Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszyki nie były potrzebne bogatym, biedni święcili pokarmy w chustce

Magdalena Stokłosa
Zdjęcie z jednej z podkrakowskich miejscowości. Zostało zrobione prawdopodobnie tuż po zakończeniu I wojny światowej. Dzieci trzymają do święcenia ozdobne koszyki, tzw. galanteryjne
Zdjęcie z jednej z podkrakowskich miejscowości. Zostało zrobione prawdopodobnie tuż po zakończeniu I wojny światowej. Dzieci trzymają do święcenia ozdobne koszyki, tzw. galanteryjne Muzeum Etnograficzne Kraków
Skąd wziął się wielkanocny baranek i o czym miał katolikom przypominać? Jak przez wieki zmieniały się koszyki ze święconką? Historię święcenia pokarmów i związanych z tym zwyczajów przybliżają nam eksperci z Muzeum Etnograficznego w Krakowie.

Zwyczaj święcenia pokarmów przed Wielkanocą jest obecny w Polsce od wczesnego średniowiecza. Początkowo bogatym ludziom koszyk nie był wcale potrzebny - to ksiądz odwiedzał domy, a pokarmy przygotowane do święcenia stały rozłożone na stole.
Biedniejsi zawijali jedzenie w lnianą chustkę i szli z nim do kościoła. Jeżeli we wsi nie było świątyni, święcenie odbywało się przy dworze lub szkole. Ze względów praktycznych chustkę zastąpiono koszykiem, ponieważ do święcenia zanosiło się wszystkie przygotowane na Wielkanoc smakołyki: ogromne bochenki chleba, kołacze, kiełbasę.

Jak zmieniały się koszyki
"Koszyk na święcone" pojawia się w Polsce dopiero w połowie XIX wieku. Wcześniej do tego celu służył kosz, w którym na co dzień noszono zboże czy warzywa. U górali babiogórskich pokarmy zanoszono do kościoła w opałce - słomianym, okrągłym koszyku, w którym formowano chleb.

Prawdziwy koszykowy boom przypada na połowę XIX wieku i okres międzywojenny. W Małopolsce jak grzyby po deszczu wyrastały wikliniarskie zakłady. Wtedy właśnie nastąpiła specjalizacja, a w ofertach firm pojawiły się "kosze na święcone wielkanocne".
Koszyki były bardzo różnorodne - wykonane z wikliny, korzenia wikliny, słomy czy taśmy łubianej (wewnętrzna część brzozy). - Większość zachowanych koszy jest w kolorze naturalnym, choć zdarzały się barwione roślinami albo farbami chemicznymi - wyjaśnia Piotr Worytkiewicz, starszy kustosz z Muzeum Etnograficznego. Dodaje, że kosze musiały spełniać jeden wymóg - być solidne.

Aż do XX wieku do kosza wkładano wszystko, co trafiało na wielkanocny stół. Etnograf Oskar Kolberg skrzętnie zanotował, że "przezorna gospodyni baczyła pilnie, aby wszystkie szynki, kiełbasy, placki, baby itd. dostały po kropli błogosławionej wody, ta bowiem odejmuje im wszelką szkodliwość". Zawartość samego kosza zależała wyłącznie od zamożności.
Co ciekawe, w niektórych częściach Małopolski, w tym w Krakowie, do koszyka wkładano jajka obrane ze skorupek. Chodziło o to, by woda dotknęła pokarmu bezpośrednio.

Co do święcenia
Wielka Sobota to znak nieomylny, że kończy się post, a zaczyna świąteczne obżarstwo i zabawa. XIX-wiecznie gospodynie robiły tego dnia symboliczny "pogrzeb żuru". Bowiem bezmięsna wówczas zupa królowała na stołach przez cały 40-dniowy post.
W Wielką Sobotę gliniany gar z żurem rozbijało się rzucając w niego kamieniami. Fragmenty garnka rozrzucało się na drodze, a myśli krążyły już wokół świeżo wędzonej kiełbasy, pachnącego chleba i mazurków.

Zamożni zastawiali święconym stoły. I to dosłownie, bo na jednym często nie dało się zmieścić wszystkich pokarmów. Były dziki, wieprze i jelenie upieczone w całości i wypełnione w środku mięsem mniejszych zwierząt, szynki, wędzone ozory i półgęski, stosy jaj. "Dalej placki różnego rodzaju i ciasta z bakaliją, baby potwornej wielkości, kołacze i jajeczniki, serowce, maczniczki, przekładańce i mazurki" - opisuje Oskar Kolberg. Wspomina też o wszelkiego rodzaju napitku: wódce, piwie i miodach.
Na środku stołu stał baranek z chorągiewką.

- Baranka wielkanocnego, nazywanego też Agnuskiem (Agnus Dei - Baranek Boży), na europejskie świąteczne stoły wprowadził w XVI wieku papież Urban V - tłumaczy Małgorzata Oleszkiewicz, starszy kustosz z Muzeum Etnograficznego. Tłumaczy też, że był to symbol Chrystusa Zmartwychwstałego.

- Chodziło o to, by w trakcie świątecznych uciech i biesiad nie zapomnieć o wymiarze duchowym święta - mówi Oleszkiewicz.
Dodaje, że w Polsce figurki przestawiające baranka z czerwoną chorągiewką i krzyżem ustawiane są na stołach wielkanocnych już od XVII wieku. Wykonywane były z masła, z ciasta pieczonego w żeliwnej formie, z piernika z kolorowym lukrem, z masy cukrowej, gliny i malowanego gipsu.

Kiedy chłopi na wsi szli z koszykami do kościołów lub dworów, miejskie gospodynie wybiegały przed dom i zapraszały księdza, by ten poświęcił przygotowane pokarmy.

Trudno stwierdzić, kiedy dokładnie zaniknął zwyczaj święcenia wszystkich pokarmów, a do koszyka zaczęto wkładać tylko symboliczne ilości. Na zachowanych fotografiach widać, że już na przełomie XIX i XX wieku święcone składa się z tych produktów, które zanosimy do kościoła obecnie: baba, chrzan, jaja, baranek, chleb, nabiał, wędliny i woda. Całość ozdabiana jest bukszpanem.

Wielkanocne śniadanie

Dziś chyba każdemu kojarzy się z dzieleniem się jajkiem. Kiedyś w podkrakowskich wsiach zaczynano od... wódki. Po niej był chleb z masłem, a dopiero potem jajka i życzenia. Podobnie jak obecnie, Niedziela Wielkanocna była czasem dla najbliższej rodziny, w poniedziałek odwiedzało się sąsiadów i znajomych. W Wielkanoc w wiejskich domach palono w piecu tylko raz - po to, by ugotować obiad. Był to zazwyczaj biały barszcz na wędzonce i kasza lub kluski.

Hurtowe ilości przygotowanego na święta jedzenia nigdy się nie marnowały. Jeszcze przez tydzień po Wielkanocy ludzie odwiedzali się wzajemnie, a do domów pukali "wielkanocni kolędnicy". Było to tzw. "chodzenie po śmigusie". Grupki pukały kolejno do drzwi witając gospodarzy wierszykiem:

"Przyszliśmy tu po śmiguście,
tylko nas tu nie opuście.
Dwa jajeczka do garneczka i spyreczki do ryneczki.
Zajrzyjcie do skrzyni wyjmijcie pół świni.
Zajrzyjcie do pieca wyjmijcie kołacza.
Kopę jajek podarujcie i niczego nie żałujcie".

Połamany na kawałki wielkanocny placek należało zachować aż do kolejnych świąt - miało to chronić od nieszczęść. Kości z wędzonych mięs zakopywano w polu, aby zapewnić pomyślne zbiory. Zgodnie z przesądem, kurom nie można było podać skorupek ze święconych jaj, "bo będą piały, jaj nie będą miały".

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj już dziś!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Koszyki nie były potrzebne bogatym, biedni święcili pokarmy w chustce - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska