Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kotlina Kłodzka kryje tejemnice wielu katastrof lotniczych

Natalia Wellmann
Orlando Ciciaro został pochowany 27 marca 1945 roku na cmentarzu w Szalejowie Dolnym
Orlando Ciciaro został pochowany 27 marca 1945 roku na cmentarzu w Szalejowie Dolnym FOT.łukasz żal/vision/materiały prasowe
Kotlina Kłodzka to raj dla poszukiwaczy. Ziemia ta skrywa tajemnice wielu katastrof lotniczych z czasów II wojny światowej. O dwóch dziś wiemy na pewno. Co najmniej dwie czekają jeszcze na wyjaśnienie - pisze Natalia Wellmann

Góry Stołowe. Okolice Karłowa. To tutaj, pod koniec II wojny światowej roztrzaskał się messerschmitt Bf 109. Dla okolicznych mieszkańców to żadna tajemnica. Zresztą, nie bez powodu miejsce katastrofy nazywane jest "samolot". Dorota Mokrzycka, pracownik Parku Narodowego Gór Stołowych i przewodnik sudecki, wielokrotnie prowadziła tam swoich turystów.

- Za wiele opowiedzieć nie mogłam, bo okoliczności tej katastrofy nie były wyjaśnione. Wiadomo było natomiast, że szczątki samolotu można jeszcze znaleźć w tym miejscu - mówi.

Dziś już wiemy, że messerschmitt Bf 109 rozbił się 24 marca 1945 roku, pilotowany przez Orlando Ciciaro, niemieckiego żołnierza włoskiego pochodzenia. Informacja ta wyszła na jaw niedawno i to zupełnie przypadkiem.

- We wrześniu ubiegłego roku w prasie lokalnej w niemieckim Ulm ukazał się nekrolog o śmierci Marii Walter, urodzonej w 1912 roku w Niederschwedeldorf, czyli obecnym Szalejowie Dolnym - opowiada Krzysztof Baldy z Kudowy-Zdroju, który od kilku lat drążył ten temat. Jak twierdzi, ukazanie się tej informacji spowodowało, że do rodziny zmarłej kobiety odezwała się Silvia Tradessus, która opowiedziała o tym, co łączy ją z Szalejowem Dolnym.

- Okazało się, że jest siostrą tragicznie zmarłego pilota Luftwaffe, który 24 marca 1945 roku rozbił się samolotem w lesie koło Karłowa. Grób mężczyzny znajduje się właśnie w Szalejowie Dolnym - mówi Krzysztof Baldy. Jak dodaje, informacje te dotarły do Polski dzięki jego znajomości z mieszkającym w Niemczech Helmutem Goebelem, który z kolei działa na rzecz odnowy zabytków w Szalejowie Dolnym i jest bliskim znajomym rodziny Walterów. Niedawno, na podstawie rozmowy z Silvią Tradessus, przesłał w liście szczegóły dotyczące życia i tragicznej śmierci Ciciaro.

Naukę pilotażu Orlando rozpoczął we Fürstenfeldbrück koło Monachium. Po ukończeniu odpowiednich szkół, w 1944 roku, trafił na lotnisko wojskowe niedaleko Nysy. Ze względu na młody wiek (miał wówczas 18 lat) nie został przydzielony do lotów bojowych. Zajmował się testowaniem maszyn, które były naprawiane w warsztatach. Wielokrotnie też bywał w Szalejowie Dolnym, gdzie Luftwaffe miała swoje lotnisko polowe. I właśnie podczas jednego z tych lotów zginął.

Jaka była przyczyna katastrofy? Zdaniem siostry pilota, niewykluczone, że maszyna została uszkodzona. Z informacji, jakie uzyskała z niemieckiego instytutu badającego wypadki lotnicze, w samolocie pękł drążek sterowniczy. Pilot stracił zdolność sterowania i nie mógł wylądować na lotnisku w Szalejowie. Runął 20 km dalej, w lesie koło Karłowa. Zdaniem Krzysztofa Baldego, taka wersja wypadku jest bardzo możliwa.

- Samolot prawdopodobnie został celowo uszkodzony w warsztacie przez mechaników, którymi często byli sabotażyści - dodaje.
W tym czasie nie była to jedyna katastrofa lotnicza nad ziemią kłodzką. Zdaniem Helmuta Goebela, dwa dni przed wypadkiem Ciciaro na tym terenie runęły dwa inne samoloty. Podczas próby lądowania na lotnisku w Szalejowie rozbiły się Focke-Wulf Fw 189A z dwoma pilotami i messerschmitt Bf 109 z jedną osobą na pokładzie. Z informacji Helmuta Goebela wynika, że wszyscy trzej lotnicy przeżyli katastrofy. Jednak szczątków rozbitych samolotów do tej pory nikt nie odnalazł.

Orlando Ciciaro został pochowany 27 marca 1945 roku na cmentarzu w Szalejowie Dolnym. Szczątki samolotu, którym leciał, do dzisiaj można znaleźć w okolicach Karłowa, jednak ze względu na przepisy Parku Narodowego Gór Stołowych miejsce katastrofy jest niedostępne dla turystów. Do tej pory oficjalnie udało się tam dotrzeć tylko jednej grupie poszukiwaczy, w 2003 roku. Wśród nich byli pisarz i dziennikarz Ryszard Wójcik, który całą ekspedycję opisał w książce "Latające potwory", oraz Marian Laskowski, poszukiwacz, organizator Międzynarodowych Zlotów Historycznych Pojazdów Wojskowych w Malechowie koło Koszalina. To oni wydobyli z ziemi większość szczątków rozbitego samolotu.

-Nie było łatwo. Kawałki maszyny wciśnięte były w ziemię na głębokości czterech metrów - opowiada Ryszard Wójcik i dodaje, że wydobycie szczątków trwało dwa dni. Znaleziono silnik samolotu, mnóstwo blachy, ale też rzeczy należące do pilota, w tym jeden but Orlanda. Szczątki trafiły do prywatnej kolekcji Mariana Laskowskiego.

- Zaprezentowaliśmy je podczas jednego ze zlotów. Chcemy też wyeksponować je w Muzeum Techniki i Techniki Wojskowej, które właśnie powstaje w Malechowie.

Messerschmitt rozbity w Kar-łowie to niejedyna maszyna, której szczątki udało się wydobyć. W 2007 roku, w okolicach Zieleńca (gmina Duszniki-Zdrój), Marian Konior wraz z kolegą Dariuszem Wiśniewskim odkryli pozostałości niemieckiego bombowca Heinkel He 111.

Do poszukiwań zainspirowała ich legenda opowiadana przez mieszkańców o tym, że na początku maja 1945 roku aliancki myśliwiec miał ostrzelać nad Śnieżnikiem niemiecki samolot. Uszkodzona maszyna rozbiła się w lesie właśnie w okolicach Zieleńca. Wcześniej jednak dwóm członkom załogi udało się wyskoczyć z samolotu na spadochronach.

- Początkowo myśleliśmy, że to messerschmitt, jednak wykluczyły to ekspertyzy fachowców - mówi Marian Konior. O sprawie zrobiło się głośno, kiedy pojawiły się przypuszczenia, że mogą to być fragmenty samolotu rozpoznawczo-łącznikowego typu Storch (niem. bocian). Pojawiła się teza, że tą maszyną mogli lecieć reichsführer SS Karl Hanke oraz jego pilot, którzy uciekali z oblężonego Wrocławia. Z przekazów historycznych wiadomo, że Hanke uciekł 5 maja 1945 roku. Znalazł się wtedy na pokładzie storcha. Ale maszyna została trafiona w zbiornik paliwa i musiała awaryjnie lądować. Samolot trzeba było naprawić koło lotniska w Mirosławicach.

Po starcie Hanke z pilotem skierowali się do Świdnicy, na tamtejsze lotnisko Luftwaffe. Tu trop się urywa. Historycy nie wiedzą, co działo się dalej. Zdaniem fachowców nie można wykluczyć, że Hanke przesiadł się na bombowiec.
- W Świdnicy Niemcy mieli do dyspozycji messerschmitty Bf 109, junkersy Ju 52 oraz heinkle He 111 - mówi Jerzy Siatkowski, dyrektor Aeroklubu Ziemi Wałbrzyskiej, który w 2007 roku wspólnie z ekspertami z zakresu lotnictwa z Zielonej Góry badał wydobyte szczątki samolotu. Jego zdaniem Hanke, jako jeden z dygnitarzy Trzeciej Rzeszy, miał właściwie nieograniczoną władzę.

Nie można więc wykluczyć, że zarekwirował jeden z bombowców, by polecieć dalej. Heinkel był zdecydowanie szybszy i miał znacznie większy pułap oraz zasięg niż storch. To dawałoby Hankemu znacznie większe szanse na dotarcie na przykład do bezpiecznej dla hitlerowców Szwajcarii.
Wiadomo jednak, że tam nie doleciał. Zginął z rąk czechosłowackich partyzantów.

- Wątek, że rozbił się w Zieleńcu, skąd do Czechosłowacji jest zaledwie parę kroków, jest bardzo prawdopodobny i nie można go wykluczyć. Jednak żaden z historyków jednoznacznie tego nie potwierdził - dodaje Siatkowski.

Wyjaśnienie zagadki samolotu z Zieleńca jest zatem brakującym ogniwem, które może pomóc w ustaleniu, w jaki sposób Hanke trafił ze Świdnicy do Czechosłowacji.

W ręce ekspertów trafiła zaledwie niewielka część rozbitego samolotu. Jego pozostałe fragmenty, w tym dwa potężne silniki, nadal tkwią w ziemi w lesie niedaleko Zieleńca. Niedawno Marian Konior znalazł w pobliżu radiostację, która dla badaczy tej katastrofy może być niezwykle cenna. Czy będzie kontynuował poszukiwania?

- Cały czas o tym myślimy. Być może wiosną wznowimy prace - mówi. Póki co, wspólnie z kolegą zamaskowali miejsce katastrofy, by niepowołane osoby nie próbowały wydostać na powierzchnię części samolotu. Sprawą zainteresowali też władze Dusznik-Zdroju. Szczątki bombowca przechowywane są w tamtejszym urzędzie miasta. Niewykluczone, że wkrótce zostaną wyeksponowane, by odwiedzający uzdrowisko turyści mogli je obejrzeć i poznać historię samolotu.

Współpraca: Artur Szałkowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska