Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedzie pociąg ze Świdnicy i Kudowy-Zdroju. A kiedy wreszcie przyjedzie z Lubina?

Grzegorz Chmielowski
fot. Paweł Relikowski
No i znów mamy nowy rozkład jazdy pociągów. Czy lepszy od poprzedniego? Na Dolnym Śląsku są wreszcie nowe linie. Rusza pociąg ze Świdnicy do Wrocławia. Co prawda już sa głosy krytyczne: tylko cztery połączenia dziennie i rano zbyt późny wyjazd, by zdążyć do pracy czy szkoły. Ale jednak po kilkunastu latach przerwy udało się powiązać bezpośrednio stolicę Dolnego Śląska ze stolicą księstwa świdnicko-jaworskiego, jak mówią fani historii. Poza tym dla świdniczan w cenie 8 złotych w obie strony. Czyli za połowę tego, co płacimy w autobusach. Czy Koleje Dolnośląskie kupią świdniczan tym tanim biletem? Zobaczymy.

Od niedzieli pociągi znów połączą też, po remoncie torów, stolicę dolnośląskich uzdrowisk, czyli Kudowę-Zdrój, z Kłodzkiem i tym samym resztą świata. Piękne widoki gór i lasów gratis. Przy okazji upomnę się w tym miejscu i momencie o połączenie Wrocławia ze stolicą polskiej miedzi. W Lubinie dworzec został zburzony. Tory co prawda są, ale pozwalają rozwijać pociągom jedynie prędkości rowerowe. Wystarczy to, by wozić rudę miedzi z kopalni do hut.

Z powodu złych torów musiano wycofać się z eksperymentu, jakim parę lat temu było połączenie kolejowe Lubina z Wrocławiem przez Legnicę w cenie legnickiej. Ponieważ prawie nikt nie jeździł, pociągi zawieszono. Na jak długo? Samorządowcy w zagłębiu miedziowym uważają, że połączenia kolejowe Lubina z Wrocławiem i światem mają sens. Oczywiście pod warunkiem, że pociągi jeżdżą z odpowiednią prędkością. Jednak PKP nie remontuje torów, co sprawę beznadziejnie oddala w jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość.

W niedzielę wchodzi w życie nowy, trzeba podkreślić, roczny plan kursowania pociągów. Bo jak uświadamia podróżnym kolej, te wcześniejsze, z marca, czerwca czy października, a także te, które niechybnie nastąpią za parę miesięcy, to tylko korekty. Powodowane są przez harmonogramy pracy ekip remontujących tory, wiadukty, stacje itd. Dla menedżerów współczesnych kolei to pewnie bułka z masłem te wszystkie zmiany, bo i tak w większości jeżdżą samochodami. Wiernych pasażerów, jak zauważyłem, też to raczej średnio dotyka, gdyż większość wprowadzonych w niedzielę nowości ma charakter kosmetyczny. Ten pociąg odjeżdża parę minut szybciej - ten zaś chwilę później.

Całkiem inaczej podchodzą do tych często zmieniających się rozkładów jazdy kolejowi związkowcy. Otóż twierdzą, że - delikatnie rzecz ujmując - sprawiają one, że maszyniści muszą ciągle sięgać do rozkładów i oczywiście je czytać. A powinni przecież być skoncentrowani na tym, co się dzieje przed lokomotywą. Kiedyś, przypominają związkowcy, maszyniści na pamięć znali harmonogram kursowania pociągów, bo zmieniano go raz w roku. Nie było tylu remontów, więc wiedzieli, gdzie są roboty, gdzie trzeba koniecznie zwolnić. Teraz na pewno nie nauczą się trasy na pamięć. Przyznam się, że ciarki po plecach mi przechodzą, gdy słucham takich wypowiedzi. I mam nadzieję, że jednak maszynista patrzy tam gdzie trzeba, by bezpiecznie dojechać do celu. A wypowiedzi związkowców to wołanie o stabilizację i profilaktyka, która jest potrzebna wszędzie w publicznym transporcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska