Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejki, karteczki, rejestracje. Droga przez mękę w szpitalu na Kamieńskiego

Arkadiusz Orman
fot. Janusz Wójtowicz
Umówiona wizyta w szpitalu przy Kamieńskiego? Możesz z góry zarezerwować co najmniej dwie godziny na "niezbędne" procedury i kilka złotych na parking. Ale i tak nie masz żadnej gwarancji, że choćby zobaczysz lekarza. Dyrektor szpitala ds. finansowych przyznaje, że to spory problem, ale pociesza, że od 15 czerwca wszystko ma się zmienić.

Dotarcie do lekarza na umówioną wizytę w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. H. M. Kamieńskiego we Wrocławiu nie jest łatwe. Pacjent musi przejść długą drogę. Na własnej skórze przekonała się o tym Barbara Marcinkiewicz. Wrocławianka była zarejestrowana do lekarza do poradni onkologicznej na godz. 14. Kobieta przyjechała godzinę wcześniej, bo wiedziała, co ją czeka.

Na początek każdy pacjent w głównym holu musi wziąć karteczkę z numerkiem z automatu i czekać aż go wywołają do okienka. - Trwało to godzinę. Dlaczego ja mam potwierdzać wizytę? Przecież rejestrowałam się telefonicznie. Nie rozumiem tego. Jest to marnowanie czasu pacjentów – twierdzi.

To dopiero początek
Gdy już odstoimy swoje i wywołany zostanie nasz numerek, podchodzimy do okienka i tam sprawdzane jest, czy faktycznie jesteśmy zarejestrowani. Gdy wszystko się zgadza, to możemy ruszyć dalej, czyli otrzymujemy karteczkę z potwierdzeniem naszej wizyty i jesteśmy kierowani do danej poradni. Przed ustawieniem się w kolejce do gabinetu lekarza, trzeba jeszcze oddać potwierdzenie przybycia w sekretariacie, czyli musimy znowu poczekać. Chyba, że będziemy mieć szczęście i okienko będzie wolne.

- Mi się udało. Zajęło to pięć minut. Dobrze, bo miałam zapłacone za parking. Bałam się, że nie zdążę zostać przyjęta przez doktora w określonym czasie i dostanę mandat. Jeszcze szłam do pracy na popołudnie – opowiada.

Gdy wrocławianka załatwiła wszystko już w drugim okienku, to mogła oczekiwać na przyjęcie przez lekarza. - Kolejka była długa. Doktor zamiast przyjmować ludzi na wyznaczoną godzinę, pozwalał by wchodził ten, kto przyszedł pierwszy. W ostateczności nie zdążyłam wejść do lekarza. Zostawiłam kartkę z lekami, które ma mi wypisać. Z budynku wyszłam o ok. 15.45. Straciłam tylko czas i sześć złotych na parkometr – żali się. W sumie wrocławianka spędziła w szpitalu 2 godz. 45 minut i nic nie załatwiła.

Będą zmiany
Placówka twierdzi, że realizuje obowiązki nałożone przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Wszytko ponoć przez to, że ludzie rejestrowali się do lekarza i… nie przychodzili. Jadwiga Raziuk, dyrektor ds. finansowych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym we Wrocławiu tłumaczy, że funkcjonuje to wszędzie. Jednak placówka przy ul. Kamieńskiego wychodząc naprzeciw pacjentom, od 15 czerwca wprowadza system elektroniczny. - Ludzie nie będą musieli potwierdzać już wizyt. W komputerze będziemy mieć listę osób, które w danym tygodniu mają zaplanowane konsultacje z lekarzem. Będzie się nam wyświetlało, kto ma aktualne ubezpieczenie zdrowotne – dodaje.

Ale co innego mówi nam Przemysław Magiera z Dolnośląskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ we Wrocławiu. - Nie ma takiego wymogu potwierdzania wizyt. Poszczególne placówki same mogły sobie taki system wprowadzić, ponieważ wiemy, że ludzie często nie przychodzą na wyznaczone terminy konsultacji. My przyjrzymy się sprawie w szpitalu – dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska