Dowcipnisie. Bohaterowie "Koszmaru z ulicy Wiązów" przecież doskonale wiedzą, że jeśli zasną, czeka ich pociachanie na kawałki, podziurawienie ciała i loty po ścianach w towarzystwie sikającej krwi, a w najlepszym wypadku przecięcie tętnicy szyjnej kilkoma nożami.
Ale ucieczka przed psychopatą w kapeluszu i swetrze w zielono-czerwone paski to praca iście syzyfowa. Nie pomagają ani pigułki, ani zastrzyki z adrenaliny. Natura jest silniejsza. I kiedy choć na chwilę umysły nastolatków z ulicy Wiązów w amerykańskiej mieścinie Springwood przestają pracować na najwyższych obrotach, Freddy Krueger ostrzy swoje noże i zaprasza ofiary na mordercze "sześć minut zabawy".
Przyjemniaczek o pokiereszowanej twarzy po raz pierwszy pojawił się na dużym ekranie w 1984 r. za sprawą specjalisty od horrorów Wesa Cravena. Od tamtej pory Freddy prześladował w koszmarach sennych setki niewinnych nastolatków. Film, który trafił teraz do polskich kin, jest dziewiątym z kolei, nawiązującym do oryginału z l. 80. Tym razem psychopatycznego mordercę, kojarzącego się z monstrum Frankensteina, zamiast Roberta Englunda zagrał mający na swoim koncie nominację do Oskara Jackie Earle Haley.
Kolejny "Koszmar z ulicy Wiązów" znów odniósł komercyjny sukces. A na krwawe hobby Kruegera kolejne pokolenia widzów patrzą z pobłażliwym uśmiechem. Biedak miał przecież ciężkie dzieciństwo. Syn zgwałconej zakonnicy, oddany do sierocińca i bity przez pewnego alfonsa, tak polubił ból, że sam zaczął się okaleczać. A kiedy podrósł, zaczął fundować tę przyjemność innym.
Dziś amerykańscy fani filmu mają na półkach figurki Freddy'ego i miski na słodycze Freddy'ego, a nawet... piją piwo z wizerunkiem Freddy'ego. Morderca oswojony? Oby nie do końca. Wszak nigdy nie wiadomo, czy znów nie zaatakuje w czyimś śnie...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?