W poniedziałek do szpitala wojskowego na Weigla oddelegowano dwie karetki. Jedną około 13 (zwolniono ją o 20), a drugą o 13.40. Ta druga cały czas stoi na podjeździe na SOR z pacjentem gotowym na przyjęcie. W szpitalu na Stabłowicach karetki nie są wpuszczane na podjazd, a na Kamieńskiego nie przyjmuje się pacjentów. Tylko w szpitalnym oddziale ratunkowym przy ul. Borowskiej nie było problemów przez większość dnia. Dopiero wieczorem odmówiono przyjęcia chorych.
Miało być lepiej, szybciej i bezpieczniej. Rok temu, po kontrolach urzędników wojewody na wrocławskich SOR-ach, obiecano, że wielogodzinne wyczekiwanie karetek z pacjentami się skończy, a szpitale nie będą przerzucały chorych niczym gorących kartofli od jednej placówki do drugiej. Niestety, mimo licznych konsultacji oraz opracowania przez urząd wojewódzki tzw. dobrych praktyk nie zmieniło się nic.
- Najgorzej jest na południu Wrocławia. Tam jesteśmy w kropce, bo SOR-y są przeładowane, a przy Borowskiej remontują oddział ratunkowy. Bardzo często jeździmy od szpitala do szpitala. Z izb przyjęć odsyłają nas do SOR-ów na dodatkowe badania, a na SOR-ach musimy czekać, bo albo nie ma miejsc, albo lekarz koordynator mówi, że oddział ratunkowy jest pełny i najlepiej, gdybyśmy jechali do innego szpitala - mówił nam kilka dni temu Szymon Czyżewski, szef wrocławskiej dyspozytorni.
Czytaj więcej o sprawie We Wrocławiu pacjenci z karetek jak gorące kartofle.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?