Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryminalne życie Wrocławia i Dolnego Śląska. To są niesamowite historie

Hanna Wieczorek
Marek Krajewski postacią Eberharda Mocka wszedł do kanonu polskiej literatury kryminalnej. Nie kryje, że marzy mu się, aby jego bohatera zagrał sam Kevin Spacey - Agnieszka Holland będzie reżyserować kilka odcinków rewelacyjnego serialu politycznego "House of Cards". Czy tak się stanie?
Marek Krajewski postacią Eberharda Mocka wszedł do kanonu polskiej literatury kryminalnej. Nie kryje, że marzy mu się, aby jego bohatera zagrał sam Kevin Spacey - Agnieszka Holland będzie reżyserować kilka odcinków rewelacyjnego serialu politycznego "House of Cards". Czy tak się stanie? fot. Paweł Relikowski
Opowieści Marka Krajewskiego o inspektorze Eberhardzie Mocku zachwycają nie tylko ze względu na kryminalną intrygę. Fascynują mieszkańców Wrocławia także mnogością szczegółowych opisów ich miasta w lat 30. XX wieku. Są swoistym przewodnikiem po przedwojennym Wrocławiu.

Nie ma chyba więc wrocławianina, który nie czekałby niecierpliwie na fimową adaptację przygód inspektora. I wreszcie doczekaliśmy się, W przyszłym roku mają rozpocząć się zdjęcia do czterech filmów nakręconych na podstawie "Śmierci w Breslau","Końca świata w Breslau", "Widm w mieście Breslau" i "Festung Breslau". Pierwszy odcinek ma reżyserować sama Agnieszka Holland.

Zadanie wcale nie będzie proste, bo przecież każdy wielbiciel Mocka ma swoje ulubione miejsca - i w książce, i we Wrocławiu, a właściwie mieście Breslau, opisywanym przez Krajewskiego. Jednak zanim zasiądziemy w fotelach, by śledzić losy filmowego Eberharda Mocka, warto sobie zrobić przegląd filmów kryminalnych, szpiegowskich czy też sensacyjnych, które nakręcono w stolicy Dolnego Śląska. I tych, które opowiadały prawdziwe historie, tak jak "Konsul" Mirosława Borka, czy też mających niewielkie zakotwiczenie w rzeczywistości, tak jak "Morderca zostawia ślad" Aleksandra Ścibora-Rylskiego.

Warto je obejrzeć z kilku powodów. Choćby po to, by raz jeszcze zobaczyć PRL-owskie realia, milicyjne warszawy, dozorców dbających o kamienice. I zastanowić się, czy jest za czym tęsknić. Nie od rzeczy będzie też obejrzeć plejadę znakomitych aktorów występujących w tych filmach. Wśród nich byli Ewa Wiśniewska, Witold Pyrkosz, Edmund Fetting, Piotr Fronczewski, Ryszard Filipski, Eliasz Kuziemski, Gustaw Lutkiewicz, Tadeusz Schmidt, Zbyszek Cybulski, Wojciech Duryasz, Stanisław Mikulski. A jeśli dobrze poszukamy w ich życiorysach, to wielu z nich ma wrocławski epizod.

A do tego większość z tych filmów ma dobrze skonstruowaną intrygę. Na tyle dobrze, że widz po pierwszych pięciu minutach niekoniecznie wie, kto zabił i dlaczego to zrobił. No, chyba że nie wytrzyma i przeczyta opis w internecie. Jeśli więc lubicie filmy trącące myszką, zapraszamy do lektury przewodnika, jak najbardziej subiektywnego, po wrocławskich i dolnośląskich krymina-łach. Ja bawiłam się świetnie, przypominając sobie PRL-owskie filmy sensacyjne.

PS. Na niektórych krew się lała nie gorzej, niż na współczesnych thrillerach.

Na dachu urzędu wojewódzkiego porucznik Lotar zastrzelił mordercę. Na Dworcu Głównym Andrzej Galus dojrzewał do wyznania prawdy o śmierci Anny, przed ratuszem w Radkowie zatrzymywał się doktor Olszak wypatrujący przestępców wojennych, a w jednej z kamienic, bodaj w okolicy ulicy Mierniczej we Wrocławiu, kapitan Paweł Wójcik zmagał się z wielką, acz niespełnioną miłością.

Wiadomo, przed wojną we Wrocławiu nie mieszkały same anioły. Wśród porządnych sklepikarzy, lekarzy, adwokatów, robotników, trafiali się przestępcy. Po wojnie nie było inaczej. Na ziemię obiecaną zjechali różni ludzie - i uczciwi, i na bakier z prawem, i tacy, którzy nie mogli się oprzeć okazji, która sama pchała im się w ręce. Na Dolnym Śląsku, tak jak i w całej Polsce, ludzie kochali się i nienawidzili, czasem nawet zabijali. Wielkie emocje, widowiskowe sceny, nutka strachu zaprawionego ciekawością - wiadomo, to wszystko składa się na dobry kryminał. A któryż z reżyserów i aktorów oprze się takiemu wyzwaniu? Nie ma się więc co dziwić, że w naszej Wytwórni Filmów Fabularnych we Wrocławiu powstał niejeden film sensacyjny czy szpiegowski. A wrocławianie mogli obserwować, jak kręcono różne sceny na ulicach ich miasta.

Mikulski gwarantował sukces
Był rok 1969. "Stawka większa niż życie" biła rekordy popularności. Nic więc dziwnego, że reżyser, który chciał odnieść sukces kasowy, właśnie tego aktora zapraszał do zagrania głównej roli. I tak zrobił Jan Batory, który w 1969 roku nakręcił film: "Ostatni świadek".

Rzecz się działa gdzieś na Ziemiach Od-zyskanych. W czasie wojny niedaleko urokliwego miasteczka naziści ulokowali obóz koncentracyjny. Kiedy do obozu zbliżała się linia frontu, dwaj essesmani - Otto Berger von Dunger i Klaus Goltz - każą więźniom ukryć zagrabione dobra. Kiedy złoto, dolary i dzieła sztuki są bezpiecznie schowane, zabijają więźniów. Masakrę przeżywa tylko jeden człowiek - lekarz, Zbigniew Olszak. Grał go oczywiście Stanisław Mikulski.
Pan doktor osiadł po wojnie w miasteczku, niedaleko którego był więziony i wiedzie spokojne, wydawałoby się, życie. Wydawałoby się, ponieważ przez cały czas szuka ukrytego skarbu. I wypatruje hitlerowców, którzy wrócą po - jak można się domyślać - zagrabione dobra.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

W końcu wracają. Udają ekipę austriackich entomologów (czyli badaczów owadzich nogów, jak pisał Konstanty Ildefons Gałczyński). I być może udałoby się im wydobyć ukryte pod ziemią skrzynie, gdyby nie pan doktor. Ten rozpoznaje najpierw w jednym z członków ekipy esesmana Goltza, a kiedy okazuje się, że milicja nie ma podstaw, by go zatrzymać, szpieguje austriackich pseudonaukowców. W wielkim finale fałszywych entomologów zatrzymują fałszywi geolodzy. Bo jak to w PRL-u bywało, odpowiednie służby z zasady przyglądały się turystom mogącym szerzyć zgniły kapitalizm wśród maluczkich.

Ten sprawnie nakręcony film sensacyjny ma kilka zalet. Po pierwsze, doktor Olszak nie jest postacią jednowymiarową, to żywy człowiek, którego dręczą wojenne demony. A po drugie, dla wielbicieli Dolnego Śląska gratką będzie obejrzenie Radkowa sprzed czterdziestu pięciu lat. Bo nie ma wątpliwości, że miasteczkiem, w którym pędzi żywot doktor Olszak, jest Radków. Takiego ratusza nie ma żadne inne dolnośląskie miasto.

Morderca zostawia ślad
Ten film Aleksandra Ścibora-Rylskiego, był jego reżyserem i scenarzystą, zaczyna się jak klasyczny obraz wojenny. Lada chwila wojsko zajmie miasto, z którego porucznik Lotar szykuje się do zajęcia siedziby Gestapo. Bo tam są TECZKI z danymi kolaborantów. Atak udaje się, porucznik z Magistrem odnajdują kartotekę i... tu zaczyna się prawdziwy kryminał. Ktoś morduje Magistra, a porucznik Lotar stara się odnaleźć mordercę.

Na początek zamiast mordercy, partyzanci odkrywają zwłoki pomordowanych więźniów. Z 19 osób przeżyła tylko jedna kobieta, która, jak wszyscy wierzą, widziała mordercę. Sprawa się komplikuje, podejrzanych przybywa, bo i osób, które z różnych powodów chciały dopaść kartotekę, jest sporo. Romek, jeden z partyzantów, zamierzał zniszczyć kartotekę swojej kochanki, która przekonała go, że była niewinną ofiarą. Podpisała zobowiązanie do współpracy i uciekła. Romek wierzy jej święcie, choć na pierwszy rzut oka widać, że jego ukochana czystych rąk nie ma.

Klimczuk, przedwojenny oficer, jest ogarnięty żądzą zemsty. Tak silną, że nawet do AK go nie przyjęli, więc przez całą wojnę sam zza węgła zabijał Niemców. Teraz chciałby oczyścić miasto z kolaborantów, więc lista jest mu niezbędna. Jest też niejaki Rodecki, który w liście widzi niezłe źródło dochodu. Bo przez lata można "teczkami" szantażować kolaborantów, którzy będą płacili w twardej walucie, żeby nikt nie dowiedział się, jak się zeszmacili. I nie daruję sobie, żeby nie powiedzieć, że Rodecki jest zagrany perfekcyjnie. I to przez dwóch aktorów - Zbyszka Cybulskiego i Tadeusza Łomnickiego, który podłożył głos.

Koniec końców, porucznik Lotar ratuje przed sądem wojskowym Romka, odkrywając prawdziwego mordercę. Zabija go zresztą, po dramatycznym pościgu, na dachu wrocławskiego urzędu wojewódzkiego. Bo tenże właśnie budynek grał rolę siedziby gestapo, a wcześniej polskiej policji. Plenery filmu "Morderca zostawia ślad" były kręcone we Wrocławiu, a więc oprócz urzędu wojewódzkiego możemy zobaczyć i inne fragmenty miasta. Takie choćby jak plac przed naszą katedrą.

Tylko umarły odpowie
Ten film zajmuje specjalne miejsce wśród wrocławskich kryminałów. Nie tylko bowiem został nakręcony w naszym mieście, ale jego akcja rozgrywa się w stolicy Dolnego Śląska.
"Tylko umarły odpowie" wyreżyserował doskonale znany wszystkim Dolnoślą-zakom Sylwester Chęciński, scenariusz powstał w oparciu o opowiadanie Andrzeja Wydrzyńskiego "Czas zatrzymuje się dla umarłych". I jeśli dobrze wsłuchać się w filmowe dialogi, odnajdziemy w nich ślad komediowego temperamentu reżysera. Bo czy i dzisiaj uśmiechu na twarzy nie wywoła taka rozmowa między cieciem a milicjantem: - A pan wyżyje z jednej pensji?
- Muszę.
- A ja nie muszę...

Wróćmy do fabuły. W jednej z wrocławskich fabryk pracownicy dokonują makabrycznego okrycia - w kasie pancernej leżą zwłoki kasjera Dąbka. Sprawę komplikuje fakt, że z kasy nie zginęła ani jedna złotówka, a było ich sporo, ponieważ właśnie szykowano się do wypłaty. I tu do akcji wkracza kapitan Paweł Wójcik. Choć z całych sił stara się odkryć mordercę, nie ma żadnego śladu, który pomógłby mu w wyjaśnieniu zagadki. Na dodatek, sprawę komplikują dylematy uczuciowe kapitana. W czasie śledztwa natyka się bowiem na swoją jedyną miłość. Tyle tylko, że nieszczęśliwą, bo ukochana panienka puściła go kantem, nie mówiąc nawet, że nie zamierza przyjść na umówione spotkanie. I choć po latach jest chętna do nawiązania, hmmm, bliższej znajomości, wątpia kapitana szarpie jedno pytanie: "Dlaczego". Pytanie to jest w stanie ochłodzić nawet najbardziej gorącą sytuację.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

Kapitan Wójcik powoli zaczyna dochodzić prawdy. Kasjer nie jest tym, za kogo się podaje, prawdziwy Dąbek został zamordowany w ostatni dzień okupacji. Koniec końców, kapitan odkrywa rozgałęzioną szajkę szpiegowską (jej członkowie z zapałem godnym lepszej sprawy mordują się wzajemnie) i dociera do głównego bossa. Zmusza go do zeznań w mało formalny sposób - zamyka szpiona w pancernej szafie, w której szpieg wcześniej zamknął kasjera. Kiedy boss zaczyna się dusić z braku powietrza, pęka i zeznaje co tchu w piersiach.

Jednak film nie kończy się całkowitym happy endem. Kapitan ginie na służbie. No tak, biorąc pod uwagę jego dość kontrowersyjne sposoby prowadzenia śledztwa, lepiej było go uśmiercić, żeby nie dopuścić do przekroczenia cienkiej granicy między milicyjną niesubordynacją a łamaniem prawa.

Przykro mi się na koniec przyznać, że choć film został nakręcony we Wrocławiu, nie rozpoznałam pokazywanych w nim miejsc. Może Państwo podpowiedzą mi, gdzie były kręcone plenery?

Konsul razy dwa
Historię Konsula znają chyba wszyscy. Czesław Śliwa vel Jacek Silber vel Jacek Ben Silberstein vel Jacek Silberzfaig pochodził z Rzeszowa. Uczyć mu się za bardzo nie chciało, więc ukończył szkołę średnią, ale matury już nie zdał.

Karierę zawodową zaczął jako krojczy w bytomskiej fabryce odzieżowej, jednak szybko postanowił zająć się ciekawszymi sprawami. Wyjechał więc do Wałbrzycha i tam na podstawie fałszywych dokumentów został racjonalizatorem i ekspertem górniczym. Znalazł sobie żonę, tyle że biorąc ślub, założył mundur inżyniera górnika, do czego prawa nie miał. Być może to przeważyło szalę, został aresztowany i skazany za liczne oszustwa na siedem lat więzienia. I tak już zostało: wychodził na wolność, zarabiał oszustwami i znowu wracał do więzienia. Bo Czesław Śliwa miał kilka życiowych umiejętności: potrafił oszukiwać ludzi, wyciągać od nich pieniądze i potrafił uszczęśliwiać kobiety.

W 1969 roku zdecydował się na przekręt życia - założył konsulat generalny Austrii we Wrocławiu i sam ogłosił się konsulem. Nie trzeba mówić, że konsul, tak jak konsulat, były od początku do końca fałszywe. Kariera Czesława Śliwy jako fałszywego konsula trwała prawie równe 100 dni. W tym czasie, według prokuratora, udało mu się wyłudzić 400 tysięcy złotych od różnych ludzi. Sam Konsul przekonywał później, że było tego znacznie więcej, raczej należałoby mówić o milionach.

Tak smacznej historii trudno się było oprzeć filmowcom. Na jej podstawie powstały dwa filmy: dokumentalny i fabularny. Ten pierwszy - "Konsul i inni" - nakręcił Krzysztof Gradowski, natomiast reżyserem fabularnego "Konsula" został Mirosław Bork. Oba obrazy są warte uwagi, ale osobiście polecam dokument. W gruncie rzeczy to wiwisekcja oszustwa. I te dziewczyny tęsknie opowiadające o panu Jacku...

Złote Koło
"Złote Koło" to film zajmujący specjalne miejsce wśród obrazów, które działy się lub były kręcone w stolicy Dolnego Śląska. Wyróżnia się wyraźnym osadzeniem akcji we Wrocławiu.

Razem z kapitanem Budnym, który usiłuje wyjaśnić zagadkę śmierci siedemnastoletniego Janusza Kruka, przemierzamy wrocławskie ulice - Psie Budy, Odrzańską, okolice dzisiejszego placu św. Macieja, wchodzimy do PDT-u (dzisiejsza "Renoma"), słuchamy rozmowy z majstrem w Pafawagu. I widzimy miasto, które doskonale znamy, ale w zapomnianym już anturażu. Bo choć film został nakręcony w roku 1971, a więc 26 lat po zakończeniu wojny, ta jest nadal obecna. Ruiny, postrzelane kamienice nikogo nie szokują, są codziennością, w której żyją ludzie. Zresztą tytułowe Złote Koło to nazwa nieistniejącej już ulicy. Dzisiaj w jej miejscu częściowo stoi Kino Nowe Horyzonty (dawny Helios), częściowo zaś została wyburzona w czasie budowy trasy W-Z, czyli ulicy Kazimierza Wielkiego.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE

Reżyser i scenarzysta "Złotego Koła" zadbał o szczegóły, krzycka komenda MO mieści się w jego filmie przy ulicy Jaworowej, szpital psychiatryczny przy ul. Kraszewskiego... Wszystko jest jak należy.

A fabuła? Powiedziałabym, że jest to jeden z tych filmów kryminalnych, które spokojnie mogłyby się rozegrać w życiu. Janusz Kruk, młody chłopak - wściekły na życie i wszystkich, którzy go otaczają, wpada w tak zwane złe towarzystwo. Popełnia błąd, który usiłuje naprawić i ginie od ciosu w głowę zadanego butelką.

I choć kapitanowi Budnemu w ciągu dwóch bodaj dni udaje się rozwiązać zagadkę śmierci chłopaka, niepokój pozostaje. Bo gdzie i kto popełnił błąd, który doprowadził ostatecznie do zbrodni? Gdzie i kto okazał za mało serca, za mało troski, za mało uwagi?

Wściekły i inni
Kryminałów kręconych na Dolnym Śląsku i we Wrocławiu lub rozgrywających się w stolicy Dolnego Śląska było oczywiście znacznie więcej.

To przecież między innymi tutaj porucznik Borewicz ścigał Wściekłego, tutaj też swoją przemianę duchową przeżywał Andrzej Galus, jeden z bohaterów filmu "To ja zabiłem". Jeszcze więcej filmów sensacyjnych, szpiegowskich i kryminalnych kręcono w atelier Wrocławskiej Wytwórni Filmowej. Jednak chyba żaden z nich nie był tak oczekiwany przez wrocławian, jak serial na podstawie książek Marka Krajewskiego o inspektorze Eberhardzie Mocku. Agnieszka Holland, która w przyszłym roku rozpocznie zdjęcia do pierwszego odcinka (na podstawie "Śmierci w Breslau") nie będzie miała łatwego zadania. Bo przecież miłośnicy Mocka z wielką pieczołowitością będą sprawdzać, czy filmowcom udało się zachować realia przedwojennego Wrocławia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska