Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kapitan Jerzy Sumiński - Kukliński Kiszczaka? Jak pupil generała przeszedł na stronę CIA

Witold Głowacki
Kapitan Jerzy Sumiński należał do kilkuosobowego grona ulubieńców generała Kiszczaka w WSW
Kapitan Jerzy Sumiński należał do kilkuosobowego grona ulubieńców generała Kiszczaka w WSW Fot. archiwum Polskapresse
Jerzy Sumiński. Przejście tego wyjątkowo dobrze poinformowanego oficera kontrwywiadu na stronę CIA oznaczało paraliż działań peerelowskiego wywiadu w połowie krajów Zachodu.

Po powrocie z pracy 9 czerwca 1981 r. generał Czesław Kiszczak, szef Wojskowej Służby Wewnętrznej, wyjął ze swojej domowej skrzynki pocztowej niezwykły list. Po jego przeczytaniu natychmiast podniósł słuchawkę telefonu. Uruchomiona rano operacja poszukiwania zaginionego oficera kontrwywiadu nie była już potrzebna.

Podpisany pod listem jedynie inicjałami kapitan Jerzy Sumiński, który poprzedniego dnia nie pojawił się w pracy i od tego czasu nie dał znaku życia, był już w Wiedniu, w ambasadzie Stanów Zjednoczonych albo nawet w samolocie do Waszyngtonu. Nikt go nie porwał ani nie zamordował, Sumiński nie przeszedł też żadnego nagłego załamania, ani nie miał problemów rodzinnych - a takie możliwości brano pod uwagę tuż po jego zniknięciu. Żadna z nich nie mogła być jednak gorsza niż prawda - kapitan Sumiński przeszedł na stronę CIA.

Jego przewerbowanie było ciosem nie tylko dla WSW, ale także dla peerelowskiego wywiadu wojskowego i dla samego Kiszczaka. Sumiński nie był bowiem zwykłym kapitanem ani zwykłym oficerem kontrwywiadu. Przez pięć ostatnich lat służby odpowiadał za zabezpieczenie kontrwywiadowcze ważnych komórek wywiadu, działających między innymi na kierunku niemieckim, włoskim, francuskim i skandynawskim. Mówiąc prościej, Sumiński zabezpieczał tajne operacje peerelowskiego wywiadu przed dekonspiracją - także od wewnątrz. Tym samym należał do ścisłej elity w WSW - do ludzi, którzy wiedzą wyjątkowo dużo nie tylko o sprawach kontrywywiadu, lecz także o działalności wywiadu.

Miał szczegółową wiedzę o Zarządzie II Sztabu Generalnego WP - czyli wywiadzie wojskowym PRL - znał tam dosłownie każdego. Znał dziesiątki nazwisk agentów działających pod przykryciem w handlu zagranicznym, w dyplomacji, prawdopodobnie także wiele szczegółów dotyczących głęboko zakonspirowanych na Zachodzie nielegałów. W dodatku nie pracował wyłącznie w Warszawie - przełożeni kierowali go z misjami do ambasad (i rezydentów wywiadu) w krajach całej Zachodniej Europy - tam również poznał mnóstwo tajemnic. Na tym nie koniec, bo Sumiński zajmował się przecież czymś naprawdę szczególnym, czyli szpiegowaniem szpiegów. Miał dostęp do teczek oficerów wywiadu, znał ich słabości, także te obyczajowe, wiedział o wielu ciemnych sprawkach, które zdarzyły się w wywiadzie. Należał do kręgu najbardziej wtajemniczonych w peereleowskich tajnych służbach.

W pożegnalnym liście Sumiński zapewniał Kiszczaka o swoim "szacunku". Szydził jednak z procedur w WSW

Przejście Sumińskiego na stronę Amerykanów oznaczało więc dla WSW kompromitację, a dla wywiadu wojskowego - prawdziwą katastrofę. Jeszcze ciekawszy jest jednak fakt, że zanim doszło do ucieczki Sumińskiego, cieszył się on osobistą protekcją i przychylnością samego Czesława Kiszczaka. To właśnie przyszły szef MSW ściągnął go z Wrocławia do centrali WSW, to on też przyspieszał jego karierę i powierzał mu coraz bardziej odpowiedzialne i dające dostęp do coraz poważniejszego zakresu informacji zadania. Kiszczak bynajmniej nie miał wielu ulubieńców - w całym WSW podobnym statusem jak Sumiński cieszyło się zaledwie kilku oficerów.
"Złoty chłopak" nie miał jednak skrupułów i porzucił swego protektora. Paradoksalnie w swym pożegnalnym, wystukanym na maszynie liście Sumiński zapewniał Kiszczaka o swym dozgonnym szacunku. Ale zarazem krytykował procedury kontrolne w WSW. Rzeczywiście, to ich nieszczelność na dość elementarnym poziomie umożliwiła Sumińskiemu i jego rodzinie wyjątkowo komfortową ucieczkę. Nikt nie przemycał go przez granicę w bagażniku samochodu, Sumiński wyjechał z kraju przez nikogo nie niepokojony. Przygotowywał ucieczkę wraz z żoną mniej więcej od początku roku. Sam miał paszport dyplomatyczny, który wprawdzie po ostatnim wyjeździe powinien znajdować się w sejfie wywiadu, ale zamiast tego pozostał w kieszeni Sumińskiego.

Natomiast jego żona i córka dostały paszport dzięki sprytnemu wybiegowi - jego żona nie wpisała do kwestionariusza prawdziwego zawodu męża, zamiast tego napisała, że jest pracownikiem fizycznym. Jednocześnie natychmiast - za pośrednictwem ustosunkowanych znajomych - zaczęła zabiegać o przyspieszenie wydania dokumentu. W peerelowskiej rzeczywistości zadziałało to doskonale - wniosek Sumińskiej trafił do rozpatrzenia w specjalnym trybie, bez procedur sprawdzających. Nikt więc nie sprawdzał, czy deklaracja dotycząca pracy męża jest zgodna z prawdą. Żona oficera WSW nie dostałaby paszportu bez zgody WSW. Ale żona pracownika fizycznego niczyjej zgody nie potrzebowała.

4 czerwca 1981 r. rozpoczęła się ostatnia faza planu Sumińskich. Żona i córka pojechały do Wiednia bezpośrednim pociągiem z Dworca Centralnego. Następnego dnia Sumiński pojawił się w WSW, brał nawet udział w naradzie u Kiszczaka. Po południu zgłosił swojemu przełożonemu, że wyjeżdża do rodziny do Poznania i wróci w niedzielę. W rzeczywistości ruszył swoim maluchem w stronę południowej granicy, przekraczając ją bez żadnego problemu. Zatrzymał się dopiero w Wiedniu.

Tam poprosił o azyl, od razu też rozpoczął "spowiedź" przed rezydentem CIA, kontynuowaną potem już w Stanach Zjednoczonych. Swoją wiedzę przekazywał miesiącami - był między innymi wielokrotnie przesłuchiwany w głównej siedzibie CIA w Langley. Potem rozpoczął spokojne życie "honorowego gościa" CIA.

Peerelowski wywiad musiał wstrzymać niemal wszystkie operacje, o których wiedział lub mógł wiedzieć Sumiński. Oznaczało to w zasadzie paraliż działalności wywiadowczej w niemal całej Europie Zachodniej - Sumiński najmniej wiedział o pracy wywiadu w krajach anglosaskich, jednak kierunki niemiecko-skandynawski i romański były przez niego zinfiltrowane niemal całkowicie.
W 1983 r. sąd wojskowy skazał Sumińskiego zaocznie na karę śmierci za zdradę. Kapitan nigdy nie wystąpił o rewizję wyroku, nigdy też nie pojawił się w Polsce.

***

Nowa, marcowa Nasza Historia jest już w kioskach. Zapraszamy do zapoznania się z tematami wszystkich naszych wydań regionalnych:

NASZA HISTORIA. Nowy, marcowy numer

TUTAJ - w serwisie prasa24.pl mogą Państwo już teraz, nie ruszając się z domu, kupić e-wydanie Naszej Historii lub zamówić prenumeratę: PRASA24.PL

Zapraszamy także na profil Naszej Historii na FACEBOOKU i do obserwowania naszego konta na TWITTERZE.

Tweety użytkownika @naszahistoria

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kapitan Jerzy Sumiński - Kukliński Kiszczaka? Jak pupil generała przeszedł na stronę CIA - Portal i.pl

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska