Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłusownicy w natarciu: Dziki, sarny i lisy giną w męczarniach

Małgorzata Moczulska
Pułapkę ze zdjęcia strażnicy leśni znaleźli kilka dni temu w lesie koło Modliszowa. W środku zamknięta była kura, obok przymocowano tzw. żelazo. Złapany w potrzask lis, sarna lub inne zwierzę umierałoby w męczarniach wiele godzin, aż nie padłoby z powodu wykrwawienia i głodu.

- Takich klatek kłusownicy używali wiele lat temu. Niestety, ktoś przypomniał sobie o pułapce i znów postanowił jej użyć - mówi Jan Dzięcielski, nadleśniczy Nadleśnictwa Świdnica. Na szczęście tę pułapkę w porę w lesie zauważono i tym razem nie ucierpiało żadne zwierzę.

Tym razem, bo, niestety, kłusownictwo w lasach to wciąż duży problem. W sidła i wnyki wpadają sarny, jelenie, dziki, ale i drobniejsza zwierzyna. Duszą się i ranią, gdy próbują się wydostać z zastawionej przez człowieka pułapki. Inne rozszarpywane są przez drapieżniki.

Straż Miejska w Świdnicy znalazła w ubiegłym tygodniu część oskórowanej sarny. Ktoś resztki zwierzyny wrzucił do kontenera na śmieci. Najprawdopodobniej albo sam upolował, albo kupił na czarnym rynku. Bo to nie problem. Zwłaszcza na wsi ludzie zabijają zwierzęta dla mięsa. Najczęściej ich ofiarami padają sarny, bo z nich jest go najwięcej Za sztukę można dostać nawet 250 zł. Wciąż jest popyt na dziczyznę sprzedawaną na czarnym rynku, choć to niebezpieczne, bo mięso jest niebadane i nie wiadomo, czy zwierzę nie było chore.

W ubiegłym roku, we wsi koło Prochowic, takich handlarzy złapali legniccy policjanci. Wcześniej mundurowi dostali informację o mężczyźnie, który handluje dziczyzną. W budynku oraz w pomieszczeniach gospodarczych należących do jego posesji znaleźli kilka sztuk broni pneumatycznej noszącej ślady przeróbki na broń palną, kilkanaście sztuk amunicji i kilkadziesiąt porcji mięsa pochodzącego z uboju dzikich zwierząt.

Broń to kolejny problem. Kłusujący używają jej coraz częściej, a przez to są niebezpieczni. Co gorsze, wciąż istnieje społeczne przyzwolenie na kłusownictwo. Zwłaszcza osoby starsze nie widzą w tym problemu. Powód? Kiedyś kłusowanie było dla wielu mieszkańców wsi czymś normalnym. Tyle że - podkreślają leśnicy - kiedyś kłusownicy mieli jakąś etykę. Teraz jej nie mają. Nawet jeśli na jedną z wielu założonych przez nich wnyków złapie się sarna, nie likwidują innych. W efekcie zwierzęta leżą tygodniami martwe.

Wiesław Nogawka ze straży leśnej walczy z kłusownikami od wielu lat. To trudne, m.in. dlatego, że brakuje ludzi, by skutecznie lasów pilnować. Pan Nogawka z kolegą ma w swoim rewirze lasy powiatu wałbrzyskiego (16 tys. hektarów). - Na szczęście coraz więcej osób dzwoni do nas, kiedy na spacerze widzi wnyki, albo ślady kłusowników - mówi.

Łagodne prawo
Leśnicy wykrywają rocznie średnio ponad tysiąc przypadków nielegalnego zabijania zwierząt w lasach. W ubiegłym roku przyniosło to straty na poziomie 65 mln zł. Kłusowników nie odstraszają coraz to nowsze metody walki z nimi (straże leśne, ukryte kamery) ani kary. Te są bowiem łagodne. Za samo posiadanie w domu narzędzi służących do kłusownictwa, czyli wszelkich sideł, wnyków, zatrzasków grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Za kłusownictwo - pięć lat. Teoretycznie, bo sądy najczęściej orzekają grzywny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska