Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy rodzice nie kochają dzieci

Katarzyna Kaczorowska
Rozmowa z Elżbietą Morytą, psycholog, i Anną Mitręgą, pedagogiem.

Jeszcze sto, sto pięćdziesiąt lat temu krzywdą dzieci zajmowała się literatura. Pisali o niej Dickens, Balzak, Orzeszkowa, Burnett i niektórzy społecznicy. Dzisiaj zajmują się tym głównie media, a doniesienia o rodzicach czy opiekunach, którzy biją czy porzucają swoje dzieci, szokują i oburzają. Staliśmy się bardziej wrażliwi czy media bardziej wyczulone na problem?

Elżbieta Moryto: - Jedno i drugie. To, że więcej mówi się o okrucieństwie wobec dzieci, sprawia, że rośnie wrażliwość społeczna. Ale nasze oburzenie nie oznacza, że rozumiemy skalę przemocy. Tę, w różnej formie, i fizycznej, i psychicznej, stosuje ponad 60 procent rodziców. A ilu z nich się do tego w ogóle nie przyznaje? Ile razy osoby mające możliwość interwencji nie robią tego, bo dziecko ma tylko siniaki na pupie?

Anna Mitręga: - Ja podkreśliłabym jednak, że ta rosnąca wrażliwość nadal dotyczy określonej części społeczeństwa, a nie jego całości.

A może trzeba głośno przyznać - nie wszyscy rodzice są dobrzy i kochają swoje dzieci. Są też obojętni. I są okrutni. W końcu historia dzieciństwa liczy sobie niewiele lat, a w przedrewolucyjnej Francji los dziecka był jednym z okrutniejszych.

Elżbieta Moryto: Rzeczywiście stosunek do dziecka, myślenie o macierzyństwie i ojcostwie zmieniały się przez wieki. Dzisiaj to, że większość kobiet w XVIII-wiecznej Francji nie zajmowała się swoimi dziećmi, szokuje. Ale wspomniałam już, że nasza wrażliwość społeczna zmienia się, więc to, co kiedyś było normalne, nie musi być normą dzisiaj. Rzeczywiście jednak nie wszyscy rodzice kochają swoje dzieci.
Anna Mitręga: - Każda rodzina to odrębna historia, ale składająca się zawsze z trzech elementów. W pamięci pokoleniowej zawiera się oziębłość emocjonalna wobec dziecka, które stało najniżej w hierarchii rodziny. W zasobach rodziców mieszczą się ich energia, status materialny, czas, jakim dysponują. I wreszcie trzeci element tej układanki - cechy dziecka, które sprawiają, że jedne dzieci lubi się bardziej, a inne mniej. Pamiętajmy też o czynnikach kulturowych. I te wszystkie elementy razem sprawiają, że mamy do czynienia z różnymi postawami rodziców: od akceptacji do odrzucenia własnego dziecka.
Ci źli rodzice nie potrafią czy nie chcą kochać?

Elżbieta Moryto: Może nie umieją? Panuje przekonanie, że rodzimy się z umiejętnością bycia matką i ojcem, a to jest nieprawda. Tych umiejętności uczymy się we własnym domu. Obojętny czy okrutny rodzic może nie wiedzieć, co to czułość i miłość, bo sam ich nie zaznał.
Anna Mitręga: - Ja myślę, że poza skrajnymi przypadkami każdy rodzic chciałby być dobrym rodzicem, każdy ma w sobie potencjał, ale wielu to wyzwanie przerasta i nie potrafią sobie zupełnie z nim poradzić.

Pamiętają Panie historię matki Kozety z "Nędzników" Wiktora Hugo? To matka idealna, gotowa poświęcić wszystko, by zapewnić dobrą opiekę swojej córeczce, którą - o czym nie wie - oddała w ręce złych ludzi.

Elżbieta Moryto: Ta postawa to wzór. Model. Ale jeśli rozejrzymy się wokół siebie, to zauważymy, że nie każda matka gotowa jest do takich poświęceń.
Anna Mitręga: - To rzeczywiście wzór, ale szczególny, bo bywa, że się wyradza. Taka poświęcająca się matka nie tyle wiąże dziecko z sobą, ile związuje toksyczną relacją.

A kiedy porzuca swoje dziecko, oddaje w ręce oprawcy, to co robić? Potępić?

Elżbieta Moryto: Potępienie jest łatwe i zarazem iluzoryczne - daje nam poczucie moralnej wyższości. Znacznie większym, bo trudniejszym, wyzwaniem jest pomóc takiej osobie. Ja z racji swojego zawodu jestem za pomaganiem.
Anna Mitręga: - Przede wszystkim na pierwszym miejscu postawić dobro dziecka. Jeżeli rodzic porzuca swoje dziecko, to znaczy, że dokonał jakiegoś wyboru. Jeśli zrzeknie się praw do dziecka, to ono dostaje szansę na w miarę normalne życie w rodzinie zastępczej czy adopcyjnej. Natomiast jeśli rodzic ma kłopoty i rokuje, to warto mu pomóc.

Przymusowo?

Elżbieta Moryto: Przymusowa terapia nie przynosi efektu. Ale warsztaty? Czemu nie. Kiedy dziecku dzieje się krzywda, są procedury administracyjne, które je chronią. Te procedury powinny też dotyczyć rodziców. Jeżeli korzystają ze wsparcia instytucjonalnego, na przykład biorą zasiłki, powinni obowiązkowo uczestniczyć w warsztatach czy grupach wsparcia. Tam pod opieką fachowców mieliby szansę zrozumieć i nauczyć się tego, co to znaczy być rodzicem.
Anna Mitręga: - Państwo ma wystarczające instrumenty nacisku, wprowadzanie kolejnych nie ma sensu. Powiem za to, że jest światełko w tunelu. Osiem lat temu, kiedy organizowałam pierwsze warsztaty dla rodziców, nie zgłosił się nikt. Dzisiaj mam aktywne grupy wsparcia, a to znaczy, że nasze postawy się zmieniają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska