Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Połomski kończy dziś 80 lat: "Nie jest ze mną źle, ale czuję że się starzeję"

Robert Migdał
Jerzy Połomski kończy 18 września 2013 osiemdziesiąt lat.
Jerzy Połomski kończy 18 września 2013 osiemdziesiąt lat. fot. Paweł Relikowski
– Na scenie śpiewam z całym przekonaniem. Nie znaczy to, że trzeba wykrzyczeć piosenkę – to bardzo częsty błąd młodzieży śpiewającej. Od początku do końca drą się na scenie tak, że mało co nie urodzą – mówi Gazecie Wrocławskiej Jerzy Połomski, piosenkarz, który dziś kończy 80 lat.

Słyszałem, że bardzo nie lubi Pan wywiadów...
To prawda. Bo po 55 latach na scenie, po tylu rozmowach z dziennikarzami, co ja mogę panu nowego powiedzieć?

Na przykład to, że kończ Pan 80 lat. Coś takiego zdarza się tylko raz.
(uśmiech)

Tort? Masa świeczek? Tłum gości?
1933 rocznik jestem. Śmieszne, ale nigdy nie celebrowałem ani urodzin, ani imienin. Wiele razy dowiadywałem się z radia, że „Jerzy Połomski dziś świętuje...”. Zawsze mnie to zaskakiwało. Bywało, że na koncercie ludzie, w dniu urodzin, zaczynali mi śpiewać „sto lat”, a ja byłem oszołomiony.

Przyjaciele, rodzina – nie dzwonili z życzeniami?
Jestem typem samotnika i nie mam obok siebie osób, które by mi przypominały o ważnych datach. Poza tym, co tu świętować? Kiedy mija osiemdziesiątka, to już się czasem odczuwa utratę pamięci, są prapoczątki demencji. Człowiek na starość robi się bardziej płochliwy.

Kokietuje Pan. 80 lat na karku, a Pan świetnie wygląda, występuje, tryska humorem, żartuje.
Grzeczny pan jest i z grzeczności mi pan mówi, ale ja swoje wiem. To prawda – nie jest ze mną jeszcze źle, ale czuję, że się starzeję. I nie mam na to wpływu. Inni ludzie mają czasem złudzenia co do swojego wyglądu: że to mają jeszcze piękne, tamto. Ja takich złudzeń nie mam. Tylko proszę mi nie prawić więcej komplementów, bo nie pomagają w samokrytyce.

Na Pana występach sale pękają w szwach, a bilety na koncert rozchodzą się w jeden dzień. Publiczność sama Pana komplementuje.
Każdy koncert jest sprawdzianem. I ma pan rację – gdy odpowiedź jest na „tak” – to artysta ma powody do satysfakcji.
Czasem też reakcja publiczności daje do myślenia.
Ludzie mówią – to mi się podoba, a to mniej. I wtedy zastanawiam się: może trzeba coś zmienić w występie? Nie zawsze jednak idę tą drogą, jakiej chcą fani. Bo niekiedy szukają po prostu rozrywki, a ja przeciwnie, chcę na scenie trochę spokoju. Niekiedy trzeba dać też ludziom więcej mądrego tekstu w piosenkach, choć istnieje obawa, że mniej zaklaszczą. Ale przecież nie można robić w życiu wszystkiego dla oklasków.

Artysta musi zaskakiwać?
Tak. Teraz mam koncerty wokół swojej rocznicy – 55 lat na scenie. Będę podczas nich śpiewał nową piosenkę „Mój kraj”. Tekst Jacek Cygan napisał do muzyki, którą dostałem wiele lat po śmierci kompozytora Jerzego Abratowskiego. To był świetny kompozytor, związany z Polskim Radiem, jego piosenki śpiewaliśmy wszyscy. Jego żoną była piosenkarka Ludmiła Jakubczak.

Która zginęła tragicznie.
Po występie w telewizji w Łodzi. On prowadził samochód, ona siedziała z tyłu i z jakichś powodów – uderzył w drzewo i zabił niechcący swoją żonę. Wiele lat ratowali  mu „psyche”, bo nie mógł dać sobie rady: cały czas obwiniał się za śmierć ukochanej. Wyjechał później do Stanów Zjednoczonych, ożenił się powtórnie. Po latach, kiedy już nie żył, jego druga żona zadzwoniła do mnie. Powiedziała, że Jerzy Abratowski życzył sobie przed śmiercią, by do mnie trafiła napisana przez niego piosenka. I tak dostałem w spadku muzykę do piosenki „Mój kraj”. Postanowiłem ją śpiewać na jubileusz – jako coś nowego.

A mówił Pan, że nic nowego nie powie.
(uśmiech)

Ale nadal Pan śpiewa swoje największe hity: „Bo z dziewczynami”, „Cała sala śpiewa z nami”.
Ponad pół wieku na scenie nie można odłożyć w niepamięć. Trzeba się przypominać w tym repertuarze, który ludzie lubią, z którego mnie zapamiętali. Nie mam żadnych złudzeń: jestem przywiązany głównie do publiczności z mojego pokolenia, swoim piosenkarstwem, swoim repertuarem, stylem śpiewania. I dlatego jestem wierny tej starszej publiczności – dla niej śpiewam i razem z nią odejdę. Nie oszukuję się. Wokół mnie jest dużo pustych miejsc wśród ludzi, którzy dla mnie pisali piosenki, komponowali, moja widownia też umiera. Dziś młodzież szuka czegoś innego. Nie chodzi „na Połomskie-go”. A to, czy mnie ktoś kiedyś odświeży, posłucha, powie, że był taki piosenkarz – to nie jest ważne. Każde pokolenie ma swoich idoli.

Z zespołem Big Cyc zaśpiewał Pan jednak nową wersję „Bo z dziewczynami”. I młodzi ludzie oszaleli na jej punkcie. Zyskał Pan popularność w nowym pokoleniu.
Dziwi mnie i śmieszy ta cała sytuacja, bo powstanie nowej wersji nie wymagało ode mnie grama pracy. Chłopcy z Big Cyca nauczyli się szybko, bo to zdolni ludzie, prościutkiej piosenki, a ja byłem tylko refrenistą. To było miłe doświadczenie pokazać się z młodym, pokrzykującym, sympatycznym zespołem. A muszę panu zdradzić, że o mały włos bym z nimi tej piosenki nie zaśpiewał.

Dlaczego?
Bo miałem dużo utworów z „dziewczyną” w tytule. I kiedy zadzwonili z Big Cyca z propozycją wspólnego nagrania piosenki, to mówili, że chodzi o utwór „Jak to dziewczyna”. I zaprosili mnie do studia, żeby z nimi zaśpiewać ten utwór. A nie „Bo z dziewczynami”. Pojechałem, bo „Jak to dziewczyna” to piękny tekst, całą historię się opowiada. Zresztą, ta piosenka zupełnie do nich nie pasuje i dlatego ta propozycja tak mnie zaciekawiła. A kiedy już siadłem w fotelu, obok zespół, to nagle słyszę od Krzysztofa Skiby, że to o inną piosenkę chodzi. Pomyłka zaszła zwyczajna. Nie chciałem im jednak sprawić zawodu i nie odmówiłem. Jak już przyjechałem, to zaśpiewałem to, co chcieli.

I się spodobało.
Ale pewnie tylko dlatego, że ja, Połomski, trochę starszy pan, zjawiłem się w towarzystwie młodych ludzi. Publiczność lubi takie rozrywkowe duety.

Dla Pana zawsze liczył się w piosence piękny tekst.
Niestety moi autorzy już poumierali, a ja troszkę grymaszę, gdy dostaje teksty od dzisiejszych twórców.

Bo?
Bo nie mają do mnie „kluczyka”: albo mnie w tekstach postarzają, i piszą mi „że lata minęły”, „że czas na wspomnienia” i „wszędzie łzy”. A mnie takie teksty nie interesują.

A co chciałby Pan teraz śpiewać?
Chciałbym, żeby tekściarze traktowali mnie tak jak kiedyś, mimo upływu lat. Przecież mam 80 lat i mimo takiego wieku śpiewam piękne teksty Adama Kreczmara. Na przykład „Daj”– piękny polski erotyk. No i co? Nie mam z nim żadnego problemu: na scenie się wyżywam w erotyku, śpiewam z całym przekonaniem. Uważam, że tylko wtedy trafię do ludzi, kiedy nie będę śpiewał obojętnie. Występ trzeba nasycić emocjami. Nie znaczy to, że trzeba wykrzyczeć piosenkę – to bardzo częsty błąd młodzieży śpiewającej. Od początku do końca drą się na scenie tak, że mało co nie urodzą. Nie wiedzą jeszcze, że z czasem to przestaje robić wrażenie, bo zwyczajnie robi się to męczące. To są błędne ścieżki. Trzeba ich unikać.

Może ci młodzi piosenkarze, piosenkarki, mają złych nauczycieli.
Może. Ja miałem wybitnych: Irena Kwiatkowska, Aleksander Bardini. Przez cztery lata w Wyższej Szkole Teatralnej nauczyli mnie wszystkiego, co mi się w pracy na estradzie przydało: szacunku do zawodu, do publiczności. Uczyli zwracać uwagę na wymowę, to, jak mówić krystalicznym, pięknym polskim językiem. A dzisiaj? Artyści mówią tak byle jak, że nie raz się ich nie rozumie.

Nauczył się Pan jak podtrzymywać napięcie i atmosferę podczas występu. Młodzi mogliby się od Pana wiele nauczyć.
W piosence powinno się pokazać raz, góra dwa razy, że ma się głos. Potem artysta powinien skupić się na przekazaniu tekstu, wartości w nim zawartych. I tu dzisiejsi piosenkarze mają problem – dziś nie pisze się tekstów piosenek, tylko refreniki, kilka wierszy, które się w kółko powtarzają. No cóż – jakie pokolenie, taka estetyka. Mnie nie interesują wulgaryzmy w muzyce, dosłowność. Lubię delikatność, piosenka musi mieć tajemnicę. Teraz w telewizji i na scenie jest na bakier z dobrym smakiem. Gdy widzę jakiś talent-show, to od razu chce mi się wyłączyć telewizor.

Przecież wielu wykonawców, którzy się pojawiają w takich programach, świetnie śpiewa.
Ale kopiują zagranicznych wykonawców i zagraniczne szlagiery. To się oczywiście bardzo  podoba publiczności z bardzo prostego powodu: bo znają tę piosenkę, znają jej pierwowzór. I zależy jej tylko na zabawie, rozrywce. Więc bije brawo. A to myli młodego wykonawcę. On nie wie, że zaczną go cenić, dopiero gdy będzie miał repertuar specjalnie dla niego napisany, kiedy będzie oryginalny. A poza tym – ci jurorzy w tych „show”. Oczy mi z orbit wyszły, kiedy zobaczyłem panie jurorki, jak się wyrywają do konkursowiczów, tulą się do nich. Dla tych młodych, początkujących ludzi, którzy są nieprzygotowani do tego zawodu, to bardzo zgubna reakcja. Oni nie są zahartowani, uwierzą w siebie za wcześnie i staną się pięknisiami. Będą cały czas czekać na poklask, a gdy go nie dostaną, zrobi się im przykro i może się zdarzyć tragedia. Artyści nie powinni się sprzedawać za tani pieniądz, żeby tylko ktoś się nimi zainteresował. Na scenie trzeba zrobić aurę. Występ to nie może być teatrzyk.

Może ich interesuje tylko „duża kasa”.
Pieniądze są rzeczywiście wielkie. Chciałbym mieć takie honoraria, jak ta dzisiaj zarabiająca młodzież. Za czasów Polski Ludowej mieliśmy stawkę z góry ustaloną przez ministerstwo. A i tak głównie na nas zarabiał PAGART, czyli agencja artystyczna, która wszystkie pieniądze brała a nam zostawiała marne grosze. Płyty też nie były dochodowe, ale niczego nie żałuję. Bo poza kwestią finansową, wyjątkowo dobrze przeszedł mi ten czas przeszły: byłem dopieszczany przez publiczność, nie musiałam się wkupywać specjalnie w jej łaski, nie musiałem być nieszczery. Może dzięki temu ludzi mnie też szczerze traktują.

Żałuje Pan czegoś z tych 55 lat kariery?
Raczej nie. Bardzo dużo śpiewałem, i to na żywo. Kiedyś żałowałem, że tak mało nagrałem płyt. Choć po czasie okazało się, że nie ma czego żałować. Mam koleżanki, które nagrywały płytę za płytą a dziś widać, że nie zawsze im to wychodziło atrakcyjnie. Lepiej zostawić po sobie dobre nagrania, choć mało, niż mnóstwo – a średnich lub byle jakich.

Dlatego zawsze Pan stawia na jakość? Na koncertach też?
Nigdy nie miałem koncertu, żeby wszystko od początku do końca poszło z taśmy. Zawsze się starałem śpiewać na żywo. Teraz zdarza mi się, że śpiewam jedną, dwie piosenki, gdzie wokal jest z taśmy. Ale zawsze mówię widowni, uprzedzam, że będę dokładał swój głos do siebie. Jestem uczciwy – bo gdybym chciał, to bym oszukał ludzi. Potrafię to, ale nie chcę. Publiczności należy się szacunek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska