Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kampanie na bakier z prawem. Także we Wrocławiu

Hanna Wieczorek
Niedługo zacznie się proces w sprawie nielegalnego finansowania kampanii Obywatele do Senatu
Niedługo zacznie się proces w sprawie nielegalnego finansowania kampanii Obywatele do Senatu Patryk Ciechanowski-Mirek
Nielegalne finansowanie kampanii wyborczych, martwe dusze, kupowanie głosów i ich fałszowanie... To nie jest opis wyborów w „dzikich krajach”, to polska rzeczywistość

Wybory tuż-tuż. Kto pamięta kandydatów na parlamentarzystów startujących cztery lata temu? Ja nie, musiałam sprawdzić ich nazwiska w przepastnym archiwum Państwowej Komisji Wyborczej. A jednak są sprawy związane z tamtymi wyborami, których nie rozstrzygnięto do dziś. Dopiero w listopadzie odbędzie się pierwsza rozprawa procesu o nielegalne finansowanie kampanii sprzed czterech lat.

Kiedy zapłacicie za ulotki?

W roku 2011 Rafał Dutkiewicz, a właściwie Komitet Wyborczy Wyborców Rafał Dut-kiewicz, wystawił na Dolnym Śląsku ośmiu kandydatów na senatorów. Szturm na Izbę Wyższą okazał się klapą, mandat zdobył tylko jeden - Jarosław Obremski. Wydawało się, że sprawa tej kampanii umarła śmiercią naturalną, ale rok później wybuchła stadionowa bomba z opóźnionym zapłonem. Stadionowa, ponieważ poszło o dymisję wiceprezydenta Michała Janickiego, odpowiedzialnego za stadion miejski i imprezy organizowane na nim.

Rafał Dutkiewicz pożegnał się z Janickim, ponieważ firma Dynamicom nie rozliczyła się z pieniędzy otrzymanych na organizację koncertu Queen i turnieju Polish Masters. W grę wchodziły poważne kwoty. Miasto twierdziło, że przekazało firmie Dynamicom na ten cel 21 milionów, a ta nie rozliczyła się z 14 milionów. Wtedy to szef Dynamicomu ujawnił, że w 2011 roku sfinansował druk i kolportaż plakatów wyborczych komitetu Dutkiewicza. Rzecz w tym, że było to nielegalne, bo przecież firmy nie mogą przekazywać darowizn na fundusz wyborczy.

Śledztwo toczyło się długo, początkowo nawet je umorzono, ale wznowiono je po przejrzeniu zawartości urzędowych komputerów i mejlowej korespondencji z ratusza. W materiałach prokuratury jest i taki list: „Data: 2 września 2011. Godzina 11.11 i 18 sekund. Tytuł mejla: „Kampania”. „Cześć Michał. Ja bym to widział tak: 1. Kampania outdorowa (...), 2. ID MARKETING ULOTKOWANIE - z 3 sety (...)”.

Dalej są pomysły m.in. wykupywania artykułów sponsorowanych, wywiady w mediach, spotkań z wyborcami. „Potrzebujemy spotkania, aby uzgodnić strategię, zrobić sesję, uzgodnić kalendarze, kiedy możemy mieć dostęp do Pana Prezydenta” - kończy swojego mejla Tomasz G.

Całej sprawie dodatkowego smaczku, a może niesmaczku dodaje fakt, iż podobno poszukiwanie sponsorów kampanii odbywało się w związku z inicjatywą prezydenta Wrocławia... I choć nie zamierzam nawet sugerować, że Rafał Dutkiewicz zachęcał do łamania prawa, to ta sprawa nie poprawia wizerunku jego i jego Obywateli do Senatu.

Sprzedaj pan głos

Kupowanie głosów ma w Wałbrzychu długą tradycję - już w 2002 roku sąd zadecydował, że z tego powodu należy powtórzyć wybory do rady powiatu. W 2010 roku sąd skazał dwie osoby powiązane z Platformą Obywatelską za kupowanie głosów, podobno cena wahała się od 10 do 50 złotych.

Sam system był prosty. Naganiacze dostawali pieniądze i ruszali w miasto - w najbiedniejszych rejonach Wałbrzycha wynajdywali ludzi, którzy za drobną opłatą zgadzali się głosować na wskazanego im kandydata. Pierwsza, mniej skuteczna metoda zakładała, że przekupiony wyborca idzie do swojej komisji, stawia stosowny krzyżyk i wrzuca kartę do urny. Po wyjściu jest dokładnie odpytywany, między innymi o to, na którym miejscu na liście znajdował się „jego” kandydat. Jeśli delikwent zdawał egzamin, dostawał zapłatę.

Drugi sposób był bezpieczniejszy. Rano do komisji wyborczych biegły zaufane osoby, które pobierały karty do głosowania i wynosiły je na zewnątrz. Tam „lotna brygada od głosów” wypełniała je i wręczała przekupionemu wyborcy. Ten szedł na wybory, wrzucał do urny przygotowaną kartę, a swoją - dziewiczo białą - wynosił z lokalu wyborczego. Ból głowy mieli jedynie przewodniczący komisji, kiedy podczas liczenia głosów okazywało się, że część kart została wydana innym komisjom. To oni musieli wtedy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zgodne z prawem jest „wymienianie się” kartami i głosami, a podobno i tak się zdarzało.

Kupowanie głosów to nie tylko dolnośląska specjalność. W tym samym czasie, o takim „głosowaniu” mówiło się np. w Tczewie, w Lubuskiem, na Podkarpaciu...

Minęło już pięć lat od wielkiej afery, w której nie tylko udowodniono handel głosami, ale i doprowadzono do powtórzenia wyborów na prezydenta Wałbrzycha. W ubiegłym roku, podczas wyborów samorządowych, nikt nawet się nie zająknął, że powrócono do starych nawyków. I nikt już nie mówi, że „w Wałbrzychu, kto nie kupuje głosów, ten przegrywa”.

Martwe dusze

Tym razem nie będzie o powieści Gogola. Sposób na „martwe dusze” jest prosty i skuteczny, ale da się go zastosować jedynie w małych gminach wiejskich. Jeśli wójt nie jest pewien reelekcji, wzmacnia swoje szanse poprzez tymczasowe meldunki „krewnych i znajomych królika” w swojej gminie. Zadanie? Iść na wybory i zagłosować...

Nie sugeruję, że wszystkie wybory w Polsce zmanipulowano lub co gorsza, sfałszowano. Ale nie udaję, że takich przypadków nie ma. Ba, jestem przekonana, że wiele komitetów ma na sumieniu różne grzeszki. Od zaniżania faktur, po nielegalne finansowanie przez „biznes”. W pewnej gminie wymuszano na przedsiębiorcach startujących w przetargach wpłaty na właściwy komitet wyborczy. Marchewka? Samorządowy kontrakt dużo wyższy, niż rzeczona wpłata. Kampanie na bakier z prawem nie są polską specyfiką. Istotą sprawy jest pytanie, na ile poważnie traktujemy takie przypadki i czy z odpowiednią starannością je karzemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska