Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Już Mieszko I powoływał do służby rezerwistów

Maciej Sas
Maciej Sas
Archiwum Witolda Rynkiewicza
Żołnierze zawodowi giną w pierwszej kolejności, a rezerwiści wojnę wygrywają. Ważne, by komponent armii rezerwowej był przygotowany na takie sytuacje – mówi ppłk rez. dr Witold Rynkiewicz, wykładowca Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu, były komendant jednej z wojskowych komendy uzupełnień w rozmowie z Maciejem Sasem. Wyjaśnia też, kto może został powołany na ćwiczenia rezerwy.

Ostatnie tygodnie przyniosły wiele dramatycznych wręcz doniesień medialnych dotyczących tego, że dorośli polscy mężczyźni dostają powołanie na ćwiczenia rezerwy. Dlaczego Wojsko Polskie tak bardzo uwzięło się na porządnych, zwyczajnych obywateli?
Zacznijmy może od tego, że już Mieszko I powoływał armię rezerwową. Kazał też używać wici – kto się nie stawił na wezwanie, wiedział, jaka kara go czeka… Takim pojawiającym się pretensjom jednocześnie dziwię się i się nie dziwię, gdy wezmę pod uwagę, że w latach 2009-2015 na ćwiczenia w Polsce żołnierzy rezerwy wezwano jedynie 25 tysięcy osób.

To chyba niewiele?
Bardzo niewiele, biorąc pod uwagę, że ta liczba rozkłada się na 7 lat, a więc
nieco ponad trzy tysiące rocznie – kropla w morzu potrzeb. A jeżeli powiem na dodatek, że Jagiellonowie w czasie swoich rządów każdego roku wzywali pod broń więcej rezerwistów niż my aktualnie, to brzmi wręcz śmiesznie.

Proszę wyjaśnić tę potrzebę szkolenia rezerwistów, bo można by zakładać, że skoro mamy armię zawodową, nie ma potrzeby szkolić dodatkowo cywilów i utrudniać im życia.
Owszem, jest armia zawodowa, ale zgodnie z Ustawą o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej, mamy również komponent armii rezerwowej. To znaczy, że każdy dorosły obywatel musi realizować pewne świadczenia na rzecz bezpieczeństwa i obronności kraju. To nie jest wymysł XXI wieku, bo już w wieku XVI wojskowe przepisy nakładały podobne obowiązki na wszystkie grupy społeczne, nawet (co może się wydać niezwykłe) na księży! Ale dotyczyło to też zamków i grodów – był taki słynny przepis o przymuszaniu obywateli do tego, by w razie potrzeby związanej z obronnością przekazywali władcy swoje bryczki i konie. Dlatego to wszystko wydaje mi się absolutnie oczywistą sprawą, że niezbędne jest powoływanie do służby i szkolenie żołnierzy rezerwy.

Każdy, kto jest obywatelem Polski, ma też obowiązki względem swojego kraju, gdy coś mu zagraża?
Właśnie tak – musi się osobiście stawić na szkoleniu albo (jak było przed II wojną światową) powinien udostępnić wojsku swoje zwierzęta pociągowe. Dzisiaj byłyby to oczywiście inne środki transportu. W razie wojny sama armia zawodowa nie da rady uporać się z agresją. Warto w tym miejscu wspomnieć o I wojnie światowej, gdy zmobilizowano w sumie 70 milionów ludzi, czy o II wojnie światowej, kiedy w naszym kraju armia liczyła 350 tysięcy żołnierzy, a zmobilizowano 1,5 miliona rezerwistów, a więc 5 razy więcej! Żadnego państwa nie stać na utrzymywanie półtoramilionowej armii zawodowej.

Jeden z generałów, z którym rozmawiałem przywołał stare powiedzenie o tym, że wojnę zaczyna armia zawodowa, a kończą ją rezerwiście.
To prawda – tak jest od zawsze, że żołnierze zawodowi giną w pierwszej kolejności, a rezerwiście wojnę wygrywają. Rzecz w tym, by komponent armii rezerwowej był przygotowany na takie sytuacje.

Moje pierwsze pytanie było naznaczone dużą dozą ironii, ale teraz już zupełnie poważnie wyjaśnijmy: czy powoływanie rezerwistów na szkolenia jest jakimś szalonym wymysłem jedynie polskich władz wojskowych?
A skąd! Wystarczy popatrzeć na sytuację w innych państwach – zacznę od Szwecji, gdzie przywrócono pobór do wojska. Oczywiście on się odbywa na innych zasadach niż to pamiętamy z czasów zimnej wojny (bo nie o to tu chodzi). Wielu rezerwistów jest nieustannie pod bronią w Estonii, nie wspominając o Szwajcarii czy Stanach Zjednoczonych.

Tam, o ile mi wiadomo, nikt nie ma wątpliwości, że na ćwiczenia rezerwistów trzeba się regularnie stawiać?
Mało tego, że muszą się stawiać, ale na stałe mają w domach mundury, broń czy inne wyposażenie. Miałem kiedyś przyjemność być na takich ćwiczeniach wspólnie z żołnierzami z USA. Tam rezerwista dostawał wezwanie, pojawiał się w instytucji takiej, jak u nas wojskowa komenda uzupełnień, gdzie odbierał bilet na samolot i od razu leciał np. do jednego z państw europejskich – nie miał pojęcia dokąd i po co. Zapytałem go więc, co by było, gdyby odmówił. Odpowiedział: „Mógłbym, ale wtedy musiałbym poprosić o azyl polityczny w Kanadzie…”. I zaczął się śmiać.

Zbierzmy więc to, o czym powiedzieliśmy do tej pory: czemu służy powoływanie „zwyczajnych” ludzi na ćwiczenia rezerwistów?
Pierwszą sprawą jest wyszkolenie takiego człowieka na wypadek wojny, a więc nauczenie go przynajmniej podstaw żołnierskiego rzemiosła: obsługi broni, taktyki, sposobów dowodzenia itd. Druga rzecz to sprawdzenie systemów powoływania ludzi do odbycia służby wojskowej. Uważam, że tu trzeba zmodyfikować pewne rzeczy, dostosować je do wymogów naszych czasów i np. wydać żołnierzom rezerwy mundury, żeby mieli je w domu. Dzięki temu w razie potrzeby nie ustawiałaby się przed jednostką kolejka ludzi, którym trzeba najpierw wydać sprzęt. Przed II wojną światową doszło do takiej sytuacji, że Polska ogłosiła mobilizację rezerwistów, a Niemcy wykorzystali ten momenty i ogłosili, że to Polska szykuje się do napaści na nich. Trzeba więc było się z tego szybko wycofać. Jak z tego wynika, musimy mieć możliwość przeprowadzenia mobilizacji skrytej, o której nie powinniśmy w razie potrzeby mówić oficjalnie, a więc ma to być zrobione w tajemnicy. Amerykanie w czasie jednaj ze swoich interwencji wojskowych zorganizowali taką rzecz. Niestety, gdzieś na autostradzie wydarzył się wypadek i media poinformowały, że o godzinie 3:00 nad ranem przed jakąś tam jednostką ustawiły się dwa tysiące samochodów i w efekcie całą akcję trzeba było odwołać. Musimy więc mieć opracowane i przećwiczone także różne sposoby informowania o mobilizacji.

Może więc powoływanie wszystkich za pomocą tradycyjnej poczty jest już anachronizmem?
Tak, ale proszę zauważyć, że to tylko jeden ze stosowanych sposobów. Bo terenowe organy administracji wojskowej mogą zastosować też akcję kurierską, może to być również akcja kurierska terenowych organów administracji cywilnej (mam na myśli wydziały bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego). Jest też policja, która może dostarczyć karty powołania, a na końcu mamy jeszcze Pocztę Polską – tych możliwości mamy wiele. Wszystkie trzeba przećwiczyć, a dowódcy jednostek i cały system obronny są za to odpowiedzialni. Mobilizacja nie oznacza więc wyłącznie wojskowych zadań – to przede wszystkim mobilizacja gospodarki, ludzi.

Kogo można powołać na takie ćwiczenia w Polsce i czy ktoś taki może się od tego odwołać, zrezygnować?
Zgodnie z Ustawą nie ma odwołania, poza oczywistymi wyjątkami, np. kobieta wychowuje samodzielnie dziecko do 8. roku życia czy ktoś jest obłożnie chory. Aktualnie oficer rezerwy może być powołany do końca roku kalendarzowego, w którym kończy 63 lata, a szeregowy rezerwy – do końca roku kalendarzowego, w którym kończy 55 lat. Pamiętajmy też, że powołanie może dotyczyć nie tylko żołnierzy, ale również cywili, którzy mogą być wojsku niezbędni. To są pracownicze przydziały mobilizacyjne.

Co to znaczy?
To znaczy tyle, że pan redaktor też może zostać powołany nie jako żołnierz, ale jako cywilny pracownik jednostki czy instytucji wojskowej, gdy okaże się, że potrzebny jest ktoś przygotowujący i publikujący komunikaty informacyjne.

Z tego, o czym rozmawiamy, wynika pośrednio, że stan naszych rezerw nie jest piorunująco znakomity. A może się mylę?
(chwila milczenia) To nie jest informacja jawna…

Zrozumiałem. No ale skoro przez lata Wojsko Polskie szkoliło po trzy tysiące rezerwistów albo żadnego, to cudu oczekiwać nie można. Zwłaszcza że zrezygnowaliśmy też z poboru. To znaczy, że potencjalni rezerwiści odwykli od tego, że ktoś może im kazać stawić się w koszarach.
Nie panu mogę powiedzieć, jak przygotowane są nasze rezerwy. Mogę powiedzieć o sytuacji związane z rezygnacją z poboru – to moim zdaniem była słuszna decyzja. Kłopot w tym, że nie zastąpiliśmy tych poborowych innymi żołnierzami. Wprawdzie próbowano tworzyć Narodowe Siły Rezerwowe, ale to chyba nie do końca się powiodło… Trzeba więc wzmacniać wszelkimi siłami armię rezerwową nowymi, młodymi ludźmi.

Jeżeli więc nie ma poboru, młodzi ludzie nie wiedzą, jak postępować choćby z karabinem czy innym sprzętem wojskowym. Trzeba więc powoływać ludzi na ćwiczenia rezerwy, by nauczyli się podstaw wojskowego rzemiosła?
Dokładnie tak, a poza tym Wojsku Polskiemu zależy na fachowcach, a więc specjalistach takich, jak choćby informatycy, operatorzy skomplikowanych maszyn czy pracownicy ochrony zdrowia.

Mówi Pan cały czas o przygotowaniu się na wojnę, choć wielu ludzi twierdzi, że dzisiaj żadna wojna nam nie grozi.
Po okresie „wyluzowania”, jeśli chodzi o te kwestie militarne i mówienia, że podobno nic złego już nie może się wydarzyć, nastąpił zwrot. Myślę, że taka wojna, z jaką mieliśmy do czynienia w XX wieku już nie wybuchnie. Ale różnego rodzaju konflikty militarne wcale nie są wykluczone. Jeśli popatrzymy na mapę, na to, co się dzieje w naszym dalszym i bliższym sąsiedztwie, to jednak powinniśmy być przygotowani na taką ewentualność. Jeśli będziemy dbali o wzmacnianie naszych rezerw, nasza siła odstraszania będzie znacznie większa. Nikt nam nie zrobi krzywdy, bo jesteśmy w strukturach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ale ważne jest też to, o czym mówiła ostatnio pani Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, że chcemy w końcu utworzyć wojskowe struktury europejskie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska