Byli zapowiedziani piłkarze, którzy wcale nie kamuflowali się w tłumie. Wyróżniały ich klubowe dresy, a meczem najbardziej emocjonowali się masażysta Jarosław Szandrocho (on to ma chyba serce w kolorze zielonym) i Amir Spahić - na pewno najlepszy koszykarz wśród kopaczy mistrzów Polski. Wypada wspomnieć też o legendzie Anwilu Igorze Griszczuku (o nim później), władzach PLK, biznesmenach, działaczach sportowych (m.in. Andrzej Rusko), a także zawodnikach innego wrocławskiego klubu koszykówki i chyba będzie komplet.
Tak, to nie był zwykły mecz. Szczególne napięcie czuć było już na długo przed meczem i z dala od hali, w... długiej kolejce kibiców u bram Orbity. Jedni czekanie na kilkustopniowym mrozie przyjmowali z uśmiechem na ustach, inni mieli mniej wesołe miny. Napięcie udzieliło się spikerowi, który przy prezentacji obwieścił, że Marcin Flieger po stronie Śląska zagra z "9". Jakby nie wiedział, że ta zastrzeżona jest dla Macieja Zielińskiego i wisi pod dachem hali. Ot, takie to malutkie niedociągnięcia, które nie powinny wpłynąć na ogólną ocenę.
Wspomniani Zieliński i Griszczuk w przerwie między pierwszą i drugą kwartą zafundowali kibicom podróż w przeszłość. Zorganizowano bowiem krótki konkurs rzutów wolnych. Panowie, obaj w koszulkach swoich ukochanych klubów, trochę zatracili skuteczność, ale i tak sprawili sporo frajdy. Wynik? Remis.
Takim oczywiście nie mógł się zakończyć bój ich następców. Choć wokół remisu kręciło się przez większość meczu. Lepiej zaczął Śląsk. W poczynaniach wrocławian było widać olbrzymią determinację, przez którą musieli przecież niwelować różnicę w poziomie gry. Gdy mowa o poczynaniach ofensywnych, to prym wiódł Paweł Kikowski. Były reprezentant Polski tylko w pierwszej kwarcie rzucił 13 punktów, a w drugiej siedem, Oj, był "Kiko" naprawdę w gazie. Znakomitą skutecznością, pewnością siebie i spokojem zawstydził wszystkich graczy czołowej drużyny ekstraklasy.
Było jednak pewne, że w pojedynkę tego meczu nie wygra. Wątpliwości wzmogły się, gdy w drugiej ćwiartce Anwil zaliczył serię punktową 19:0 i wyszedł na prowadzenie 39:28. Orbita zamarła, ale pobudził ją i przywrócił wiarę nie kto inny jak właśnie Kikowski.
W trzeciej kwarcie rzucający Śląska otrzymał bardzo potrzebne wsparcie od kolegów. Swoje dorzucili Michał Gabiński, Adrian Mroczek-Truskowski czy Krzysztof Sulima. Tym razem to WKS zanotował najlepszą serię punktową w tym meczu (10:0), lecz mimo to Anwilu nie dało się łatwo złamać. Zgodnie z przewidywaniami całą grę ekipie z Kujaw robił Krzysztof Szubarga. Ale reprezentacyjny obrońca nie tylko rozdawał świetne podania, ale i punktował. Jego, a także Przemysława Frasunkiewicza z równowagi starał się wyprowadzić Radosław Hyży. Ich trash-talkingi też będziemy pamiętać po tym meczu.
Ostatnia kwarta to już niemal klasyczna gra kosz za kosz, choć nieco lepsze wrażenie sprawiali włocławianie. I to oni mogli się cieszyć z końcowego triumfu.
Rewanż, mocno w to wierzymy, już w przyszłym sezonie. W ekstraklasie.
Śląsk Wrocław - Anwil Włocławek 74:83 (28:23, 11:20, 21:13, 14:27)
Śląsk:
Ochońko 2
Sulima 12
Hyży 10
Bochenkiewicz 0
Mroczek-Truskowski 3 (1)
N. Kulon 0
Gabiński 6
Flieger 8
Diduszko 5 (1)
Kikowski 28 (5)
Anwil:
Hajrić 7
Szubarga 22 (4)
Eitutavicius 0
Ginyard 5
Łapeta 8
Frasunkiewicz 6 (2)
Jovanović 6 (2)
Weeden 13 (2)
Sokołowski 2
Boykin 14 (2)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?