Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jest w co inwestować

Bożena Kończal
Materiały Prasowe
Rozmowa z prof. Romanem Kołaczem, rektorem Uniwersytetu Przyrodniczego

Panie Profesorze, sektor rolno-spożywczy w Polsce to swoisty fenomen: powszechne narzekanie, że się nie opłaca, słyszymy na zmianę z informacjami, jacy jesteśmy dobrzy.
Sektor obejmujący wytwórców produktów żywnościowych i napojów to ponad 2,5 tysiąca przedsiębiorstw zatrudniających powyżej 9 osób, z produkcją roczną wartości prawie 228 miliardów złotych.
Do tego proszę dodać prawie 1,5 miliona producentów rolnych i hodowców, czyli miejsca pracy 1,8 mln osób, z wartością produkcji dającą 7. miejsce w Europie.
Polska jest największym w Europie producentem pszenżyta, jabłek, czarnej porzeczki, pieczarek, ziemniaków. W produkcji mięsa drobiowego, mleka w proszku, masła mamy 3. miejsce na kontynencie.

To kto narzeka?
Z badań GUS nad koniunkturą w sektorze wynika, że ogólnie pesymistyczne opinie rolników są zróżnicowane zależnie od formy prawnej gospodarstwa rolnego, powierzchni, rodzaju prowadzonych upraw czy hodowli. Nie bez znaczenia są także wiek i wykształcenie osoby kierującej gospodarstwem. I ja to widzę tu na Dolnym Śląsku: mamy gospodarstwa kilkusethektarowe, stosujące nowoczesną technologię, środki ochrony nowej generacji, innowacyjne rozwiązania. Te gospodarstwa uzyskują dochody na poziomie europejskim. Często prowadzą je wykształceni, otwarci na świat ludzie.
Ale ponad połowa producentów prowadzi działalność w gospodarstwach do 5 hektarów. Produkują praktycznie na własne potrzeby, nie zarabiają, nie inwestują, ich rodziny żyją biedniej. Biznesowo gospodarstwa 200-300-hektarowe są najkorzystniejszym rozwiązaniem. Także ze względu na wprowadzanie na wsi innowacji.

Trudno nie odnieść wrażenia, że innowacyjność w rolnictwie sprowadzono głównie do mechanizacji.
To też było konieczne, postęp w tym zakresie wpływa i na dochody, i na jakość życia. Potrzebujemy jednak innowacyjności, polegającej na wprowadzaniu nowych środków, zaawansowanych materiałów, technologii dostosowanych do lokalnych warunków i procesów. To wymaga dwóch elementów: wiedzy i pieniędzy. Według GUS w 2013 roku podstawowym źródłem finansowania innowacji w polskich firmach były środki własne, nic więc dziwnego, że wprowadzały je głównie firmy duże, zatrudniające powyżej 250 osób. Jeśli ten mechanizm przyłożymy do struktury rolnictwa, to mamy wyjaśnienie, dlaczego nie jest ono innowacyjne. Połowa producentów rolnych jest mała i nie ma kapitału.

A wiedzę?
Mamy problem z przepływem wiedzy. Efekty badań naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego to w ciągu roku 1200 publikacji w specjalistycznych wydawnictwach, zazwyczaj zagranicznych. Ma to obiektywne uzasadnienie: naukowcy oceniani są na podstawie punktów zdobywanych za takie publikacje. Ale przecież praktycy nie czytają zagranicznych specjalistycznych wydawnictw naukowych! Często o sukcesie rynkowym producenta zdecyduje zastosowanie rozwiązania dostosowanego do lokalnych warunków (konkretnej gleby, wody, ukształtowania terenu). A to nie jest obszar zainteresowania nauki w wymiarze globalnym. Szukamy na wrocławskim Uniwersytecie Przyrodniczym sposobów, by przepływ wiedzy odblokować. Mamy wiedzę, patenty, zaplecze badawcze. Mamy ogromny potencjał produkcyjny. Ale równocześnie importujemy nie tylko banany i pomarańcze, ale także na przykład wieprzowinę. Bo jeżeli hodowca duński jest w stanie uzyskać 30, a nawet więcej prosiąt od jednej lochy, a polski piętnaście – to koszty produkcji są nieporównywalne. Ta sama rasa, podobne warunki klimatyczne, tylko tamci producenci chcieli mieć i mają wiedzę o tym, jak różnymi metodami stymulować hodowlę. To poważne wyzwanie dostrzeżono, projektując też podział środków unijnych do roku 2020 i na wsparcie transferu wiedzy do producentów, rozwoju przedsiębiorstw rolno-żywnościowych przeznaczono 13,5 miliarda euro w PROW.

Może bardziej opłacalną perspektywą jest rolnictwo ekologiczne jako nasza narodowa specjalność?
Trzeba zachować proporcje! Ilu czytelników stać na kupowanie droższych jajek od na przykład kurki zielononóżki? Obawiam się, że niewielu. Pozwólmy, by mieli zawsze wybór i mogli kupić tańsze jajka z fermy. Przy czym warto podkreślać: to jajko z fermy jest tak samo pełnowartościową i bezpieczną żywnością. Rozwój rolnictwa ekologicznego jest proporcjonalny do zamożności społeczeństwa i dlatego np. w Austrii 14 proc. produkcji mleka pochodzi z gospodarstw ekologicznych, w Danii – 13 proc., u nas 0,3 proc.
Nastawienie się wyłącznie na ekologiczne rolnictwo byłoby też błędem w kontekście wyzwań globalnych, przed którymi stoimy: do 2050 roku produkcja żywności na Ziemi musi się zwiększyć 2,5-krotnie.

Prof. Roman Kołacz, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu

Lekarz weterynarii, profesor nauk rolniczych, wykładowca akademicki, rektor Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Jest specjalistą w dziedzinie higieny i dobrostanu zwierząt oraz ekotoksykologii. Od lat prowadzi działalność z zakresu ochrony zwierząt przed zadawaniem im zbędnego cierpienia zarówno w kraju, jak i Europie.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska