Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś sprzedawał kebaby, dziś przyszywa ręce

Agata Grzelińska
Ahmed Elsaftawy
Ahmed Elsaftawy Tomasz Hołod
Ta historia nadaje się na filmowy scenariusz: mało kto jest tak wytrwały, jak dr Ahmed Elsaftawy, wrocławski mikrochirurg. Zanim został znanym lekarzem, przez lata był lekarzem na wolontariacie. A, by mieć za co żyć, sprzedawał w barze kebaby.

Jest rok 1993. Na studia medyczne do Polski przyjeżdża młody Palestyńczyk, Ahmed Elsaftawy. Chce zostać chirurgiem. W Katarze, gdzie wtedy mieszka z rodzicami, nie ma jednak wówczas uczelni medycznej. Od znajomego słyszy, że na medycynę warto przyjechać do Polski, bo to fajny kraj. I tani. Szybko się przekonuje, że owszem, kraj to piękny i przyjazny (po latach powie nawet, że Wrocław to jego miejsce na Ziemi), ale polski system edukacyjny potrafi wystawić obcokrajowca na solidną próbę.

Jednak nie ma miejsca

We Wrocławiu okazuje się, że choć wszystko miało być załatwione, zapewniony ma tylko roczny kurs języka polskiego, ale miejsca na uczelni już nie. Po negocjacjach w ministerstwie słyszy, że może studiować, jeśli zda egzamin. Zdaje go jako jedyny z grupy, z którą przyjechał. Szczęście? Nie do końca - wstęp na medycynę jest, ale za pięć tysięcy dolarów rocznie. A on nie ma takich pieniędzy. Znów jedzie do ministerstwa, znów polski system naukowy lekko się do niego uśmiecha - może studiować bezpłatnie. Kłopoty się kończą. Ale tylko na chwilę.

Dyplom ukończenia medycyny to jeszcze nie wszystko - właściwie to dopiero początek drogi. Trzeba zrobić staż, zdać egzamin lekarski, potem specjalizację, a Ahmed Elsaftawy myśli też o doktoracie. System edukacyjny niczym jubiler znów wystawia go na próbę, jakby chciał się upewnić, że ma do czynienia z kamieniem szlachetnym, a nie z tanim szkiełkiem. Rzuca więc absolwentowi Akademii Medycznej kolejne kłody pod nogi.

Jako obcokrajowiec Ahmed Elsaftawy ma problemy ze zdobyciem specjalizacji. Po pierwsze, może wybierać tylko między chirurgią ogólną, chorobami wewnętrznymi albo pediatrią. Bardziej interesuje go chirurgia rekonstrukcyjna, ale trudno - niech będzie ogólna. Na razie. Po drugie, rezydenturę może robić tylko w szpitalu akademickim. Są dwa miejsca, 8 chętnych, on zdaje jako trzeci. Niejeden pomyślałby sobie: „No to pozamiatane”. Ale nie Ahmed. Pisze prośbę do ministerstwa o możliwość robienia specjalizacji w ramach wolontariatu. Dostaje zgodę. Jednak na wolontariusza kliniki też nie czekają z otwartymi ramionami. Przynajmniej chirurgiczne. Uderza do jednej, do drugiej. Bez skutku.

I wtedy przypomina sobie o Klinice Chirurgii Przewodu Pokarmowego we Wrocławiu. Jedzie do kierującego nią prof. Witolda Knasta, który godzi się przyjąć Ahmeda Elsaftawego na specjalizację z chirurgii ogólnej. Młody lekarz wolontariusz musi jednak z czegoś żyć. Szczęśliwie w przychodni w Sycowie szukają lekarza. Dają ogłoszenie do urzędu pracy. Ahmed Elsaftawy dostaje pozwolenie pracy na rok. Obcokrajowcom odmawia się wtedy pozwolenia na pracę w zawodzie, dopóki choćby jeden polski lekarz jest w urzędzie pracy zarejestrowany jako bezrobotny. A przeważnie jakiś jest... Po roku więc urzędnicy pozwolenia na pracę lekarzowi z Palestyny nie przedłużają.

Rano szpital, po południu - kebab. Czytaj dalej na kolejnej stronie

Przyszły chirurg wolontariusz idzie więc do baru znajomego Syryjczyka, gdzie po pracy za darmo w szpitalu przez cztery lata robi kebaby - za pieniądze. Gdy prof. Knast mówi, że będzie konkurs na doktorantów, Ahmed Elsaftawy postanawia w nim wystartować. Nie ma złudzeń: nadal będzie na wolontariacie, ale przynajmniej dostanie stypendium. 650 złotych to niewiele, wystarczy jednak na czynsz za stancję. A na wszystko inne zarabia w barze, w restauracji lub imając się prac dorywczych. Poza barem z kebabami pracuje też w restauracji przy ul. Więziennej, gdzie uczy się podstaw kuchni włoskiej, indyjskiej i oczywiście polskiej. (Potem niejeden raz zrobi wrażenie na ukochanej żonie i znajomych tym, że w pół godziny upitrasi cały obiad, w dodatku bardzo smaczny. Przyzna, że lubi gotować i lubi jeść - pierwszych potraw uczył się na stancjach. Z polskich dań bardzo lubi placki ziemniaczane, placki po węgiersku, pierogi ruskie, bigos, zupy, rybę po grecku. Jedyne, czego nigdy nie spróbuje, to czernina...).

Nie ukrywa, że bywa ciężko, gdy po pracy w szpitalu jego koledzy idą na dyżur na pogotowiu, a on jako wolontariusz pędzi do baru czy restauracji. Ale nie zazdrości im, nie użala się na sobą. Kiedy kolega z Egiptu proponuje mu 20 procent od zysku ze sprzedaży pamiątek, zakłada kaptur, czapkę bejsbolówkę i na placu 1 Maja sprzedaje egipskie bibeloty.

Karta pozwala na etat
Z trzech chętnych na studia doktoranckie robi je tylko wolontariusz. W 2006 roku Ahmed Elsaftawy dostaje kartę stałego pobytu i wymarzone pozwolenie na pracę. Zatrudnia się w pogotowiu ratunkowym i zaczyna odcinać kupony. Wreszcie zaczyna zarabiać jako lekarz. I to niemało.

Wtedy właśnie cały świat mówi o sukcesach szpitala w Trzebnicy. Młody chirurg wie, że właśnie tam chce pracować. Szpital nie ma jednak dla niego etatu. Znowu więc zostaje wolontariuszem. W Trzebnicy pod okiem prof. Jerzego Jabłeckiego z jego świetnym zespołem, w którym wtedy jest też m.in. dr Adam Domanasiewicz, chirurg Ahmed Elsaftawy uczy się mikrochirurgii, replantacji i transplantacji.

W 2009 roku broni doktorat o raku jelita grubego, ale już wie, że skoncentruje się całkowicie na chirurgii ręki. Rok później ówczesny szef SOR-u w Trzebnicy, wspomniany dr Adam Domanasiewicz, mówi mu: „Złóż podanie”. Dr Elsaftawy wreszcie może się pożegnać z restauracją.

Czytaj dalej na kolejnej stronie

Pacjent z Zakopanego
Pracę na oddziale ratunkowym łączy z pracą na oddziale chirurgii. Ma już wtedy za sobą debiut w roli chirurga transplantologa. Na Oddziale Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej z Pododdziałem Replantacji Kończyn, Mikrochirurgii i Chirurgii Ręki w Szpitalu św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy debiutuje zaledwie trzy miesiące po zrobieniu specjalizacji z chirurgii i obronie pracy doktorskiej. Jest sam na dyżurze, gdy lekarz z okolic Zakopanego dzwoni i pyta, czy przyjmie 21-letniego chłopaka, któremu piła tarczowa ucięła połowę dłoni. Uznaje, że sam nie zdoła jeszcze przeprowadzić tak skomplikowanej operacji. Żeby na nowo połączyć pięć kości palców i całe mnóstwo żył (niektórych cieniutkich jak niteczki), trzeba naprawdę fachowca. Jednak jego szef, prof. Jabłecki, przekonuje go, że da radę. Operacja trwa 10 godzin. Dr Elsaftawy operuje sam z instrumentariuszką. I poddaje się. Trzy razy nie udaje mu się zespolić tętnicy. Rano profesor Jabłecki ogląda rękę i mówi: „Nie działa”. Każe młodemu lekarzowi wracać na salę operacyjną. Do pomocy wysyła dr. Janusza Kaczmarzyka, najbardziej doświadczonego transplantologa z całego zespołu. Po 15 minutach ręka działała. Odtąd dr Ahmed nabiera pewności siebie.

Wciąż pracuje w Trzebnicy, przyjmuje też we Wrocławiu, gdzie między innymi ma swój prywatny gabinet. Kilka dni temu po raz kolejny przeprowadza replantację. Przyszywa mężczyźnie z Kościana palce ucięte na pile tarczowej.

Koledzy mówią: odpuść

Niezwykły doktor nie poddaje się także wtedy, gdy w 2005 roku ma wypadek samochodowy i prawie niewładną prawę rękę. Mikrochirurg bez sprawnej ręki? Koledzy sugerują jasno, że powinien sobie odpuścić, wybrać inną specjalizację. Ahmed Elsaftawy uznaje jednak, że zrezygnować zdąży zawsze, jeśli trzeba będzie, tymczasem jednak skupia się na rehabilitacji. Pół roku później wraca i znów staje za stołem operacyjnym.

Nie podaje się nigdy, bo - jak mówi - cel ma zawsze przed sobą, choć może chwilami nie widzi go wyraźnie, nie zamierza go zmieniać ani z niego zawracać. Dodaje, że oczywiście nie poddaje się w granicach rozsądku. Zawsze, gdy jest ciężko, mówi sobie: „Trudno, nie wszyscy mają w życiu wszystko. Trzeba robić swoje i iść dalej”. Taką ma zasadę, że nie zazdrości, że nie marudzi. Przeciwności go mobilizują. Zaciska zęby i robi swoje, wierząc, że uda się osiągnąć cel. Nietrudno mu uwierzyć, gdy mówi, że aby zrealizować marzenia, warto robić wszystko, co się da, oczywiście nie przekraczając granic prawa ani przyzwoitości, których przekraczać nie wolno. Dlaczego?

- Każdy dobry uczynek zostanie wynagrodzony - odpowiada dr Ahmed.

Dom we Wrocławiu

Mimo że, delikatnie mówiąc, w nowej ojczyźnie często nie było łatwo, doktor Ahmed Elsaftawy kocha miejsce, w którym żyje. Wyznaje, że zakochał się we Wrocławiu od razu i kocha go nadal. Od przyjazdu do Polski na studia tylko kilka razy był w Palestynie, w Strefie Gazy, kiedy jeszcze można było tam wjeżdżać. Zawsze, gdy wracając, przekraczał granice Wrocławia, miał na twarzy uśmiech jak rogal. Mieszka tutaj ze swoją żoną Patrycją i córkami - Liną i Larą, a ukochaną Palestynę, gdzie jego rodzina przeniosła się, gdy on przyjechał do Polski, wspiera z daleka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska