Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kilka słów o politykach zamieszanych w kradzież roweru

Janusz Michalczyk
archiwum polskapress
Szczerze mówiąc, kampania wyborcza we Wrocławiu jest nudna jak flaki z olejem. Nic się nie dzieje. Przypomina się słynny monolog z filmu „Rejs”, gdy Zdzisław Maklakiewicz flegmatycznym tonem podsumowuje bezlitośnie polskie filmy, narzekając na brak dynamicznej akcji.

Broń boże, nie zachęcam kandydatów, by obrzucali się błotem i wywlekali na światło dzienne wpadki z życia osobistego. Można jednak odnieść wrażenie, że większość ogranicza się do powtarzania banałów i szczerzenia zębów w uśmiechach lub – odwrotnie – prezentowania marsowej miny, która miałaby świadczyć o zatroskaniu losami ojczyzny.

Tymczasem w niedalekim Poznaniu kampania obfituje w ciekawe wydarzenia. Ostatniej niedzieli minister przedsiębiorczości i technologii Jadwidze Emilewicz, która jest liderką tamtejszej listy PiS, skradziono rower. Nie byle jaki, bo czarną kolarzówkę marki Cannondale. Do bezczelnego przestępstwa doszło w pobliżu wzgórza św. Wojciecha, gdy pani minister pofatygowała się na mszę św., pozostawiając nieopatrznie bez opieki swój pojazd.

Kiedy poinformowała o kradzieży na Facebooku, odezwała się jej konkurentka, liderka listy Koalicji Obywatelskiej. Joanna Jaśkowiak, prywatnie żona prezydenta Poznania, zaproponowała: „Na czas pobytu w Poznaniu Pani Jadwigi Emilewicz mogę pożyczyć Jej swój rower – wygodny, z dwoma koszykami, idealny na zakupy”.

W całej sytuacji jest wiele interesujących wątków. To, że minister Emilewicz porusza się po dużym mieście rowerem, a nie służbową limuzyną, może budzić uznanie. Na pewno poznaniacy docenią też chęć ograniczania wydatków na paliwo, nie wspominając już o ekologicznym wymiarze przesiadki na kolarzówkę. Minister pokazuje jednocześnie, że stawia na zdrowy tryb życia, w czym bliska jest postawie wielu rodaków. Co prawda Witold Waszczykowski, przed paru laty minister spraw zagranicznych, wymyślał cyklistom od liberalnej zarazy, ale jego opinia została powszechnie obśmiana.

O Joannie Jaśkowiak usłyszała w marcu 2017 roku cała Polska, gdy podczas kobiecego czarnego marszu użyła wulgarnego słowa, znanego jednakże każdemu dziecku. „Jestem wkur...ona” – oświadczyła żona prezydenta miasta, odnosząc się do projektów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Sprawa nabrała dodatkowego rozgłosu, bo prokuratura poszła do sądu, ten jednak uniewinnił oskarżoną. To jeszcze nie koniec, bo wyrozumiałego sędziego przełożeni próbowali później ukarać dyscyplinarnie. W uzasadnieniu stwierdził bowiem, że co prawda słowo użyte publicznie przez Jaskowiak jest naganne i demoralizujące, ale to, co dzieje się w Polsce, jest „znacznie większym złem”.

Jak wiadomo, we Wrocławiu liderami obu list są Mirosława Stachowiak-Różecka i Grzegorz Schetyna. Kandydatka PiS w poprzednich kampaniach chętnie jeździła na rowerze, ale miała więcej szczęścia od minister Emilewicz. Nie wątpię, że w razie potrzeby szef PO zachowałby się jak gentleman i odstąpił jej swój wehikuł. Skoro nic elektryzującego się w naszej kampanii nie dzieje, to mogliby chociaż przejechać się razem wokół Rynku na elektrycznych hulajnogach.

Uwaga dla mniej zorientowanych. Tytuł felietonu nawiązuje do jednego ze skeczów kabaretu "Koń polski", w którym policjant mówi do faceta zgłaszającego, że ukradli mu rower: Panu ukradli czy pan ukradł, jest pan zamieszany w kradzież roweru.

Narzędzia, które pomogą Ci wybrać

Trwa głosowanie...

W kampanii wyborczej...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska