Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kradzież znaczków za milion złotych. Sprawa z 2008 r. zamieciona pod dywan - NOWE FAKTY

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Nowe fakty w sprawie skandalu we wrocławskim Muzeum Poczty i Telekomunikacji. W 2008 doszło do próby kradzieży cennego znaczka. Sprawę zamieciono pod dywan. Wyszła na jaw dopiero teraz i dopiero teraz zawiadomiono prokuraturę. Historię z kwietnia 2008 roku przypomnieli sobie pracownicy muzeum. Przy okazji wyjaśniania sprawy kradzieży stu znaczków o katalogowej wartości miliona złotych.

Opisaliśmy sprawę znaczków kilka dni temu. Niezwykle cenne i rzadkie znaczki nieznany sprawca zamienił na inne, warte bardzo mało. Te cenne zniknęły. Kradzież ujawniono w połowie września, choć pierwsze sygnały o tej sprawie trafiły do policji na początku lipca.

Teraz, gdy kradzież znaczków za milion złotych wyszła na jaw, pracownicy muzeum przypomnieli sobie o incydencie z kwietnia 2008. Wtedy to do muzealnych zbiorów wpuszczono filatelistę. Pracownica przyłapała go na próbie podmiany znaczka muzealnego na inny.

Co to był za znaczek? Nie wiemy. Wiemy tylko nieoficjalnie, że to znaczek ze “skarbca”. Czyli - przynajmniej teoretycznie - bardzo rzadki i bardzo cenny. Pracownica muzeum - która przypomniała sobie o incydencie z kwietnia 2008 - zapewnia, że poinformowała o całej sprawie ówczesną dyrektorkę Jadwigę Bartków - Domagałę. W lipcu władze województwa zwolniły ją z Muzeum dyscyplinarnie po ujawnionych nieprawidłowościach. Pracownica przypomniała sobie teraz, że w 2008 roku - zaraz po ujawnieniu tej historii - wyprosiła filatelistę z muzeum i zabroniła mu przychodzić. Podobno więcej już się nie pokazał.

- To kłamstwo, że ktoś mi mówił o udaremnionej próbie kradzieży - mówi nam dziś była pani dyrektor. - Nigdy o tym incydencie nie słyszałam. Po raz pierwszy dowiaduję się o tym od dziennikarza.

Jadwiga Bartków - Domagała przypomina sobie, że w czerwcu usłyszała o filateliście , który nie jest wpuszczany do muzeum. Ale nikt jej nie informował, że ma to związek z rzekomą próbą kradzieży. - Mówiono mi, że go nie wpuszczają, bo się niewłaściwie zachował. Pracownica nie podała żadnych szczegółów. Nie słyszałam, żeby chodziło o 2008 rok. Myślałam, że to incydent z czerwca, kiedy byłam na urlopie.

Niezależnie od tego, kto mówi prawdę - czy była dyrektorka czy pracownica - nikt od kwietnia 2008 roku nie wiedział o incydencie z próbą podmiany znaczka ze skarbca. Ani policja, ani prokuratura, ani nadzorujący Muzeum Poczty i Telekomunikacji Urząd Marszałkowski. Być może teraz będzie wszczęte śledztwo w tej sprawie. Rzecznik marszałka Jarosław Perduta przyznał, że sprawa z próbą kradzieży znaczka wyszła na jaw i że już została o tej sprawie zawiadomiona policja.

W czwartek o skandalu w Muzeum Poczty opowiadał radnym Sejmiku Dolnośląskiego wicemarszałek Tadeusz Samborski. Przypomniał to o czym pisaliśmy od lipca. Mówił o wynikach kontroli, które ujawniły potężnie nieprawidłowości. O ujawnieniu zaginięcia 138 zabytkowych aparatów telefonicznych. Opowiadał o tym, o czym pisaliśmy na naszych łamach.

Przy okazji marszałek Samborski zdradził, że sto znaczków - w oficjalnych katalogach wyceniane na milion - w muzeum były wpisane z wartością... 5 złotych za całe 100 sztuk. Czyli jeden znaczek kosztowałby... 5 groszy. Bez problemu znaleźliśmy w internecie takie znaczki wystawiane na sprzedaż z cenami: 7500 złotych oraz 5499 złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska