Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeszcze tylko ścieżkę rowerową środkiem A4, na naszych plecach i przez Bałtyk

Arkadiusz Franas
Idę sobie pewną wrocławską ulicą, a dokładnie chodnikiem. Ma nie więcej niż metr szerokości. Jak to bywa w starych miastach. I nagle zza węgła wypada na mnie rowerzystka. Centralnie prosto w krawat. Ale ponieważ do wymaganego wieku emerytalnego jeszcze mi nieco pozostało, to wykonałem unik niczym Mike Tyson za najlepszych lat.

To, że trzasnąłem się uchem w zabytkową kamienicę, to prawie przemilczę. Rowerzystka, bo okazało się, że to ona ze swym rumakiem wyłoniła się zza owego węgła, pożegnała mnie tylko słodkim: "Jak chodzisz, baranie!". I tyle ją widziałem. Zdążyłem jeszcze przyuważyć, że owa dama miał na głowie fryzurę złożoną z filcowanych włosów powszechnie zwanych dredami, a w koszyku trzy książki. Udało mi się jedynie zarejestrować jednego autora: Schopenhauera.

Na pierwszy rzut oka pasował do owej cyklistki z bogatą fryzurą. Ale chyba nie tylko fryzurą. Bo jak się przyjrzeć poglądom tego niemieckiego filozofa urodzonego w Gdańsku i gdy człowiek sobie przypomni, że Schopenhauer głosił, iż świat zewnętrzny istnieje tylko jako wyobrażenie, to wszystko jakoś do siebie pasuje. Ja jako ów przywołany baran byłem tylko wyobrażeniem, więc można sobie po mnie przejechać. I po innych też, bo kilku przechodniów musiało się salwować ucieczką na rusztowania.

To tyle tytułem wstępu do tego, co się dzieje teraz we Wrocławiu. Trwa prawdziwa wojna o każdy kawałek ziemi. Głównie wygrywają rowerzyści. Piesi i kierowcy to wielkie zło, które musi sobie jakoś poradzić. Cyklistom podarowuje się nowe ścieżki, śluzy, mosty, pomosty i co sobie tylko zażyczą. Nie będę wymieniał wszystkich przykładów. Wystarczy spojrzeć, co zrobiono w stolicy Dolnego Śląska na jednym z większych skrzyżowań, czyli na pl. Jana Pawła II, który niektórzy, jakże mało nowocześni, nadal uparcie nazywają placem 1 Maja.

Otóż w tym miejscu, a przez kilka lat mieszkałem w pobliżu i wiem, co piszę, cykliści i piesi w miarę zgodnie żyli w przejściu podziemnym. Wydawało mi się, że miejsca tam wystarczało wszystkim. I nikt nie musiał stawać oko w oko z tramwajem czy samochodem. Chyba jednak wydawało mi się, bo spece od ruchu ulicznego postanowili zwęzić pasy dla aut i namalować czerwone szlaczki, którymi mogą na powierzchni poruszać się zwolennicy pojazdów napędzanych siłą własnych nóg, a jednocześnie amatorzy połykania większej ilości tlenków węgla, siarki i co tam jeszcze są w stanie wyprodukować nasze nowoczesne (?) samochody. Teoretycznie to sprawa wdychających i ich lekarzy pierwszego kontaktu. Ale wymalowywanie tych przedziwnych dróg to już niekoniecznie. Po pierwsze, nie rozumiem, dlaczego kierowcy mają mieć trudniej, a poza tym dlaczego ma być niebezpieczniej. Bo nikt mi nie wytłumaczy, że namalowanie wąskiego paska inną farbą ochroni kogokolwiek.
To nic innego, jak uleganie przedziwnemu terroryzmowi cyklistów. Na szczęście nie wszystkich, bo znam takich, którzy w 100 procentach zgadzają się ze mną. Jako dyżurny rowerożerca, bo taką łatkę mi już przypięto, nadal uważam się za gorącego zwolennika tej formy rekreacji. Ale w rozsądny sposób. I bliżej jest mi do tego sportu niż do także masowego obecnie zainteresowania bieganiem, które o mało już nie wykończyło kilku moich bliższych i dalszych znajomych. A wracając do rowerów. Ta histeryczna obrona cyklisty przed wszystkimi i wszystkim doprowadza do pewnych patologii. Proszę spojrzeć.

Naprawdę pomyślmy o bezpieczeństwie rowerzystów. O obowiązkowych kaskach, kamizelkach odblaskowych, zakazie używania telefonów komórkowych podczas jazdy

Ostatnio nawet nasi posłowie zauważyli, że problemem są piesi chodzący po terenie niezabudowanym i zaproponowali, by obowiązkiem było przywdziewanie jakiegoś elementu odblaskowego, najlepiej kamizelki. Niestety, ich koledzy senatorowie ten projekt odrzucili, ponieważ boją się jednak, że przepis będzie trudny do wyegzekwowania, a więc martwy.

A nie boją się, że jesienią znowu niejeden przechodzień będzie martwy, bo kierowca nie ma szans go zauważyć po zmroku? Zwłaszcza że o tej porze roku uwielbiamy szarobure kurtki. Mam nadzieję, że już niedługo cały ten Senat będzie martwy, czyli wreszcie zostanie zlikwidowany.

A ja mam taką propozycję dla naszych prawodawców. Zacznijcie wreszcie myśleć głową, a nie słupkami poparcia. Bo ja bym taki obowiązek kamizelek odblaskowych wprowadził nie tylko dla pieszych, ale także dla rowerzystów. Ci bardziej rozsądni już od dawna ich używają, co przyjmuję z radością. Przestańmy przymilać się do rowerzystów. Bo co, jeszcze zrobimy ścieżkę rowerową na autostradzie A4? No i koniecznie przez Bałtyk. Jak szaleć, to po całości....

Naprawdę pomyślmy o bezpieczeństwie rowerzystów. O obowiązkowych kaskach, kamizelkach odblaskowych, zakazie używania telefonów komórkowych podczas jazdy, zakazie słuchania muzyki i wielu innych podobnych elementach. I nie chcę słyszeć, że to ograniczanie jakiejś wyimaginowanej wolności. Ta wojna na ulicach to nie przelewki. Tu naprawdę idzie o życie, a nie o kilka kilogramów czerwonej farby i święty spokój kilku urzędników. Wszystkich. Rowerzystów, pieszych i kierowców. Bo, niestety, nie zawsze kończy się tylko na "uważaj, baranie"… Pozdrawiam Panią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska