Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolęda 2014 we Wrocławiu. Chodziliśmy razem z księdzem [REPORTAŻ]

Malwina Gadawa
Parafianie swojego księdza potrafią zaczepić wszędzie. Pani Celina dostała obrazek, choć kolędy u niej nie było
Parafianie swojego księdza potrafią zaczepić wszędzie. Pani Celina dostała obrazek, choć kolędy u niej nie było fot. Janusz Wójtowicz
Przeszliśmy z kolędą po domach wrocławian. Sprawdziliśmy, ile osób wpuszcza księdza, a ile nie, i o czym chcą rozmawiać z kapłanem.

CZYTAJ TEŻ: Ponad połowa wrocławian przyjmuje księdza. A do kościoła chodzi mniej...

Osiemnasta. Na klatce schodowej w bloku gorąco. W kurtce trudno wytrzymać. Nie da się już siedzieć na schodach. Każda pozycja jest niewygodna. Stać też nie lepiej. Zmęczenie czuć nawet w stopach. Ministrant Zbyszek wyciągnął komórkę i pisze esemesa. W końcu trzeba jakoś zabić czas. Lektor Marcin raz po raz spogląda na zegarek. Minęło osiem minut. Nerwowo spogląda na drzwi. - Już mamy opóźnienie. Nie zdążymy do dwudziestej pierwszej - mówi. Po dwóch minutach otwierają się drzwi. Z mieszkania wychodzi ksiądz Rafał Swatek. Kieruje się do następnych i z takim samym uśmiechem jak wcześniej od progu woła: - Niech będzie pochwalony!

Żony nie ma w domu

Parafia pw. Maksymiliana Marii Kolbego na wrocławskim Gądowie to same bloki i jeden dom jednorodzinny. - Trudno do niego trafić. Czasami zdarza się, że go przeoczymy - tłumaczy Marcin Kaczyński, który jest lektorem w kościele i studentem geografii. O kolędzie mógłby opowiadać godzinami. Przez dwanaście lat zdążył nabrać doświadczenia. W ręce trzyma rozpiskę. Wszystko musi iść zgodnie z planem.

ZOBACZ TAKŻE: Kolęda 2014 we Wrocławiu. Kiedy przyjdzie do Ciebie ksiądz? [HARMONOGRAM]

Ulica Drzewieckiego: 66 mieszkań, ale wiadomo, że nie wszyscy wpuszczą księdza do domu. - Wcześniej chodzimy i pytamy. Na kartce zaznaczamy, kto przyjmie kolędę, a kto nie. Wiele jest znaków zapytania. To przy tych numerach, gdzie nikogo nie było w domu - tłumaczy Marcin. Coraz częściej zdarza się także, że mimo wcześniejszych deklaracji podczas kolędy nikogo nie ma w domu. - Myślę, że to wynika nie ze złej woli, a po prostu z obowiązków, choć liczba mieszkań, do których kolęda nie dociera, z roku na rok jest coraz większa - mówi Marcin, patrząc na kartkę. Ci, którzy nie chcą przyjąć księdza, grzecznie dziękują ministrantom. Mówią, że nie są zainteresowani i zamykają drzwi. Zdarzają się też osoby, które się tłumaczą. - Nie, nie przyjmę dzisiaj księdza. Nie ma w domu żony ani córki. Następnym razem - rzuca na odchodne pan z Drzewieckiego 24a.

O życiu w dziesięć minut
Ksiądz Rafał Swatek nie ociąga się. Przechodzi migiem z jednego mieszkania do drugiego. Nie mam szans zamienić z nim nawet dwóch zdań.

Ale wcześniej umówiliśmy się, że mogę z nim wejść do każdego mieszkania, jeśli gospodarze na to się zgodzą, i pozostać do momentu modlitwy. A potem wychodzę z ministrantami - ksiądz rozmawia z rodziną o jej ważnych sprawach: o chorobach, problemach w pracy, kłopotach z pieniędzmi.

Średnio w każdym mieszkaniu ks. Swatek jest około 10 minut. Jego rekord na Drzewieckiego to prawie kwadrans w jednym mieszkaniu. Niektórzy mogą myśleć, że to o wiele za krótko, bo jak w dziesięć minut porozmawiać o życiu? Jednak gdy czeka się na księdza na klatce, czas się dłuży. Minuty mijają wolno, a drzwi ciągle się nie otwierają.

W bloku na korytarzu jest gorąco. Ministrant z lektorem zdjęli kurtki i zostawili je, podobnie jak ksiądz, w pierwszym mieszkaniu, które odwiedzili na ostatnim piętrze. Potem muszą o tym pamiętać i po nie wrócić. - Zdarzało się, że księża z roztargnienia wychodzą z bloku bez kurtki. Dlatego nasza w tym głowa, żeby o tym pamiętać - mówi Zbyszek. - Pamiętam kiedyś taką kolędę, która skończyła się dopiero o północy - opowiada Marcin. Ksiądz w każdej bramie miał znajomych. I każdy chciał go ugościć. Kolacja, herbata, kawa, a czas płynął. Lektor opowiada też o innym rekordziście, który kilkadziesiąt mieszkań odwiedził w dwie godziny.- Zdarzają się księża, którzy proszą, by po kilku minutach do nich zadzwonić. Wtedy mają argument, by z czystym sumieniem wyjść już z domu. Jeden z księży prosił nas, żebyśmy tak robili po kilku minutach.
Ksiądz Rafał Swatek nie potrzebuje telefonu. Działa jak zaprogramowany. U nikogo nie przesiaduje zbyt długo ani za krótko. Dziesięć minut jest w sam raz.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE - CZYTAJ
Biały obrus musi być

"Wizyta ma charakter małej liturgii sprawowanej w kościele domowym. Dlatego stół powinien być nakryty obrusem, a na nim znaleźć się powinny: krzyż, zapalone świece, woda święcona (jeżeli jej nie ma - poprosić księdza o poświęcenie); jeżeli są dzieci, to podręczniki i zeszyty do religii. Przebieg wizyty: wspólny śpiew kolęd, modlitwa rodzinna, błogosławieństwo domu i rozmowa duszpasterska, w której uczestniczą wszyscy członkowie rodziny" - to instrukcja, jaką rozdają ministranci, chodząc po domach przed wizytą księdza podczas zapowiedzi, kilka dni przed kolędą. Wydaje się oczywiste, choć nie dla wszystkich. Zdarza się, że księdza wita włączony telewizor, a śpiew kolęd i modlitwę zagłuszają bohaterowie serialu "M jak miłość" czy prezenter wiadomości.

U państwa Malików jest tradycyjnie. Obrus, krzyż, święcona woda w misce i obok 10 złotych dla księdza, choć mniej tradycyjnie, bo bez koperty. - Nie wyobrażamy sobie, żebyśmy byli w mieszkaniu i nie przyjęli księdza. Poświęcony dom to szczęśliwy dom. Poza tym, to po prostu kwestia wiary i tradycji - tłumaczy Małgorzata Malik, która razem z mężem i córką nerwowo oczekuje kapłana. - To zawsze okazja do rozmowy, najczęściej o tym, jak się żyje i co się zmieniło przez rok - dodaje pan Mirosław.

Naszą rozmowę przerywa dobrze znane: - Niech będzie pochwalony! Do mieszkania wchodzi ksiądz Swatek. Wita się z domownikami. Później wspólnie się modlimy. Kapłan święci mieszkanie i intonuje kolędę. Śpiewa najgłośniej. Państwo Malikowie z pewną nieśmiałości próbują mu dorównać. Ksiądz wspólnie z domownikami siada na kanapie. To znak, że razem z ministrantem i lektorem muszę już z mieszkania wyjść. Tych kilka minut kapłan chce mieć na rozmowę wyłącznie z rodziną.

Wypatrują jak pierwszej gwiazdki
Wiele osób na Drzewieckiego nie może się doczekać księdza. Ci bardziej niecierpliwi otwierają drzwi, nasłuchują i do-pytują, gdzie jest teraz ksiądz. Dwuletni chłopczyk chowa się za nogami mamy. Mówi, że boi się księdza, choć ciekawość jest o wiele większa niż strach, dlatego razem z innymi czeka naniego w przedpokoju.

Jednym z najczęściej zadawanych pytań jest: - Kto dzisiaj chodzi? Mieszkańcy bramy nr 30 przy Drzewieckiego dopytują, czy to może proboszcz. - Wiadomo, każdy chciałby przyjąć proboszcza, choć naszym wikariuszom naprawdę niczego nie brakuje - mówi starsza pani, u której w mieszkaniu już od dawna palą się świece. Jej sąsiadka nie może się doczekać kapłana. Chce, żeby ksiądz Rafał poświęcił jejcałe mieszkanie, bo niedawno się tutaj wprowadziła. Ksiądz często święci także różańce i obrazy.

A co, jeśli zabraknie wody święconej? - Bez obaw, kropidło jest pojemne, poza tym zawsze nosimy ze sobą zapas, żeby można było uzupełnić - uspokaja Marcin. Zresztą, później się przydaje. Lektor musi przelać wodę święconą z pojemnika do kropidła. Robi to uważnie, żeby żadna kropla się nie wy-lała.
Zamiast czekolady wolą zwykłą wodę
Niektórzy nie chcą, żeby ministrant z lektorem stali na klatce i zapraszają ich do siebie. Oni jednak odmawiają, bo czekają na księdza. Józefa Kapińska zaprasza do siebie gości. Czekała na księdza przez godzinę, jednak nie zapomniała o ministrantach. Wrzuca im do puszki kilka monet, a do kieszeni czekoladowe cukierki. Daje im także czekoladę mleczną zawiniętą w pergamin.

DALSZY CIĄG NA NASTĘPNEJ STRONIE - CZYTAJ

- Ludzie są bardzo życzliwi. Często dostajemy cukierki, owoce, ciasto, a czasami marzymy po prostu o szklance wody.

Lektorzy muszą szybko zjeść cukierki, żeby czekolada w kieszeni się nie roztopiła. - Kolęda to taki moment, kiedy można powiedzieć księdzu, co człowiekowi leży na sercu, jakie ma problemy. Nawet jeśli ksiądz nie może pomóc, to od razu lepiej się robi, kiedy można się po prostu wygadać. Człowiek ma wrażenie, że kapłan go słucha uważnie i rozumie. Zdarza się, że mądry ksiądz potrafi także poradzić - uważa pani Józefa. Bardzo żałuje, że ksiądz Rafał musi już iść. - Wiem, że inni też czekają.

Najhojniejsi byli w Relaksie
Niektórym kolęda nieodparcie kojarzy się z białą kopertą. Nie wszyscy jednak dają "co łaska". Niektórzy pieniędzy nie chowają w kopertę. Ile ksiądz może otrzymać od parafian? Różnie: od 10 złotych w górę. Wszystko zależy od chęci i grubości portfela. - Stwierdzenia, że księża chodzą po kolędzie dla pieniędzy, to bzdura. Ofiary przeznaczamy na wsparcie parafii, kurii, seminarium duchownego i różne cele charytatywne - mówi ksiądz Rafał.

Pieniądze zbierają także ministranci. Mają swoją puszkę, do której wiele osób wrzuca drobne. - Papierowe też się zdarzają - chwali się Zbyszek. Marcin dodaje, że najhojniejsze były osoby z hotelu Relaks. - Nawet tam zawędrowaliśmy z kolędą. Mieszkali tam właściciele hotelu. Dostaliśmy najpierw 50 złotych, a potem jeszcze 20. Nie wszyscy jednak wiedzą, że uczestnictwo w kolędzie to nie obowiązek, a nagroda dla ministrantów. Im lepiej się spisują w ciągu roku, im więcej mają plusów i mszy świętych, w których uczestniczą, to potem mogą zapisać się na więcej kolęd. Pieniądze z puszki po kolędzie są dzielone przez liczbę ministrantów. Otrzymują oni średnią za każde takie popołudnie. Marcin Kaczyński mówi, że średnio za jedną kolędę można zarobić 70 złotych.

- Teraz jest sprawiedliwej. Lektorzy już nie muszą wybierać sobie bram, w których przyjmuje księdza wiele osób, żeby dostać jak najwięcej pieniędzy - mówi Marcin.

Po kolędzie komże lepiej schować pod kurtkę

W parafii na Gądowie 60 procent mieszkańców przyjmuje księdza. To się potwierdziło także na Drzewieckiego. Na 66 mieszkań księdza przyjęto w 40. W trzynastu nie było nikogo, w tylu samo mieszkaniach podziękowano za wizytę kapłana.
Nie wszystko poszło zgodnie z planem. Do ostatniej klatki ksiądz wszedł po godz. 21. Jedna z kobiet dopiero zdążyła wejść. Pyta się sąsiadki, czy już ksiądz chodził. Ta odpowiada, że jeszcze nie, dopiero jest na parterze. - To biegnę, może zdążę - słyszymy. - Tak późno jeszcze tutaj księdza nigdy nie było - mówiła jedna z mieszkanek, pytając jednocześnie, co się stało. Lektor tłumaczy, że najwyraźniej ta brama nigdy wcześniej nie była na końcu listy kolędowej i przeprasza za opóźnienie. Jak na złość, minuty mijają jeszcze wolniej niż na początku, choć do końca zostały tylko cztery mieszkania.

Zbyszek i Marcin mówią, że to normalne. Zawsze wydaje się, że ksiądz w tych ostatnich mieszkaniach siedzi najdłużej. Z przykrością przyznaję im rację. Kolęda na Drzewieckiego skończyła się równo o godz. 21.30. Widać zmęczenie.

Ksiądz Rafał przypomina Zbyszkowi, żeby dobrze schował komże pod kurtką. - Lepiej nie kusić losu. Teraz w telewizji wiele się słyszy o różnych napadach - wspomina na odchodne ksiądz, przypominając, żeby jutro być punktualnie, bo mieszkań doodwiedzenia będzie jeszcze więcej...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska