Wczoraj odwiedziliśmy jeźdźca, który wciąż jest przykuty do łóżka, a na jego nodze widać sporo pourazowych i pooperacyjnych krwiaków. Obok leży sympatyczny towarzysz niedoli, jak się okazuje, również ze świata sportu. - Mateusz Żytko to przecież mój zięć. Teraz gra w Cracovii. Druga córka też o mały włos, a wyszłaby za piłkarza. Kiedyś obie trenowały koszykówkę - zdradza nam sąsiad Świderskiego. Żartowniś. - Może mi pan pomóc? - zapytuje w pewnej chwili, na co niżej podpisany zrywa się na równe nogi z hasłem: "oczywiście". - Trzeba podnieść tę szafkę - zaczyna. - I położyć Piotrkowi na kolano - dodaje. Nie pomogłem. A co u żużlowca?
- Tragedii nie ma, ale kolorowo to też nie jest. Upały przetrwałem, a teraz najwięcej to może zrobić chyba czas - mówi Świderski. Czy czekają go jeszcze kolejne operacje? - Tego dziś nie wiadomo. Lekarze wykonali kawał dobrej roboty, ale resztę dopisze życie. Jeśli chodzi o żebra, sklejają się, choć śmiać się, kichać czy kaszleć to za bardzo nie mogę - dodaje wychowanek WTS-u.
Gdy chodzi o planowany termin powrotu na tor, zawodnik jest bardzo powściągliwy. - Na razie to temat tabu. Nie będę rzucał żadnych dat, bo nie wiem, co będzie. Najpierw muszę się doprowadzić do stanu, który pozwoli na cokolwiek. O wyczynowym uprawianiu sportu nie ma sensu na razie mówić - zauważa Świder. Skalę jego kraksy najlepiej oddawał stan motocykla, który również trafił na "nosze". Z parku maszyn wyjeżdżał na taczkach.
- Na dziś ten motocykl to dla mnie sprawa trzeciorzędna. Nie widziałem go. Ale sam upadek widziałem na powtórkach. Cóż, poszło żużlowe domino i ja ucierpiałem najbardziej. Jak tak na to patrzysz, to wydaje ci się, że mogłem zrobić więcej, ale czas strasznie szybko ucieka. Jeszcze Holder ściągnął mi rękę i całą siłę wziąłem na siebie. Żużel - wraca do tamtej chwili wrocławianin z Rawicza.
W szpitalu często jest przy mężu żona Elżbieta z córeczką Mają, która na świat przyszła 12 maja tego roku, zatem dzień po 28. urodzinach zawodnika. Przywozi ich z Rawicza wieloletni menedżer, sponsor oraz przyjaciel zawodnika - Zygmunt Mikołajczyk. Niemal codziennie pomagają też menedżer Piotr Baron i szefowa klubu Krystyna Kloc, często zaglądają koledzy.
- Dziękuję im wszystkim za opiekę, także lekarzom, pielęgniarkom, całemu personelowi - zaznacza Świderski. Kiedy wyjdzie ze szpitala? - Nie mam pojęcia - odpowiada.
Wyjdziesz z tego, Piotrek, wyjdziesz! Lekarze mają nadzieję, że pacjent będzie mógł wrócić do wykonywania ukochanego zawodu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?