Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochane dzieci. Dzięki nim nasze szare komórki wstają z kanapy i zapisują się na bieg maratoński

Robert Migdał
Bycie ojcem - bezcenne uczucie. Ale i wielka korzyść i nie mam tu na myśli tylko programu rządowego „pięćset plus”. To korzyść dla moich szarych komórek i wielkiego ich wietrzenia, wzmożonego ruchu, ba - biegu, w który moje dziecko je wprowadza, gdy zasiadamy do odrabiania zadanych w szkole przez panią nauczycielkę lekcji.

Nie podejrzewałem, że po wielu latach znów powrócę do szkoły. Do dawnych lektur. Do faktów wiele lat temu poznanych na lekcjach w mojej głogowskiej podstawówce przy ul. Mieczysława Niedziałkowskiego (działacza socjalistycznego, zamordowanego w czasie II wojny światowej), a które to fakty - przez upływający czas - umknęły, po cichutku, na paluszkach, z mojej głowy, lekko się zakurzyły lub - co niektóre - zakopały się bardzo, bardzo głęboko i teraz, dzięki dziecku, mogę je odkopać z korzyścią dla siebie i dziecka. Początkowo nie dawałem wiary, że ten powrót okaże się wielką przyjemnością. A jednak...

Bo przepytując dziecko, sprawdzając zeszyty, ćwiczenia, lekcje, pomagając w ich „robieniu’ chcąc nie chcąc znów się czegoś uczę, przypominam sobie proste fakty, zdarzenia, zasady, które rządzą matematyką, pisownią języka polskiego, zjawiskami przyrody.

Przyznam się szczerze, że kiedy moje dziecko zaczyna odrabiać matematykę, to po cichutku, na palcach staram się oddalić z okolic biurka, na którym są porozkładane podręczniki i wołam na pomoc żonę. Ale gdy trzeba pouczyć się wspólnie (odpytać, sprawdzić, doczytać, dopowiedzieć) coś z języka polskiego, historii, przyrody to dla mnie sama przyjemność, wracam z przytupem do pokoju.

Bo odświeżenie pamięci to dla mnie fascynująca przygoda. Móc dzięki podręcznikom historii mojej córki powrócić do czasów Mieszka I, snuć dziecku opowieści o chrzcie Polski, o tym, jakie trudności pierwszy ujęty w kronikach władca naszego państwa napotykał przy wprowadzaniu chrześcijaństwa. Cud-miód.

Albo na nowo przeżywana przygoda z językiem polskim. Powrót do książek-lektur z dzieciństwa. Moje dziecko czyta właśnie „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza, a mnie wracają wspomnienia, gdy sam pierwszy raz trzymałem w ręce tę książkę, kiedy przeżywałem przygody Stasia i Nel...

Lekcje przyrody. Opowieści o cudach Wyżyny Krakowsko-Częstochowskiej, formach krasowych stworzonych w wapiennych skałach, historie „Orlich Gniazd”, obliczanie skali, przekładanie centymetrów z mapy na rzeczywiste kilometry w terenie... Wiele z tych umiejętności z biegiem lat zanikło, bo nie były mi potrzebne. Wyparowało z pamięci wiele historycznych dat, choć twarde fakty historycznie nadal w szarych komórkach zostały. Na szczęście.

Wspólna nauka z dzieckiem to wielka wartość. I dla dziecka, które może korzystać z naszej wiedzy, zamiast z wujka Gugla i cioci Wikipedii, ale przede wszystkim dla nas, dorosłych, którzy lata szkolne mają już dawno za sobą. Taki powrót do nauki sprzed lat, wytężanie zwojów mózgowych w innej dziedzinie niż praca, jaką się wykonuje na co dzień, to dla mnie superprzygoda. Coś bardzo wartościowego.

No i jeszcze jedna korzyść: można trochę więcej czasu, niż zwykle, spędzić z dzieckiem, ucząc się z nim, ucząc je. A ten czas jest przecież bezcenny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska