Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy zadzwoniła szefowa PiSF, spodziewałem się problemów - mówi Waldemar Krzystek (ROZMOWA)

Justyna Kościelna
Styczeń 2011, plan "80 milionów". Waldemar Krzystek tłumaczy Wojciechowi Solarzowi, filmowemu Staszkowi, co i dlaczego źle zrobił
Styczeń 2011, plan "80 milionów". Waldemar Krzystek tłumaczy Wojciechowi Solarzowi, filmowemu Staszkowi, co i dlaczego źle zrobił Paweł Relikowski
Z Waldemarem Krzystkiem, reżyserem filmu "80 milionów", który został polskim kandydatem do Oskara, rozmawia Justyna Kościelna

Gratuluję! Był Pan zaskoczony wiadomością o nominacji?
I to jak! To było jak grom z jasnego nieba. Nie miałem w ogóle pojęcia, że komisja brała "80 milionów" go pod uwagę, wydawało mi się, że film jest już trochę za "stary". Kiedy więc zadzwoniła do mnie Agnieszka Odorowicz, szefowa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, spodziewałem się raczej kłopotów - pomyślałem, że może chodzić o jakieś problemy z budżetem na mój nowy film, który za dwa tygodnie zaczniemy kręcić w Legnicy. Owszem, o "80 milionach" dobrze mówiono i przed i po premierze, ale nie ukrywajmy - to był piąty, może czwarty film sezonu, a nie wiodący lider. Tym bardziej dziękuję członkom komisji.

Teraz przed wami najcięższe zadanie - trzeba przekonać ludzi, którzy decydują o przyznaniu najpierw nominacji, a później statuetki, że należy się ona właśnie wam. Jest już plan?
Nie, wiadomość o polskiej nominacji dostałem wczoraj po południu, to świeża sprawa. Nawet nie wiem, kiedy spośród półfinalistów wyłonią pięciu kandydatów do Oskara. Wiele zależy teraz od producentów - mam nadzieję, że uda im się zdobyć dobre pieniądze na promocję za oceanem i film uda się pokazać w dziesięciu, może piętnastu amerykańskich miastach. I to sprawi mi najwięcej satysfakcji.

Nie nominacja Akademii?
Nie. W tej chwili jedynym konkretem, jaki mamy jest to, że nasz film zaczyna drugie życie. I że wspaniała historia o wspaniałych, młodych ludziach, których nazywam muszkieterami, trafi do jeszcze większej ilości osób.

Sądzi Pan, że Amerykanom, którzy nie znajdą polskiej historii, "80 milionów" się spodoba?
Nie wiem. Ale ten film robiliśmy także dla tych, którzy nic nie wiedzą i nie znają historii Solidarności. Nie oszukujmy się - dla młodego pokolenia, nawet dla dwudziestoletnich aktorów, z którymi współpracowaliśmy, tamte wydarzenia są jak prehistoria, bajki o zamierzchłych czasach, niemal jak opowieści wojenne serwowane przez dziadków. Myślę, że film jest czytelny - został zrobiony tak, by było wiadomo, kto z kim i przeciwko jakiej sprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska