że byli wśród nas donosiciele. Nasi dręczyciele mają się dobrze, ale na to nic się nie poradzi - dodaje z goryczą w głosie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska