Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kask rowerzysty to nie robota anioła stróża (felieton)

Janusz Michalczyk
archiwum

Są takie przepisy, które po uchwaleniu poprawiają nastrój przedstawicielom ludu, ale tak naprawdę nie mają żadnego wpływu na rzeczywistość. Moim zdaniem do takich pomysłów należy rozważany podobno w kręgach rządowych nakaz wkładania kasku przez dziecko wsiadające na rower. A inaczej mówiąc: zakaz jeżdżenia bez kasku przez małolatów. Oczywiście, w przypadku złamania przepisu nikt nie karałby dzieciaka, ale jego dorosłych opiekunów. A ci po fakcie mogliby co najwyżej złoić nieposłusznemu skórę albo odmówić wypłaty kieszonkowego. Wspomniany przepis w różnych wariantach obowiązuje w niektórych krajach Unii, lecz nikt nigdy nie przedstawił analizy, z której miałoby wynikać niezbicie, że obowiązkowa jazda w kasku spowodowałaby spadek liczby wypadków nie tylko małoletnich rowerzystów - w ogóle jakichkolwiek rowerzystów. Kilka dni temu na antenie jednej ze stacji radiowych wypowiedział się przeciwko wspomnianemu przepisowi Rafał Muszczynko z organizacji Miasta dla Rowerów, słusznie zauważając: kask nie uratuje nikogo przed rozpędzonym autem. Czy rozumie, o co chodzi inicjatorom zmian? - zapytał dziennikarz. I usłyszał w odpowiedzi, że Muszczynko nie rozumie, bo to nie ma sensu. Dodajmy, że małe dzieci raczej nie jeżdżą bez opieki ulicami o dużym natężeniu ruchu, a na uliczkach osiedlowych (jeśli jest to droga wewnętrzna) nie obowiązują przepisy ruchu drogowego. Istnieją zresztą badania, które wskazują, że rowerzysta jadący w kasku paradoksalnie znajduje się w większym niebezpieczeństwie, bo niektórzy kierowcy aut wyprzedzają go w bardziej ryzykowny sposób. Widocznie kask jest dla nich sygnałem, że rowerzysta dba o bezpieczeństwo, co automatycznie - choć zapewne podświadomie - prowadzi ich do przekonania: nic złego mu się nie stanie bez względu na to, jak blisko obok niego przejedzie mój samochód. Rzecz jasna, osobną sprawą jest używanie roweru do rekreacji czy sportu, co oznacza zazwyczaj długie przejażdżki w nieznanym, trudnym terenie albo wręcz wyścigi obarczone ryzykiem upadku. Włożenie kasku tak przez dorosłego, jak i nieletniego ma wtedy uzasadnienie i świadczy o zdrowym rozsądku. Nie zamierzam w tym miejscu rozstrzygać dyskusji, gdzie leży granica między sferą wolności człowieka a sytuacją podejmowania nadmiernego ryzyka, czym powinno już się zająć państwo. Skrajne stanowisko reprezentuje u nas od lat Janusz Korwin-Mikke, idol wielu pokoleń młodzieży. Jego zdaniem np. nakaz używania pasów bezpieczeństwa w samochodzie to zawracanie głowy. Jak ktoś się nie zapnie i zabije, to tylko jego sprawa. Czym to się różni od nakazu jeżdżenia w kasku na rowerze? Tym, że są wiarygodne ekspertyzy, które potwierdzają, że zapięcie pasa wielu osobom uratowało życie. Decydujące znaczenie ma nie czyjeś widzimisię (bo mi się tak zdaje), ale rzeczowe argumenty. Jednak życie nie jest wcale proste. Jestem zdania, że należy poszukiwać złotego środka pomiędzy skrajnościami, lecz jednocześnie wiem, że tenże złoty środek nie jest wcale określony raz na zawsze, nie czeka z utęsknieniem, aż na niego wpadniemy. A czasami w ogóle trudno go znaleźć. To wszystko prawda. Mimo to upieram się, że po to mamy rozum, by go używać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska