Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Dowbor, dziennikarka TV, napisała książkę dla dzieci o... zwierzętach [WYWIAD]

Robert Migdał
Marcin Kozioł i Katarzyna Dowbor (na zdjęciu) stworzyli serię dla dzieci „Stajnia pod tęczą”. Pierwszy tom: „Czary na komary” (wyd. Prószyński) właśnie trafił do księgarń. Cena: 27 zł
Marcin Kozioł i Katarzyna Dowbor (na zdjęciu) stworzyli serię dla dzieci „Stajnia pod tęczą”. Pierwszy tom: „Czary na komary” (wyd. Prószyński) właśnie trafił do księgarń. Cena: 27 zł Dawid Lukasik
Z Katarzyną Dowbor, dziennikarką telewizyjną, która napisała książkę dla dzieci pt. „Czary na komary” z serii „Stajnia pod tęczą”, rozmawia Robert Migdał.

Katarzyna Dowbor pisarką…
Aaa, to za dużo powiedziane. Bardziej bym powiedziała „bajarzem”. (uśmiech).

Jak się narodził pomysł serii książeczek „Stajnia pod tęczą”, której pierwszy tom - „Czary na komary” - właśnie trafił do księgarń?
To był kompletny przypadek. Wszystko zaczęło się od zwierząt. Marcin Kozioł, współautor tej książki, był moim sąsiadem, ale kompletnie się nie znaliśmy. I w pewnym momencie okazało się, że mój piękny kot rasy Maine Coon…

… wielkie te koty są jak psy.
Oj tak, on jest wielkości mojego psa Pepka. I ten mój kot Jagger nagle zaczął tyć, stawał się coraz grubszy. I co się okazało: znalazł sobie dom zastępczy i chodził na obiady do sąsiada, właśnie do Marcina i jego żony Kasi. I kiedy się już okazało, że kot się zaprzyjaźnił z sąsiadami, to i ja się z nimi zaprzyjaźniłam. I tak Marcin poznał mojego kota, potem psa i w końcu stwierdziłam, że musi się spotkać z kolejnym członkiem mojej rodziny – kobyłką Rodezją, która nie mieszkała z nami, tylko w stajni w Chojnowie, niedaleko naszych domów. Na miejscu okazało się, że Marcin zakochał się w koniach.

To była miłość od pierwszego spotkania?
Oj tak, bo on wcześniej nie miał żadnego kontaktu z końmi. Pierwszy koń, na jakim siedział, to była właśnie moja Rodezja. I tak mu się spodobało, że zaczął częściej przyjeżdżać do mojej stajni i do jeszcze jednej, w której mieszka Niunio, główny bohater naszej książki. Marcin zaczął normalnie, regularnie, jeździć konno. Bo to jest sport, który można uprawiać w każdym wieku. Teraz razem jeździmy na spacery…

Złapał bakcyla.
Bo z końmi to tak jest: albo człowiek się od razu zakocha i pozostaje im wierny aż do końca życia, albo koń mu śmierdzi. Jak ktoś do mnie przychodzi w odwiedziny i pierwsze, co mówi wchodząc do stajni, że mu śmierdzi, to wiem, że na pewno nie będzie jeździł konno. I gdy wybudowałam nowy dom, to postawiłam przy nim małą stajenkę, na dwa koniki, i to jest właśnie ta książkowa „Stajnia pod tęczą”. Teraz, kiedy Marcin do mnie przyjeżdża, to wsiada na Surmę, ja na drugiego mojego konia – Rodezję, i jeździmy do lasu na koniach. Opowiadamy i opowiadaliśmy sobie różne historie o zwierzętach i w pewnym momencie Marcin wpadł na pomysł, żebyśmy napisali razem książkę o zwierzętach. Zaczęło się wymyślanie różnych historyjek, które Marcin spisywał.

Bo Marcin Kozioł to zawodowy pisarz…
… autor wielu świetnych książek dla młodzieży, m.in. „Skrzynia Władcy Piorunów”, „Tajemnica Przeklętej Harfy”… Ma wprawę w pisaniu dla młodego czytelnika.

Zwierzęta, życie, które się toczy w stajni, to kopalnia pomysłów.
Niewyczerpana. Bo Marcin i ja tak nie do końca wymyślamy te opowieści, tylko obserwując zwierzęta, ich zachowania, żyjąc z nimi, dostajemy od nich gotowe historie do książek. Moje zwierzęta są równoprawnymi członkami mojej rodziny.

„Czary na komary” nie jest taką zwykłą książką, którą można tylko poczytać dziecku, w łóżku, do snu. Jest mocno interaktywna.
Wymyśliłam, że powinny być w książce jakieś nagrody dla dzieci, konkursy, bo uważam, że człowiek musi mieć w życiu wyzwania - wtedy jest sprawniejszy, jego działanie ma sens. Pamiętam, jaką frajdą w dzieciństwie było w harcerstwie zdobywanie odznak, sprawności. Stąd mój staromodny pomysł w książce, żeby dzieci zdobywały odznakę. Natomiast pomysłem Marcina, który jest młodszy ode mnie i bardziej zaznajomiony z nowinkami technicznymi, i tym, co się dzieciom podoba, jest to, że czytając książkę dzieci mogą korzystać ze swoich laptopów, smartfonów, mogą się zalogować na specjalną stronę internetową i po wpisaniu kodów z książki, dostają coś extra.

Co?
Mogą na przykład zobaczyć zwierzęta, które są pierwowzorami bohaterów książki, na żywo, bo one są sfilmowane. I Niunio, i kuc, który wystąpi w następnej książce, jest i Pepuś – mój pies. A przy okazji na tych filmikach uczymy dzieci np., jak dbać o konia, jak mu wyczyścić kopyta, jak rozróżnić maści konia, jak się nazywają... Myślę, że ta książka, dzięki połączeniu naszych sił, jest dla współczesnej młodzieży.

Oprócz zwierząt, które są bohaterami książki, i które mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, to bohaterkami jest też pani – Katarzyna Dowbor – i pani wnuczka – Janeczka.
Jestem twarzą tej stajni (uśmiech). No i rodzice Janeczki się zgodzili, żeby moja wnuczka była bohaterką książki – więc obie weszłyśmy do świata bajki.

Janeczka była pierwszą recenzentką książki?
Wyjechałyśmy razem na narty, zabrałyśmy jeszcze niewydaną, niepozszywaną książkę, jeszcze w rękopisie, i Janeczka jako pierwsza przeczytała to, co babcia napisała. Codziennie po jednym rozdziale. Bardzo Jance się podobało.
Ta książka to trochę taka odskocznia od codziennej, ciężkiej pracy.
Zwłaszcza od trudnych doświadczeń, jakie przeżywam na planie programu „Nasz nowy dom”. Bo nagrywając ten program jest dużo sytuacji, w których są poszkodowane przez los dzieci i chciałoby się, żeby dzieci miały lepiej niż mają. Bo wielokrotnie nagrywając „Nasz nowy dom” patrzę na ludzką biedę, wielkie tragedie. Dlatego praca nad książką była tym weselszym momentem w moim życiu. Bardzo się z tego cieszę.

„Czary na komary” to pierwsza część, druga ukaże się w czerwcu - „Maść na maść”, a trzecia - „Wojna na miny” - pod koniec sierpnia.
A już planujemy kolejną, czwartą książeczkę. Wystąpi w niej moja klacz Surma.

I kim będzie Surma w kolejnej książce?
Detektywem. Będzie musiała rozwiązać pewną zagadkę. A Surma jest pięknym koniem – hucułem, ale ma swoje humorki: jest niezłą zawodniczką. Jest bardzo ciekawska, więc pasuje na detektywa.

Te wasze książki nie są tylko dla dzieci. To nie są tylko takie zwykłe opowiastki ze świata zwierząt, o ich zwyczajach.
Ma pan rację – bo oprócz tego, że są bajkami, to także uczą. To chyba jest ich największa zaleta. Cudownie jest czytać bajki o królewnach, księżniczkach, ale ważne, żeby w książce dla dzieci sprzedawać też wiedzę. Dlatego postanowiliśmy sobie z Marcinem za punkt honoru, żeby te nasze książki nie tylko uczyły, jak wyczyścić kopyta, grzywę, ale żeby też uczyły pewnych zachowań, żeby uczyły tolerancji, że warto być dobrym dla innych, że jeżeli kogoś kochamy, to musimy mu to powiedzieć, okazać. Może dzięki temu ludzie będą trochę lepsi…

Rozmawiał
Robert Migdał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska