Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Chudeusz, trener koszykarzy Śląska: Chcemy "podłubać" w obronie

PK
Jerzy Chudeusz (z prawej) był asystentem Milivoje Lazicia (z lewej). Teraz to "Chudy" będzie odpowiadał za wyniki Śląska
Jerzy Chudeusz (z prawej) był asystentem Milivoje Lazicia (z lewej). Teraz to "Chudy" będzie odpowiadał za wyniki Śląska Janusz Wójtowicz
O swojej współpracy z trenerem Milivoje Laziciem i o pomyśle na poprawienie gry Śląska Wrocław mówi Jerzy Chudeusz, który przed świętami Bożego Narodzenia awansował z asystenta na pierwszego szkoleniowca zespołu.

Tuż przed Bożym Narodzeniem dowiedział się Pan, że zastąpi Milivoje Lazicia w roli pierwszego trenera Śląska. Przypuszczam, że przy świątecznym stole nie zapominał Pan o koszykówce.
To nie mogły być spokojne święta, bo trzeba było sobie już coś w głowie układać. Popatrzeć z innej perspektywy na zespół, na to, co się robi i myśleć o najbliższym meczu z Anwilem (w poniedziałek we Włocławku - dop. PK). Musiałem znaleźć na to czas i koszykówka zabrała mi trochę ze świąt.

Co powiedzieli Panu włodarze klubu, ogłaszając swoją decyzję? Jest Pan trenerem tymczasowym czy ma pełne zaufanie i będzie prowadził zespół do końca sezonu?
Nie usłyszałem ani jednego, ani drugiego. Myślę, że zawsze ma się zaufanie do trenera, gdy powierza mu się rolę pierwszego szkoleniowca. Przedstawiono mi, jaka jest sytuacja zespołu i jakie są fakty. Usłyszałem, że trzeba coś zrobić, żeby zespół zaczął wygrywać. Oczywiście to nie jest prosta sytuacja, żeby w ciągu kilku dni dokonać takich zmian, aby drużyna od razu zaczęła grać lepiej. To trudne zadanie, ale podjąłem się tego. Nie ustalaliśmy, jak długo będę pracował i czy jestem trenerem tymczasowym. Myślę, że to będzie pochodna najbliższych meczów.

Przed sezonem wiele osób mówiło, że po awansie nie powinno się zatrudniać nowego trenera, tylko pozwolić Panu i Tomaszowi Jankowskiemu kontynuowanie pracy. Zwłaszcza, że Panowie nie są żółtodziobami i w ekstraklasie już pracowali.
Nie jest moją rolą ocenianie decyzji personalnych. Nasza współpraca z Tomkiem Jankowskim był w poprzednim sezonie udana. I to nie był pierwszy raz. Niekiedy decyzje personalne są takie, a nie inne i trudno mieć na nie wpływ. Gdy przed sezonem usłyszałem, że zatrudniono Milivoje Lazicia, przyjąłem to normalnie. Wiem po prostu, jakie są koleje losów trenera. Taki to zawód. Mówi się przecież, że kiedy zaczynasz pracę, to tylko kwestią czasu jest, kiedy tę pracę stracisz.

Historia zatoczyła jednak koło i znów będzie Pan pracował z Tomaszem Jankowskim. Z tą różnicą, że to Pana nazwisko będzie wpisane w rubryce „pierwszy trener”.
Rzeczywiście, pierwszym trenerem jestem ja. Z Tomkiem dużo rozmawiamy, ale ostatecznie decyzyjność pozostanie w moich rękach. Choć to nie jest tak bardzo istotne, bo Tomek wie, że będziemy współpracować i wymieniać się swoimi opiniami. Zrobimy razem wszystko, by Śląsk zaczął grać lepiej. Nie chodzi o to, kto jest pierwszym, a kto drugim trenerem, bo sukces i tak ma wielu ojców, a porażka jest sierotą.

Nauczył się Pan czegoś nowego od Milivoje Lazicia?
Zawsze i od każdego można się dowiedzieć czegoś nowego. Ja od wielu lat jeżdżę na różnego rodzaju kliniki trenerskie. Większość rzeczy, które tam oglądam, są mi znane, ale mimo to warto w czymś takim uczestniczyć. Zawsze można podpatrzeć coś nowego, poznać inne spojrzenie na koszykarskie zagadnienia. Każdy trener może czerpać z tego i wprowadzać do swojej - jak to mówią Amerykanie - filozofii. I tak też było w moim przypadku z trenerem Laziciem, który pochodzi z innej szkoły, ma swoje, trochę inne, podejście do pracy z drużyną. Z tej wspólnej pracy zawsze coś zostanie. W naszym fachu trzeba się uczyć całe życie.

Czyli nie miał Pan problemu z tym, że był asystentem dużo młodszego trenera, który jeszcze nic nie osiągnął?
Nie mam i nie miałem z tym żadnego problemu. Nie jestem typem człowieka, który ma wielkie ego. W moim przypadku sprawy prestiżowe nie wchodziły w rachubę. To nie jest ujma na honorze, że byłem asystentem trenera Lazicia.

No, to co Pan wymyślił przez te święta, by gra i wyniki Śląska były lepsze?
Nie powiem panu, bo pan napisze i nie zaskoczymy Anwilu (śmiech). W ciągu paru treningów nie jest łatwo wprowadzić wiele znaczących zmian. Myślimy o pewnych zmianach w ataku, ale w tym momencie bardziej chcemy "podłubać" w defensywie. Powiedziałem to zawodnikom na pierwszym spotkaniu. Jeżeli będzie nam się to układało, to spokojnie, drogą ewolucyjną, będziemy przechodzić do innych kwestii. Koszykówka jest prostą grą - trzeba zdobywać punkty i sprawić, by przeciwnik rzucił ich mniej. Potrzebna nam są zwycięstwa, ale nie możemy robić rewolucji. Pewne, drobne zmiany można zastosować, na przykład jednych zawodników wykorzystywać w większym stopniu niż dotychczas, a drugich mniej. Musimy wytworzyć dobrą chemię w zespole i ducha waleczności.

A co dotychczas najbardziej szwankowało. Na co, jako asystent, zwracał Pan uwagę trenerowi Laziciowi?
Sporo ze sobą rozmawialiśmy i trener Lazić słuchał moich uwag, trenera bardziej doświadczonego. Czasami z tego korzystał, a czasami nie, bo decyzję i tak podejmuje pierwszy trener. Lazić był na początku swojej pracy, dopiero zaczynał budować swoją legendę. On wcześniej współpracował z wielkim szkoleniowcem, jakim jest bez wątpienia Svetislav Pesić, i chciał jego metody wprowadzić tutaj. Dla mnie to też było swego rodzaju doświadczenie, ale nie zawsze jest tak, że te same schematy da się wprowadzić do każdego zespołu. To trzeba umieć wyśrodkować. Jak już powiedziałem, trener musi uczyć całe życie, ten zawód to wymusza.

Nie tak dawno do zespołu dołączył Paul Miller. To zawodnik, który daje nadzieję, że Śląsk będzie miał czym straszyć rywali pod koszem. Wcześniej gra wysokich nie wyglądała najlepiej.
Od początku sezonu mieliśmy pewne problemy z graczami podkoszowymi. Paul Miller nie jest stuprocentową "piątką", ale na dobrą sprawę w tych czas trudno takich zawodników znaleźć. Paul miał sporą przerwę od grania zanim do nas przyszedł. Potrzeba mu jeszcze treningów. Trzeba się liczyć z tym, że on może być teraz trochę rozkojarzony. Treningi zaczął z Laziciem, a teraz ja przejąłem pałeczkę. To niesie za sobą pewne zmiany, które mogą u Paula wprowadzić trochę zamieszania. Ale to i tak wartościowy, silny koszykarz i powinien nam pomóc swoim doświadczeniem.

Rozmawiał Paweł Kucharski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska