Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolbowicz: Już nie mówią na nas kajakarze

Wojciech Koerber
Z Markiem Kolbowiczem wioślarskim mistrzem olimpijskim i świata, członkiem czwórki podwójnej, rozmawia Wojciech Koerber.

Jak idzie ładowanie akumulatorów u dominatorów w Zakopanem? Jak zwykle czy jednak ostatnio nieco trudniej? Bo wyniki w tym sezonie słabsze.
Jest niesamowita chęć i wola zwycięstwa, ja przynajmniej tak to odbieram. Każdy trening robimy z pełną premedytacją, nie ma miejsca na chałturę. Wyznaczamy sobie cel, widzimy szczyt - to są nasi Chorwaci - i trzeba go zdobyć, dopaść. Bo ci Chorwaci nie przegrali jeszcze w tym roku ani wyścigu. Pływają na perfekcji. Jeśli jednak wygramy z nimi na koniec sezonu, da to dużo do myślenia. I nam, i im.

Ostatnio wspomniał Pan, że członkowie Waszej osady shardzieli. Już po tarciach?
Wszystko w najlepszym porządku. Mobilizujemy się, dopingujemy, razem chodzimy po górach i nie ma możliwości, by ktoś odpuścił. Choć nie zarzynamy się na każdym treningu i nie pokazujemy, kto jest pierwszy. W naszym fachu ważne jest, by być razem. Dlatego gdy wchodzimy na Giewont, to w tej samej odległości, przy sobie - metr i następny, metr i następny, metr i następny, metr i następny. Musi być ten sam poziom i ten sam wysiłek.

Bo w Waszym fachu jedno słabsze ogniwo rozłoży cały łańcuch. W kilku innych zresztą też. Nasze panczenistki np. zdobyły drużynowy brąz w Vancouver dlatego, że żadna nie pękła. W przeciwieństwie do jednej z Amerykanek, która nie wytrzymała tempa i spieprzyła całe nabożeństwo.
Dokładnie tak, klasyczny przykład. Siłę łańcucha mierzy się przecież jego najsłabszym ogniwem. Proste.

Wy również, jak czwórka wagi lekkiej, rezygnujecie ze startu w listopadowych mistrzostwach świata w Nowej Zelandii. Zbyt późno ta impreza, mogłaby źle wpłynąć na przygotowania do ważnego, przedolimpijskiego sezonu.
Zgadza się. Początkowo kilku ludzi z najbliższego otoczenia miało nam to za złe, ale tak postanowiliśmy. Może i wytrzymalibyśmy to wszystko, ale nie wiadomo, jak by się później sprawy potoczyły.

Jakiś czas temu wychwyciłem jedną Pańską złotą myśl - "Jeśli za metą jesteś w stanie jeszcze choć raz ruszyć wiosłem, to znaczy, że do tego sportu się nie nadajesz". Dobry obraz dyscypliny.
Ale w rzeczywistości to nieprawdopodobna sztuka. Żeby minąć metę i nic już nie móc zrobić, niebywałe. To świadczy o poziomie wytrenowania, pokazuje, jak bardzo się w wyścig angażujemy. A pamiętajmy, jak mało my tych startów mamy w sezonie. Jeśli mówimy, że pięć międzynarodowych, to już ludzie narzekają, że mało, a i mniej bywa. Niektórzy by chcieli, byśmy co tydzień pływali, jak piłkarze grają w lidze, ale tak się nie da. My jednak z piłkarzami konkurować nie chcemy. Przez pięć lat jakąś markę już sobie wyrobiliśmy. Już nie mówią na nas kajakarze, tylko wioślarze. I to buduje.

Jest Pan z dobrego rocznika 71, bo 39-letni Tomasz Gollob jedzie właśnie po swój pierwszy tytuł IMŚ na żużlu. A jak długo zamierza jeszcze wiosłować Marek Kolbowicz?

Tak długo, jak przeciwnicy będą pozwalać. A, póki co, odpoczywamy po kolacji, choć za chwilę mam właśnie spotkanie z dziećmi rodzin popowodziowych. Najpierw będzie projekcja filmu, bo część jest z Sandomierza, więc o wioślarstwie może nic nie wiedzieć. A później sobie podyskutujemy o życiu, o podejściu do sportu, fajna rozmowa. Tym bardziej, że ja lubię gadać.

Jeśli za metą jesteś w stanie jeszcze choć raz ruszyć wiosłem, to znaczy, że do tego sportu się nie nadajesz

To będzie Pan mógł pogadać z Dolnoślązakami 18 września przy okazji regat Tumski Cup. Pański Szczecin czy Bydgoszcz mają już takie towarzyskie imprezy na pożegnanie lata i sezonu. Teraz Paweł Rańda i jego sprzymierzeńcy chcą poszerzyć mapę wydarzeń.
I super, i my się pod tym podpisujemy. Miejsce w kalendarzu już dawno temu zostało zabukowane. Impreza jest tydzień po mistrzostwach Europy, mam nadzieję, że przyjedziemy z medalami na szyjach, by promować siebie i dyscyplinę.
Rozmawiał Wojciech Koerber

Rańda: Jeszcze boli, ale już trenuję

Po operacji mięśni brzucha do formy wraca, już podczas zgrupowania w Zakopanem, Paweł Rańda. Oto co nam przekazał w obozowym stylu szef lekkiej czwórki: - Przede wszystkim czuję się coraz lepiej, choć jestem tym obozem zarąbany konkretnie. Staram się jednak dotrzymywać kolegom kroku, nie odpuszczać. Innymi słowy, nie być parówą. Trudno jednak ocenić, jak rzeczywiście jestem mocny. Właśnie z tego względu, że czuję się zaorany. Przed nami jednak badania w Warszawie i one coś powiedzą. Podobnie jak pierwsze wejścia na wodę, planowane od poniedziałku, już w Wałczu. A liczę, że po krótkim okresie wypoczynku będzie dobrze. Tym bardziej, że chłopaki są mocne, z tego, co widzę. Oby tylko jazda złapała i bym psychicznie przełamał to, co jeszcze trochę boli. Lekarze ostrzegali jednak, że będzie jeszcze bolało i kilka miesięcy.

Tyle Kieras. Przypomnijmy, że czasu niewiele, bo już w dniach 10-12 września ME w portugalskim Montemor-o-Velho. A tydzień później, 18 września, zabawa dla Dolnoślązaków. Wrocławskie regaty na smoczych łodziach Tumski Cup. W osadzie mistrzów (złoci i srebrni medaliści olimpijscy z Pekinu) są dwa brakujące miejsca. By zająć jedno z nich, wystarczy odpowiedzieć na pytania umieszczone na kuponie obok i odesłać na wskazany adres hotelu Tumskiego. A później liczyć na szczęście w losowaniu, w dniu imprezy. Szczegóły na stronie www.tumski-cup.pl, a także u innych patronów medialnych - w Telewizji Dolnośląskiej i Radiu Wrocław oraz w Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska